Znaleźliście kiedyś stówkę w dawno nienoszonej marynarce? Z PPK, czyli pracowniczymi planami kapitałowymi, będzie podobnie, tyle że pieniądze będą znacznie większe, a cieszyć się nimi będziecie na stare lata. Pieniądze się znajdą, jeśli ich wcześniej nie wypłacicie. Nie namawiam do tego, chyba że naprawdę znajdziecie się w trudnej sytuacji. Jeśli nie, to najlepiej oszczędzać i tylko patrzeć, jak rośnie. Ja zajrzałem wczoraj na rachunek PPK (adres to rachunek.mojeppk.pl) i przez pięć lat uzbierało się tam kilkadziesiąt tysięcy złotych. Wykres przyrostu stanu mojego rachunku wygląda mniej więcej tak, jak profil podjazdu do francuskiego kurortu La Plagne (wspinałem się tam kilka dni temu na rowerze, łatwo nie było) - stałe nachylenie mniej więcej 8 proc.
Trudno zapomnieć o OFE
Tak, wiem, wielu z was uważa, że jest w stanie samodzielnie wykręcić więcej. Przeczytałem nawet niektóre wasze wpisy na X-ie z października ubiegłego roku.
"Polecam wypłacać i inwestować samodzielnie w ETF na S&P500".
Gdybyście zrobili to właśnie wtedy i kupili któryś z dwóch notowanych na GPW ETF-ów na amerykański indeks, to do dziś nic byście nie zarobili, a jestem pewien, że wielu z was nie wytrzymałoby 20-procentowej przeceny w marcu i kwietniu. I zrealizowało straty.
"Przecież PPK za ten rok nic nie zarobiło. Stopa zwrotu zerowa".
Od tego czasu polskie akcje wzrosły niemal najbardziej na świecie. Zmienność to cecha rynków finansowych, dlatego tak ważne jest długoterminowe inwestowanie.
"Ja wypłaciłem, bo boję się, że Tusk mi ukradnie".
Rozumiem obawy, bo pokutuje historia aktywów OFE (odpowiednie odłożone kwoty przez klientów zapisano na ich subkontach w ZUS, a obligacje skarbowe będące w posiadaniu funduszy zostały umorzone), ale mechanizm PPK jest inny, a oszczędzane w planie pieniądze są prywatne. Jak mantrę powtarzają to przedstawiciele Polskiego Funduszu Rozwoju, państwowej instytucji, która tworzyła PPK i nad nimi czuwa.
"Osobiście i jako Grupa PFR namawiam do długoterminowego inwestowania, bo tylko wtedy siła procentu składanego daje największe efekty. Ale nic złego się nie dzieje – fakt, że ludzie wypłacają środki, gdy potrzebują, potwierdza, że to ich prywatne oszczędności, którymi mogą swobodnie dysponować" - pisał wtedy, w październiku, Mikołaj Raczyński, wiceprezes PFR, kiedy głośno zrobiło się o sporych wypłatach z planów.
Temat wypłat (określanych jako skutek rzekomej "luki w przepisach") wrócił w ostatnich dniach, a komentarz wiceprezesa ze środy jest niemal taki sam: "PPK to środki prywatne - uczestnicy mają pełną swobodę ich wykorzystywania w ramach programu".
Podobają mi się te komentarze, bo nigdy dość przekonywania, jaki charakter ma ten program oszczędnościowy i że nikt (czytaj państwo) nie czyni zakusów, by do tych pieniędzy się dobierać.
Nikt nie zabroni ci popełnić błędu
Uważam, że sami do nich też nie powinniśmy się dobierać, zanim się nie zestarzejemy. Bo skończy się tak jak w Estonii i - idę o zakład - jak wkrótce skończy się na Litwie.
W kwietniu litewskie Ministerstwo Ubezpieczeń Społecznych i Pracy zaproponowało zmiany w prywatnym programie emerytalnym, które umożliwiają wycofanie się z niego i całkowity lub częściowy zwrot pieniędzy. Dyskusja nad sensem i potencjalnymi konsekwencjami reformy była gorąca, a argumenty forsujących ją przedstawicieli rządu wyłożyła szefowa resortu Inga Ruginiene.
„Celem tej reformy jest pokazanie, że bardzo ważne jest myślenie o swojej starości, ale równie ważne jest danie ludziom możliwości wyboru, gdzie chcą inwestować i gdzie chcą oszczędzać. Na razie widzimy wyłącznie pozytywne efekty".
Pod koniec czerwca Sejm w Wilnie przyjął reformę, w ramach której zrezygnowano z automatycznego włączenia do systemu akumulacji, natomiast wprowadzono możliwość wypłaty zgromadzonych już oszczędności w ciągu najbliższych dwóch lat oraz jednorazową wypłatę 25 proc. zgromadzonych środków w dowolnym momencie. Brzmi znajomo, prawda?
Na szczęście jest też zachęta - pozostawiono dodatkową składkę państwową w wysokości 1,5 proc. przeciętnego wynagrodzenia dla osób kontynuujących oszczędzanie.
Łatwo przyszło, łatwo poszło
W 2021 r. w Estonii wdrożono podobną reformę emerytalną, a wiosną tego roku tamtejszy bank centralny opublikował badanie pokazujące jej wpływ na finanse gospodarstw domowych i inflację oraz wykorzystanie pieniędzy pochodzących z funduszy emerytalnych.
Reformę przeprowadzono pod naciskiem niektórych partii politycznych, które były przeciwne tworzeniu prywatnego systemu, a fundusze dały im argumenty, bo nie radziły sobie szczególnie dobrze. Padały nawet hasła o przepalaniu pieniędzy przez fundusze (nasze OFE pobieraly spore opłaty i rywalizowały ze sobą, a nie o zyski klientów). Zliberalizowano więc system w nadziei, że gospodarstwa domowe będą lepiej inwestować swoje pieniądze.
Oczywiście okazało się to mrzonką.
W Estonii pieniądze można wypłacać często - trzy razy w roku i nie częściej niż co cztery miesiące. Po złożeniu wniosku trzeba czekać od pięciu do ośmiu miesięcy. Następnie oszczędzający zostaje usunięty z systemu na - uwaga - dziesięć lat i nie może do niego wrócić nawet jeśli zmieni zdanie.
W pierwszym okienku wypłat we wrześniu 2021 r. odpływy były na tyle potężne, że odczuła to cała gospodarka. Pieniądze wycofała jedna piąta przyszłych emerytów, stanowiły one 24 proc. aktywów filara, co odpowiadało 4,6 proc. ówczesnego PKB. Wycofanie wiązało się z koniecznością uiszczenia 22-procentowego podatku i przekierowaniem państwowej dopłaty do drugiego filaru w wysokość 4 proc. do pierwszego filara.
Ponad 55 proc. wypłaconych pieniędzy wydano w zaledwie trzy miesiące, a 40 proc. poszło na spłatę długów (w tym konsumpcyjnych - zrobiła to prawie jedna trzecia starszych osób). Osoby o niższych dochodach wycofywały pieniądze relatywnie częściej, tymczasem to właśnie one są najbardziej narażeni na ubóstwo po przejściu na emeryturę, więc nie powinny rezygnować z oszczędzania.
Po dwóch latach wszystkie pożyczki zostały zastąpione nowymi, więc ludzie zasadniczo dostali jeden darmowy cykl szybkich pożyczek. Spłacili je, a potem znowu je zaciągnęli. Tyle że nie mają już żadnych oszczędności na emeryturę.
„Zasadniczo wszystkie te pieniądze zostały wydane bezpośrednio na konsumpcję, po prostu odłożone albo wykorzystane na spłatę innych pożyczek. A młodzi ludzie wydali ponad dwie trzecie z nich na konsumpcję w ciągu kilku miesięcy. Pieniądze zostały zabrane, ludzie je wydali, a ich oszczędności emerytalne przepadły. A potem nie mogą oszczędzać przez dziesięć lat” — mówi Vahur Vallistu z LHV Asset Management, firmy zarządzającej aktywami.
Tylko niewielka część wypłaconych pieniędzy została przeznaczona na zaliczkę na zakup domu. Po roku połowa leżała na bankowych depozytach i przyniosła niższy zwrot niż w funduszach, reszta została wydana. Inwestycje stanowiły 5–6 proc.
Obecnie rządząca koalicja w Estonii rozważa umożliwienie obywatelom szybszego powrotu do systemu i nie wyklucza możliwości, że oszczędzanie na emeryturę w prywatnym systemie stanie się ponownie obowiązkowe.
„Wyniki badania pokazują, że osoby, które wypłaciły pieniądze z funduszy emerytalnych, nie znalazły alternatywnej strategii oszczędzania na emeryturę, co sugeruje, że wcześniejsze wypłacenie pieniędzy pogorszyło ich długoterminowe perspektywy finansowe” – czytamy w badaniu Banku Estonii.
Osoby, które wypłaciły pieniądze z funduszy emerytalnych, nie znalazły alternatywnej strategii oszczędzania na emeryturę, co sugeruje, że wcześniejsze wypłacenie pieniędzy pogorszyło ich długoterminowe perspektywy finansowe.
Nie tak byl cel, ale cóż zrobić
Liberalizacja systemu skutkowała też zwiększeniem ostrożności przez zarządzających funduszami emerytalnymi. Ponieważ muszą być oni przygotowani na wypłaty w każdym z okienek, to inwestują ostrożniej i w bardziej płynne aktywa. Najbardziej ucierpiał lokalny, bałtycki rynek kapitałowy (w szczególności fundusze venture capital, private equity i nieruchomości, w które inwestycje zostały mocno ograniczone), a skorzystały ETF-y. Estończycy zakochali się też w Ameryce, gdzie indeksy były w silnym trendzie wzrostowym. Efekt - około 60 proc. aktywów całego systemu emerytalnego przypada na indeksy MSCI World lub S&P 500.
Ludzie, którzy zdecydowali się wypłacić pieniądze i nie mają innych funduszy ani oszczędności, są w gorszej sytuacji.
"Później, gdy osiągną wiek emerytalny, prawdopodobnie będzie to dodatkowe obciążenie dla państwa” – podsumowuje szef firmy LHV.
Nie mam wątpliwości, że tak będzie też w Polsce, na co kilka dni temu uczulił UKNF pisząc, że wielu uczestników PPK pieniądze zgromadzone na swoim rachunku traktuje jako dodatkowe źródło dochodów, z którego może skorzystać w dowolnej chwili, a nie jako formę dodatkowego zabezpieczenia na emeryturze.
Poza mozolną edukacją chyba nie ma jednak na to rady, bo jakiekolwiek zmiany ograniczające możliwość złożenia dyspozycji zwrotu pieniędzy z PPK traktowane byłyby jako zamach na podstawy systemu. Apeluję jednak, byście oszczędzali i pamiętali, że do stanu rachunku dokłada wam się i pracodawca, i państwo. W jakiej wysokości - sprawdźcie na rachunek.mojeppk.pl.
Tyle osób oszczędza w PPK. Zgromadzili oni łącznie prawie 40 mld zł.