GMINNE ULGI NIE SĄ MAGNESEM

Tadeusz Markiewicz, Wojciech Kowalczuk
opublikowano: 1998-10-20 00:00

GMINNE ULGI NIE SĄ MAGNESEM

Dobra wola lokalnych władz nie wystarczy, by przyciągnąć inwestora

TRZEBA DOPASOWAĆ: Wiktor Woś, ustępujący burmistrz Czaplinka uważa, że gmina powinna przygotowywać infrastrukturę pod konkretnego inwestora. fot. Borys Skrzyński

Często media wspominają o gminach, które odniosły sukces, ściągając do siebie znakomitych inwestorów. Nie mają problemu bezrobocia, a ich budżety wyglądają całkiem przyzwoicie. Są jednak i takie gminy, które mimo ukłonów w stronę biznesu wciąż muszą czekać na swój wielki dzień. Są i takie, które nie muszą zachęcać nikogo, bo inwestorzy sami się do nich pchają.

W ciągu ostatnich sześciu lat podwarszawska gmina Nieporęt zdołała przyciągnąć kilku inwestorów. Choć jest ona atrakcyjnie położona przy Zalewie Zegrzyńskim — największym zbiorniku wodnym w pobliżu Warszawy, to nie „wypoczynkowe” ulokowanie gminy decydowało o ich zainstalowaniu. Najważniejszym atutem Nieporętu okazała się bliskość stolicy. W gminie zainwestowały m.in. Bericap, producent nakrętek, Skoga — wytwórca pieczywa do restauracji sieciowych, Ostervig, działający w branży elektromaszynowej, czy Poor — producent zbrojeń budowlanych.

Bez planu

— Przed sześcioma laty, kiedy rozpoczynaliśmy działania zachęcające inwestorów, nie mieliśmy żadnego planu. Zależało nam na przejęciu, drogą komunalizacji, jak największej powierzchni gruntów, które później sprzedawaliśmy inwestorom. Powstała w ten sposób pula 100 hektarów. Kiedy ktoś decyduje się na zakup, to — by nie uszczuplić jej — pozyskujemy następne tereny — mówi Stanisław Mazur, zastępca wójta Nieporętu.

Zresztą, jak przyznaje Stanisław Mazur, do tej pory Nieporęt nie dorobił się konkretnego programu zachęt dla inwestorów. Uznano go za zbyteczny.

Na ile to możliwe

— Postawiliśmy na rozbudowę infrastruktury niezbędnej dla firm produkcyjnych. Powiększamy i modernizujemy sieć energetyczną, gazową, wodociągową i kanalizacyjną. Około 40 proc. naszego gminnego budżetu przeznaczamy właśnie na tego typu inwestycje. Finansujemy je z podatków, subwencji, wpływów ze sprzedaży i dzierżawy gruntów. Nie emitujemy obligacji i nie zaciągamy kredytów. Kiedy pojawia się zainteresowany inwestor, zapoznajemy się z jego potrzebami i na tyle, na ile jest to możliwe, staramy się stworzyć najlepsze warunki dla jego firmy — deklaruje Stanisław Mazur.

Położenie Nieporętu nad Zalewem Zegrzyńskim nie stanowi jeszcze poważnej karty przetargowej dla inwestorów. Jak mówi Stanisław Mazur, nie pojawili się chętni do wyłożenia pieniędzy na ośrodki rekreacyjne, choć podobno w planach gminy leży zagospodarowanie tego zbiornika wodnego.

Mimo ulg zero sukcesu

W tak dobrej sytuacji jak Nieporęt nie znajduje się natomiast zachodniopomorska gmina Czaplinek. Miasto i gmina stale są zagrożone strukturalnym bezrobociem. Jego władze wpadły na pomysł utworzenia regionalnej strefy inwestycyjnej. Miała ona powstać na terenie dawnego lotniska w Broczynie, odległego od Czaplinka o trzy kilometry. Władze gminy oferowały potencjalnym inwestorom m.in. całkowite zwolnienie z podatku od nieruchomości przez dziesięć lat, ulgi w zakupie gruntu oraz opłatach za użytkowanie wieczyste. Na razie efekty są mizerne, a raczej żadne.

— Bezpośrednich inwestycji w strefie do tej pory nie mieliśmy. Nie zgłosiło się też zbyt wielu chętnych kandydatów. W tej chwili prowadzone są rozmowy z dwoma zainteresowanymi podmiotami, wolałbym jednak nie podawać ich nazw. Jeden z nich jest zainteresowany produkcją samolotów i w tym celu mógłby wykorzystać część pasa startowego — wyjaśnia Wiktor Woś, ustępujący burmistrz Czaplinka.

Nie ma przeszkód

Zdaniem Wiktora Wosia, następny burmistrz będzie musiał zintensyfikować działania. Przedstawiciele gminy wybierają się w listopadzie na targi inwestycyjne do Poznania. Według niego, brak infrastruktury nie jest w tej chwili wielką przeszkodą.

— Gdyby ktoś się zdecydował na zainwestowanie swej gotówki, to w ciągu trzech miesięcy jesteśmy w stanie przygotować infrastrukturę właśnie pod potrzeby konkretnego inwestora. W tym celu gmina spokojnie mogłaby zaciągnąć kredyt w banku, bo i tak w jakiejś perspektywie czasowej byłoby to opłacalne przedsięwzięcie — podsumowuje Wiktor Woś.