Hossa kapryśna jak nigdy

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2012-08-23 00:00

Nowy rynek byka na surowcach jest faktem. W przeciwieństwie do wielkiej hossy zakończonej rok temu teraz inwestorzy są bardziej wybredni

Zmierzające w szybkim tempie w stronę magicznego pułapu 6 zł ceny paliw na stacjach to najlepsze przypomnienie, że na wyraźnie tańsze surowce trzeba jeszcze poczekać. We wtorek skala wzrostu najważniejszego indeksu surowcowego S&PGSCI od ostatniego dołka przekroczyła 20 proc. To wystarczy, by zgodnie z popularną definicją nazwać hossą trwające od dwóch miesięcy zwyżki.

Selektywne zwyżki

We wtorek na giełdzie towarowej w Chicago najwyżej w historii były notowania soi. Kukurydza jest już o dwie trzecie droższa niż w połowie czerwca. Pszenica od początku roku zyskała już 43 proc. To nie może pozostać bez wpływu na ceny żywności. Jak wynika z obliczeń oenzetowskiej agencji FAO, w skali świata skoczyły one w lipcu o 6,2 proc., czyli najwięcej od listopada 2009 r. Efekty widać w notowaniach spółek rolnych z warszawskiego parkietu. Całość głębokich strat z wiosny odrobił już Kernel.

Odbić się od dna zdołały nawet papiery spółek znanych z luźnego podejścia do spełniania danych inwestorom obietnic. Przykładem jest 39-procentowa zwyżka notowań Agrotonu. Nie tylko ceny żywności idą w górę. Za sprawą obaw o rozwój sytuacji wokół irańskiego programu atomowego jak na drożdżach rosną notowania ropy. Cena baryłki odmiany brent skoczyła w dwa miesiące o 28 proc. Równie duży wzrost ostatnio obserwowano w czasie fali hossy surowcowej rozpoczętej jesienią 2011 r.

Zwyżki omijają natomiast metale przemysłowe. Wszystko dlatego, że zupełnie gdzie indziej tkwią ich przyczyny. Niemal roku temu większość towarów drożała w oczekiwaniu na dodruk gotówki przez amerykańską Rezerwę Federalną. Dziś Fed nie jest już tak wielkoduszny, a też Europejski Bank Centralny wykazuje sporą wstrzemięźliwość.

— W ciągu ostatnich kilku miesięcy najmocniej drożejącym segmentem rynku były zboża i miało to związek wyłącznie z kłopotami ich producentów, a zwłaszcza z suszą w USA — ocenia Sudakshina Unnikrishnan, analityk brytyjskiego banku Barclays.

Tam, gdzie podaż nie zmaga się z równie dużymi problemami, hossy próżno szukać. Przyczyna to postępujące spowolnienie gospodarki chińskiej, największego na świecie konsumenta, m.in. miedzi, wieprzowiny i bawełny. W lipcu dynamika produkcji przemysłowej była najniższa od ponad trzech lat. Wyniosła zaledwie 9,2 proc., co mocno rozczarowało analityków. Podobnie jak eksport, który wzrósł o symboliczne 1 proc. — Chiny znalazły się w sytuacji, w której niemal z dnia na dzień rosną zapasy wszystkiego, począwszy od węgla, a skończywszy na stali. A to dopiero początek długiej i mroźnej zimy, przed którą stoi gospodarka — przestrzega Zhang Hongxia, prezes Weiqiao Textile, lidera chińskiego przemysłu lekkiego.

Zapasy węgla w porcie Qinhuangdao były w lipcu najwyższe od 2008 r., a rezerwy stali wzrosły od początku roku o 19 proc.

Efekt? Notowania rudy żelaza, podstawowego składnika stali, spadły od początku ubiegłego roku już prawie o połowę (Chiny są odbiorcą aż 60 proc. surowca transportowanego drogą morską). W Indonezji zamknięto huty cyny odpowiedzialne za 70 proc. produkcji największego w kraju zagłębia przemysłowego. Notowania metalu spadły od początku roku o 32 proc. Jeszcze bardziej przeceniono w tym czasie nikiel i aluminium.

Słabe perspektywy spółek

— Koniunktura na rynkach metali przemysłowych odzwierciedla to, co się dzieje w światowym przemyśle. Spośród najważniejszych metali jedynie w przypadku miedzi możemy mówić o równowadze między popytem i podażą — tłumaczy Michał Marczak, szef analityków DI BRE.

To oznacza trudne warunki dla notowanych na GPW przedstawicieli przemysłu ciężkiego. Od końca maja kursy Impexmetalu i Hutmena niemal nie drgnęły, choć w tym czasie WIG skoczył o 11 proc. O niespełna 6 proc. urosły notowania Alchemii. Na tle rynku zyskał jedynie KGHM, który w tym okresie może pochwalić się 31-procentowym wzrostem kursu.

— Spółki przemysłowe na GPW wchodzą w okres spowolnienia. Przed nimi kolejne trudne pół roku — prognozuje Michał Marczak.