Jak równy z równym

Anna Bytniewska
opublikowano: 2005-11-09 00:00

PGNiG chętnie zrobi Gaz de France swoim koalicjantem, ale na partnerskich warunkach. I o ile nie znajdzie lepszego kandydata.

Poniedziałkowe spotkanie Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNiG) i Gaz de France (GdF) obyło się bez fajerwerków. Delegacje Gaz de France (GdF) pod wodzą Jeana Francoisa Cirelliego, prezesa spółki, i PGNiG z prezesem Markiem Kossowskim negocjowały list intencyjny o współpracy przy budowie na polskim wybrzeżu terminalu LNG (gazu skroplonego). Ale podpisać go się jeszcze nie udało.

Nie wiązać rąk

PGNiG zapewnia, że podpisanie listu jest możliwe w najbliższych 10 dniach, ale...

— Będzie to możliwe w tym terminie, jeżeli porozumiemy się co do jednej kwestii — twierdzi Marek Kossowski.

Prezes nie ukrywa, że polska firma we współpracy z Francuzami chce zachować suwerenność.

— Nie chcemy na obecnym etapie dawać Gaz de France wyłączności na negocjacje. Zależy nam na symetrii interesów we współpracy — mówi szef PGNiG.

GdF jest zainteresowany polskim rynkiem, a polska firma LNG.

— Ale firm zainteresowanych kooperacją z nami przy budowie terminalu jest wiele. Ponadto PGNiG jest w stanie samo sfinansować ten projekt. Podpisanie umowy na wyłączność byłoby w takiej sytuacji nierozsądne — twierdzi Marek Kossowski.

Zdaniem prezesa, PGNiG musi zapoznać się ze szczegółowymi propozycjami współpracy. Zwłaszcza dotyczącymi możliwości kontraktacji LNG, jakie mają Francuzi.

— Wtedy będziemy mogli dać partnerowi ekskluzywną rolę w przedsięwzięciu — podkreśla prezes PGNiG.

Nie wyklucza zawarcia spółki z GdF, jeżeli rozmowy zakończą się sukcesem.

W PGNiG leży już osiem ofert sporządzenia studium wykonalności terminalu LNG. Zdaniem przedstawicieli polskiej spółki, prace nad projektem mogłyby się rozpocząć pod koniec stycznia lub w lutym 2006 r. Studium wykonalności ma być gotowe w trzecim lub czwartym kwartale 2006 r.

PGNiG zakłada, że terminal pochłonie 400 mln EUR, nie licząc wydatków na rozbudowę infrastruktury. A te mogą być niemałe, biorąc pod uwagę rozległe plany PGNiG.

— Moglibyśmy stać się dystrybutorem LNG w naszym regionie. Polska ma przecież położenie tranzytowe — mówi Marek Kossowski.

Wówczas przepustowość terminalu musiałaby być znacznie większa od planowej. PGNiG zakłada obecnie, że już w 2010 r. drogą morską mogłoby sprowadzać 3-5 mld m sześc. gazu rocznie.

Podwyżka w drodze

Zdaniem prezesa PGNiG, cena LNG jest już konkurencyjna w porównaniu z ceną gazu rosyjskiego sprowadzanego rurociągami. Polska spółka chce wykorzystać ten argument w rozmowach z Gazexportem, handlową spółką Gazpromu. Proponuje ona PGNiG zmianę formuły obliczania cen, a więc podwyżkę. PGNiG uważa, że nie ma ku temu podstaw. Zamierza odpowiedzieć Rosjanom na początku przyszłego tygodnia.

— Odpowiemy pisemnie lub wyznaczymy termin spotkania. Na osiągnięcie konsensusu mamy pół roku. Jeżeli go nie osiągniemy, Gazexport może, ale nie musi skierować sprawę do arbitrażu w Sztokholmie — mówi Marek Kossowski.

Według wyliczeń PGNiG, cena rosyjskiego gazu wzrosła w ciągu roku prawie o 45 proc. Monopolista złożył więc w Urzędzie Regulacji Energetyki wniosek o kolejną w tym roku podwyżkę gazu.