Europejski Kongres Finansowy nigdy nie przebiegał w tak minorowych nastrojach jak w tym roku. Każda debata dotyczącą makroekonomii, finansów publicznych, sektora finansowego kończyła się alarmistycznymi prognozami na przyszłość. A debata prezesów była wręcz biciem w dzwony na trwogę.
Debata szefów banków, którą od lat organizuje EY, kończy co roku EKF i stanowi żelazny punkt programu kongresu. To wisienka na torcie intelektualnych rozważań ciągnących się przez trzy dni, miejsce retorycznych popisów prezesów, którzy w ramach zazwyczaj swobodnej rozmowy omawiają listę wyzwań, z jakimi musi zmierzyć się w przyszłości sektor.

Związek Banków Niepaństwowych
W tym roku wszystko było inaczej. Zmienił się prowadzący – zamiast Krzysztofa Bieleckiego rozmowę moderował Zbigniew Jagiełło, członek rady programowej EKF. I była to dobra zmiana, bo nastrój debaty daleko odbiegał od lekkiego tonu moderacji, do jakiego uczestników kongresu przyzwyczaił były premier. Zbigniew Jagiełło próbował żartem rozładować nieco mroczny klimat, ale nikomu do żartów raczej nie było.
Kolejna zmiana to brak przy głównym stole (debata składa się jeszcze z trzech podstolików: makroekonomia, ryzyko, IT) prezesów czołowych państwowych banków: PKO BP i Pekao. Obecny był natomiast szef BOŚ Banku. Z PKO BP sytuacja od początku EKF była niejasna, ponieważ logo banku znajdowało się wśród patronów kongresu na głównym banerze, ale nie było go w papierowej wersji programu rozdawanego uczestnikom. Początkowo pojawiła się informacja, że PKO BP wycofał się z patronatu w ostatniej chwili. W rzeczywistości było odwrotnie: bank w ostatniej chwili podpisał umowę z EKF.
Nieobecność Iwony Dudy, prezeski PKO BP i Leszka Skiby, prezesa Pekao miała pewien symboliczny wymiar, ujawniający brak spójności sektora bankowego, w którym podział na banki zależne od rządu i kontrolowane przez zagranicznych inwestorów jest coraz wyraźniejszy. Nie zabrali głosu w debacie, w której prezesi innych banków mówili o zagrożeniu dla żywotnych interesów sektora bankowego. Ponad dekadę temu, Mateusz Morawiecki, wtedy czynny bankowiec, był w grupie inicjatywnej, która obrała sobie za cel reformę Związku Banków Polskich, tak by należyty głos uzyskały w nim duże banki. Był nawet pomysł utworzenia Związku Dużych Banków. Być może nadszedł moment na utworzenie Polskiego Związku Banków Niepaństwowych.
Powtórka kryzysu z lat 70
I ostatnia uwaga odnośnie debaty prezesów: zmiana retoryki, odejście od gładkich sformułowań i gładkich słów, byle nie powiedzieć czegoś zbyt ostro. W tym roku tego nie było.
- Przestańmy się oszukiwać, że jest dobrze, od dawna nie jest dobrze. Rząd udaje, ze jest dobrze, mam wrażenie, że instytucje systemu bezpieczeństwa zdają się tego nie zauważać, lub za późno sygnalizować. Jako środowisko wprawdzie nie udajemy, że jest dobrze, ale w imię po staremu definiowanej poprawności za słowo jesteśmy niedostatecznie alarmistyczni. W związku z tym ja będę alarmistyczny – powiedział Cezary Stypułkowski, prezes mBanku.
Następnie odczytał esej, jaki dzień wcześniej spisał w pociągu, jadąc na EKF, jak wyjaśnił, po to, żeby dokładnie przedstawić to, co chce powiedzieć. Cezary Stypułkowski widzi wiele analogii między bieżącą sytuacją makroekonomiczną i geopolityczną, a latami 70 ubiegłego wieku: wysoka inflacja, konflikt zbrojny dwóch systemów, twarde embargo, stagflacja, zamrożenie rynków „dla egzotycznych walut”, protekcjonizm.
- Wiara, że nasza chata z kraja doprowadzi nas do tego, co mieliśmy w Polsce w końcówce lat 70. i na początku lat 80. Gdyby ten scenariusz miał się zrealizować -nie powiem że na pewno to się stanie - to uważam, że jest przed nami bardzo wiele turbulencji, na które jesteśmy nieprzygotowani, mamy otwarty front problemów, które są lekceważone – stwierdził szef mBanku.
Tu wyliczył cały katalog problemów: od gigantycznego („prawdopodobnie największego na świecie”) poziomu efektywnych obciążeń podatkowych, przez brak poszanowania zasady przestrzegania umów, nieprzygotowanie i „atrofię” systemu sądowego”.
- Mam żal do instytucji systemu bezpieczeństwa. To, co się dzieje, powinno skłaniać do bardziej aktywnego udziału – powiedział Cezary Stypułkowski.
Żarty się skończyły
Komentując ten swoisty manifest, Zbigniew Jagiełło zapytał uczestników debaty, czy zostało coś jeszcze z negatywnych rzeczy do powiedzenia, czy są jakieś pozytywy.
- Trudno mi zdobyć się na optymizm. Zderzamy się z wyzwaniami, na które rząd ma wpływ, które mogłyby się nie pojawić – powiedział Przemek Gdański, prezes BNP Paribas Bank Polska, odnosząc się do pomysłu wakacji kredytowych dla wszystkich.
Zwrócił uwagę na nieprzewidywalne środowisko regulacyjne i coraz mocniej ugruntowujące się przekonanie, że banki to studnia bez dna, z której można czerpać, zgodnie z zasadą, że jakoś sobie poradzą.
Najsłabszy sektor w Europie
Michał Gajewski, prezes Santander Bank Polska, powiedział, że martwi się o klientów, bo krótko i średnioterminowo, scenariusze są złe i bardzo złe.
- Czy klientów będzie stać, żeby korzystać z produktów kredytowych? To jest mój ogromny ból głowy. Jesteśmy odpowiedzialni za depozyty, ale też za finansowanie klientów, a ono może być w znacznym stopniu ograniczone – stwierdził Michał Gajewski.
Bardzo mocne, emocjonalne wystąpienie miał Joao Jorge Bras, prezes Millennium, co miało tym silniejszy efekt, że jest on zazwyczaj bardzo stonowany w swoich wypowiedziach. Stwierdził, że z gruntu fałszywe są odniesienia obecnego kryzysu do kryzysu pandemicznego, który miał charakter zdrowotny, a nie finansowy.
- Naprawdę staram się być optymistą. Niestety nie sposób nim być. Problemem nie są wysokie stopy, ale długoterminowe wysokie stopy. Najgorsza dla mnie nie jest wysoka inflacja, ale inflacja poza kontrolą. Pięcioletnie obligacje są oprocentowane na 7 proc, to oznacza, że przez pięć lat takie będą stopy. Zła wiadomość to nie wysokie ceny energii, to niedobory energii w najbliższą zimę, walka o żywność na świecie – wyliczał Joao Jorge Bras.
Nigdy nie było gorzej
- Czy już było kiedyś gorzej? – z tym pytaniem Zbigniew Jagiełło zwrócił się do Brunona Bartkiewicza, szefa ING Bank Śląski, który w branży jest od lat 90.
Prezes milczał chwilę.
- Nie, nie było – odpowiedział.
Dodał, że jesteśmy zupełnie nieprzygotowani na co to co może się wydarzyć.
- Stan zagrożenia musi być potraktowany bardzo poważnie. On narasta i nie możemy sobie z tym poradzić. Powinno się dążyć do ograniczania czynników niepewności, a nie zamiatać je pod dywan i powodować, że nowe czynniki dołączają do starych – powiedział Brunon Bartkiewicz.
Wśród polskich grzechów wymienił brak spójnej polityki, a wręcz prowadzenie polityki sprzecznych celów, brak dialogu społecznego, brak doceniania pożytecznych efektów gospodarki rynkowej.
- Musimy doprowadzić do efektywnego dialogu, przestać podważać zasady gospodarki. Ja wiem, że się powtarzam, ale to trzeba cały czas mówić – powiedział szef ING Bank Śląski.
Zauważył, że wiara w to, że sobie poradzimy, bo dawaliśmy radę w przeszłości, jest złudna.
- Nie jesteśmy przygotowani na prawdziwy kryzys, bo go nie mieliśmy od wielu lat. Były tylko zaburzenia. Czy jesteśmy gotowi na wielki kryzys - jestem pewien, że nas nie dotknie, ale takiego scenariusza nie możemy wykluczyć – moja odpowiedź brzmi: nie jesteśmy – powiedział Brunon Bartkiewicz.