W piątek ujawniliśmy, jak wielkie problemy z wykupem obligacji, wartych około 45 mln zł, mają Great Private Equity (GPE) i inne spółki z grupy Great. Tego samego dnia Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) wpisała GPE i powiązaną z nią firmę Great Private Commercial Brokers (GPCB) z Dubaju na listę ostrzeżeń publicznych, a także zawiadomiła o ich działalności prokuraturę. Z informacji „PB” wynika, że działania nadzoru dotyczą głównie inwestycji, które grupa Great prowadziła na foreksie. Jej klienci stracili na nich co najmniej 6,5 mln zł.

Wersja prezesa
Wedle ustaleń „PB” grupa Great próbowała sił na rynku kontraktów CFD już od 2016 r. Korzystała z kilku zagranicznych platform, na których grała pieniędzmi pozyskanymi od klientów. Inwestycje przynosiły straty, jednak szefom GPE udawało się je zasypać. W styczniu 2019 r. około 90-100 klientów GPE, a głównie dubajskiej GPCB, dowiedziało się jednak, że straciło od kilkunastu do kilkuset tysięcy złotych (a łącznie około 6,5 mln zł) na platformie LiteForex (LF).
Z naszych rozmów z poszkodowanymi klientami wynika, że doradcy grupy Great obiecywali im stabilny i wysoki dochód z foreksu z gwarancją zwrotu 90 proc. zainwestowanych pieniędzy. Polscy klienci podpisywali umowy z dubajską GPCB, a klienci ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) — z polską GPE. Grupa Great była tzw. IB (introducing broker), czyli pośrednikiem, któremu LF wypłacał prowizję z tytułu pozyskania inwestorów i wygenerowanego przez nich obrotu. Jednocześnie była klientem LF, który handlował walutami w systemie „social trading”, umożliwiającym kopiowanie transakcji Greata na rachunki jego klientów.
— Jeśli chodzi o inwestycje foreksowe, nie złamaliśmy żadnego prawa. My jedynie zarządzaliśmy swoim rachunkiem i nie mieliśmy dostępu do rachunków naszych klientów. Oni mogli kopiować nasze inwestycje, ale sami musieli podjąć decyzję w tym zakresie — zapewnia Paweł Włodarczyk, prezes GPE i GPCB.
Wersja brokera i KNF
Jego słowom przeczą zarówno klienci, którzy zgodnie twierdzą, że ich rachunkami dysponowały władze GPE, jak i przedstawiciele LF. Dotarliśmy do mejla, który broker z Wysp Marshalla, nadzorowany w Europie przez cypryjski odpowiednik KNF, czyli CySEC, rozesłał w czerwcu 2019 r. do wszystkich doradców GPE. Na podstawie danych ze swojego systemu informatycznego LF twierdzi jednoznacznie, że to przedstawiciele grupy Great zarządzali kapitałem klientów i sami kopiowali swoje transakcje na ich rachunki.
To oznacza, że naruszali prawo, bo w Polsce można to robić jedynie na podstawie licencji KNF, której Great nigdy nie miał. Nadzór też nie ma wątpliwości, że GPE i GPCB dopuściły się przestępstw — świadczy o tym zawiadomienie prokuratury. Chodzi nie tylko o prowadzenie działalności w zakresie obrotu instrumentami finansowymi bez wymaganego zezwolenia, ale też wykonywanie działalności bez wpisu do rejestru agentów firm inwestycyjnych (w tym wypadku — pozyskiwanie klientów na rynek kontraktów CFD bez posiadania licencji, czego również zabrania prawo).
Miliony z prowizji
Z informacji przekazanych przez LF wynika też, że już jesienią 2018 r. z inicjatywy brokera odbyło się spotkanie z szefami grupy Great, na którym poinformowano ich, że na rachunku spółki, jak i powiązanych z nim kontach klientów nagromadzono duże niezaksięgowane straty, co może doprowadzić do utraty większości, a być może całości środków. Krach nastąpił w nocy z 2 na 3 stycznia 2019 r. ze względu na gwałtowne ruchy na wyjątkowo ryzykownej parze walutowej dolar/jen, a także brak płynności na rynku.
Paweł Włodarczyk, prezes GPE, za niemożność otwarcia i zamknięcia pozycji w tych dniach, a w konsekwencji stratę 6,5 mln zł, wini LF. Mówi, że to, co stracił Great i jego klienci, zarobił broker. LF wszystkiemu zaprzecza. Twierdzi, że wszelkie próby obarczenia go winą są bezpodstawne, a wyłączną odpowiedzialność za błędy inwestycyjne ponoszą władze Greata. Broker podkreśla, że nie działa jako tzw. market maker i w ogóle nie zarabia na stratach klientów, a jedynie na spreadach, czyli różnicach między kupnem i sprzedażą danej pary walutowej.
W mejlu z czerwca 2019 r. LF informuje też, że to nie on zarobił najwięcej na obsłudze klientów grupy Great, ale ona sama. Tylko z tytułu prowizji pobieranej jako IB miała zainkasować aż 985 tys. USD (3,8 mln zł), a do tego trzeba doliczyć (znacznie mniejszą) prowizję od zyskownych transakcji Greata, kopiowanych na rachunki klientów. Z ustaleń „PB” wynika, że sporo zarobili także doradcy, którzy pozyskali dla Greata foreksowych inwestorów. Firma dzieliła się z nimi pieniędzmi tak hojnie, że niektórym zdarzało się z tego tytułu inkasować co miesiąc nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Obligacje ratunkowe…
Po wydarzeniach ze stycznia 2019 r. Paweł Włodarczyk zapowiedział współpracownikom i klientom, że zamierza dochodzić roszczeń od LF na drodze prawnej. Kiedy zapytaliśmy tydzień temu, co zrobił w tej sprawie, stwierdził że… złożył reklamację w CySEC. Przedstawiciel LF, z którym rozmawialiśmy, zapewnia jednak, że nic o takiej reklamacji nie wie. Informuje, że już w czerwcu 2019 r., na spotkaniu z szefami GPE, broker przedstawił dowody zarówno na sprzeczną z prawem działalność tej spółki, jak i na to, że LF nie może w tej sytuacji ponosić jakiejkolwiek odpowiedzialności. Kontrowersji jest więcej.
Po styczniu 2019 r. szefowie grupy Great próbowali uspokoić klientów, oferując im porozumienia, na podstawie których przejmowali na siebie obowiązek pokrycia strat, jak i roszczenia w stosunku do LF. Zwiększali przy tym gwarancje z obowiązujących wcześniej 90 do 100 proc. zainwestowanego kapitału, a jako zabezpieczenie przekazywaliklientom nowe roczne obligacje dubajskiej GPCB. Co ciekawe — również za zawarcie tych „ratunkowych” porozumień doradcy mieli otrzymywać prowizje. Paweł Włodarczyk tłumaczy, że musiało tak być, „bo inaczej doradcy nie przekonaliby klientów do tego rozwiązania”.
…o wartości papieru
Zdecydowaną większość klientów udało się przekonać do odebrania obligacji GPCB. Nieliczni, którzy się na to rozwiązanie nie zdecydowali, podpisali porozumienia, w ramach których grupa Great miała spłacać ich zobowiązania w ratach. Porozumienia nie zostały zrealizowane, klienci są nieustannie zwodzeni, a kiedy wysyłają żądania zapłaty pod warszawski adres Greata, otrzymują odpowiedź, że… powinni je adresować na Dubaj.
— Ciekawe, że jak zawierałem umowę i wpłacałem pieniądze, to polskie biura Greata były aktualne i działały w imieniu GPCB, a jak wezwałem ich do zwrotu środków, to okazało się, że już aktualne nie są. Po co mam pisać do Dubaju, skoro ani GPCB, ani jej tamtejsze biuro od dawna nie istnieje?! — piekli się jeden z klientów GPCB.
Sytuacja większości klientów, którzy zdecydowali się na obligacje dubajskiej firmy, jest równie fatalna — z kilku powodów. „Obligacje” GPCB są nimi tylko z nazwy, bo spółka dubajska zgodnie z prawem ZEA nie była uprawniona do ich emisji (podobnie zresztą jak do prowadzenia inwestycji foreksowych). Teoretycznie papiery są zabezpieczone na majątku GPCB, ale nic nie wiadomo o tym, by dubajska spółka jakikolwiek majątek posiadała. Co więcej, w momencie wydawania papierów miała nieopłaconą, a tym samym nieaktywną licencję na działalność (a i tak była to licencja jedynie marketingowa, a nie finansowa).
Paweł Włodarczyk twierdzi, że podpisując porozumienia z klientami, nie wiedział o tym, a winą za to „przeoczenie” obarcza współpracownicę Greata z Dubaju. Współpracownica, do której dotarliśmy, twierdzi, że to wszystko nieprawda, a o „obligacjach” emitowanych przez GPCB nie ma pojęcia.