Gospodarczy przegląd roku

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2013-12-30 00:00

Widmo recesji i rosnący dług publiczny, ale też rekordowo niska inflacja i szał na polskie obligacje. W naszej gospodarce było w tym roku i wesoło, i smutno.

— Zaczęło się od lekkiego, romansowego akcentu. Ludwik Sobolewski, prezes GPW, na początku stycznia stracił posadę, bo na jaw, czyli na łamy „PB”, wyszło, że bardziej niż nad rozwojem giełdy czuwa nad rozwojem kariery aktorskiej swojej młodej partnerki. Wśród spółek giełdowych zbierał pieniądze na film, w którym miała zagrać ukochana. Te romansowo-kinematograficzne zamiłowania zapędziły Ludwika Sobolewskiego do Bukaresztu — teraz kieruje tamtejszym parkietem.

— Pierwsze miesiące 2013 r. to jednak także czas mizerii w polskiej gospodarce. Dynamika PKB spadła do 0,5 proc., czyli czuć było w powietrzu zapach recesji. Na szczęście, polskie firmy po raz kolejny pokazały, gdzie mają zagraniczne kryzysy, i od II kw. gospodarka zaczęła wyraźnie przyspieszać. W IV kw. wzrost gospodarczy prawdopodobnie zbliżył się już do 2,5 proc. Czyli nadal jesteśmy jedyną gospodarką Unii Europejskiej, która od dwóch dekad nie zanotowała recesji.

— Wiosna była dla polskiej gospodarki wyjątkowo udanym czasem z jeszcze jednego powodu. Polska na parę miesięcy stała się gwiazdą rynków finansowych. Polskie obligacje cieszyły się gigantycznym zainteresowaniem inwestorów, a odsetki od długu spadły do niewyobrażalnych dotychczas poziomów (w maju zanotowano 2,63 proc., wobec 5,12 proc. rok wcześniej). Choć ten szał na polskie obligacje wynikał w dużej mierze z polityki Fedu w USA, minister Rostowski pękał z dumy, a jego konto na Twitterze — zwykle milczące — rozgrzane było do czerwoności.

— W następnych tygodniach padły jeszcze dwa inne, równie ważne, rekordy polskiej gospodarki. Najpierw w czerwcu do najniższego poziomu w historii spadła inflacja (0,2 proc.), a zaraz w ślad za nią poszły stopy procentowe — Rada Polityki Pieniężnej w lipcu obniżyła oprocentowanie do rekordowych 2,5 proc. Wreszcie mogliśmy poczuć się jak kraj rozwinięty, a nie bananowa republika — mieliśmy stabilny pieniądz i tani kredyt. Zamknięty został kolejny etap transformacji ustrojowej.

— Niestety, o podobnym paśmie sukcesów nie można było mówić w polskich finansach publicznych. Ministerstwo Finansów pod rządami Jacka Rostowskiego dopuściło, by dług publiczny po raz pierwszy od początku transformacji niebezpiecznie zbliżył się do progów ostrożnościowych i pojawiła się realna obawa, że uruchomiona zostanie drastyczna procedura sanacyjna (cięcia wydatków, które wpędziłyby gospodarkę w recesję).

— Żeby gasić ten pożar, Polska poświęciła dwa atuty, którymi dotychczas chwaliła się za granicą — progi ostrożnościowe i emerytalne zaskórniaki. Najpierw w czerwcu rząd zapowiedział zawieszenie limitu długu publicznego, potem we wrześniu przedstawił program przejęcia większości aktywów OFE. Na krótką metę obniży to dług publiczny i uchroni Polskę przed ostrymi cięciami wydatków, ale problemu nie rozwiązuje. Dzięki tym zmianom zadłużenie Polski będzie dalej szybko rosło i kiedyś trzeba będzie coś z tym zrobić, a politycy po raz kolejny udowodnili, że nie panują nad finansami publicznymi.