Jestem przede wszystkim artystką

Danuta Hernik
opublikowano: 2023-07-14 15:00

Chciałaby, żeby każda kobieta wybierała z mody coś dla siebie. Nie ubierała się jak koleżanki, ale miała własny styl. – Jestem ramiarzem, który tworzy ramę. Każda kobieta jest obrazem, a ja ją oprawiam. Muszę ją poznać, poczuć. Porozmawiać – mówi projektantka Izabela Łapińska.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja
Bez wsparcia:
Bez wsparcia:
Jestem wdzięczna losowi, że mogę funkcjonować dzięki temu, co kocham. Ubolewam nad polskimi artystami, że nie powstała struktura wspierająca rozwój talentów, pomagająca pokazać się światu. Twórcy są pozostawieni sami sobie. Artysta na ogół nie jest biznesmenem. Ja potrafię robić piękne ubrania, ale potrzebuję wsparcia w poprowadzeniu przedsiębiorstwa – podkreśla Izabela Łapińska.
Iza Grzybowska

W warszawskim atelier projektantki najpierw widać barwy. Pastele, szarości, czerwienie, szmaragdy, szafiry, błękity, zielenie… Kiedy wejdzie się głębiej, kolorowe plamy nabierają faktur. Obok wełen i kaszmirów – zmysłowe, delikatne szyfony i jedwabie. Palce suną po szwach, przeszyciach, zaszewkach, namarszczeniach i rozcięciach. Teraz kolorowa plama zmieniła się w wycyzelowany konkret. Suknię, żakiet… Cieszy oczy. Na pierwszy plan wychodzą drobiazgi – wykonane ręcznie koronkowe wstawki, hafty i aplikacje.

Płaszcze – każdy opowiada własną historię. Perfekcyjnie skrojone i wykończone. Pełne niespodzianek i zaskakujących drobiazgów. Podszewki w kontrastowych kolorach, czasem z własnym wzorem – komunikatem. Pełne wdzięku, bardzo kobiece. Że też w płaszczu może być tyle seksapilu…

Rzemiosło to baza

Emocje:
Emocje:
Myślę, że takim totalnym kryterium w sztuce są emocje – silne wzruszenie, wzburzenie, napięcie… Sztuka tym się żywi. Nie tym, czy obraz kupił pan ambasador. Kiedy w mojej sukience czy płaszczu jakaś kobieta poczuje się piękna, gdy jej widok wzruszy męża, jeśli koleżanka jej powie: wyglądasz jak milion dolarów – ja dostaję skrzydeł – mówi projektantka.
R. Wolański

Tymczasem Izabela Łapińska rusza do Włoch, gdzie będzie fotografować swoją kolekcję jesień-zima 2024. Nie chce jeszcze o niej mówić.

– Niedługo ją pokażę – obiecuje.

Wiadomo tylko, że trwa włoska fascynacja projektantki, która ceni klasyczne krawiectwo i detal. Jest orędowniczką ręcznego zdobienia i rzemiosła w ogóle. Koronki, hafty, ręcznie wyszywane guziczki, falbanki i ozdobne wstawki, rąbki – to chętnie wykorzystuje w swoich pracach. Dba o precyzyjne wykończenie.

– Dzisiaj dobry krawiec, konstruktor jest na wagę złota. Jeżdżę, szukam, ale nawet w szwalniach w Łodzi potwierdzają, że coraz trudniej o takich fachowców, nikt się nie uczy tego zawodu i za kilka, kilkanaście lat on zniknie. Wtedy wyrafinowane szycie, krojenie, stworzenie fasonu, modelowanie będzie jeszcze mniej dostępne – przewiduje Izabela Łapińska.

Przyznaje, że dobry warsztat jest dla niej ważny.

– To, co tworzę, jest nowatorskie, ale zawsze ma bazę w jakościowych materiałach i rzemiośle. Od początku stawiam na slow fashion. Uważam, że rzeczy wysokiej jakości, starannie uszyte z dobrych materiałów można nosić latami – podkreśla projektantka.

Ma stałych współpracowników, m.in. wybitną hafciarkę, która restaurowała sypialnię królowej Marysieńki, i panie, które tworzą prawdziwe dzieła sztuki. Jedna z nich robiła dla niej m.in. maleńkie haftowane guziczki.

– To zespół budowany przez lata. Niektóre osoby się wykruszają ze względu na wiek i naprawdę trudno je zastąpić – mówi.

Ubrania Łapińskiej są bardzo kobiece, czasem nostalgiczne, czasem romantyczne. Zero uniseksu. Raczej nawiązują do przeszłości, niż dążą ku awangardzie. Flagowy projekt artystki to tzw. pensjonarka.

– To moja pierwsza sukienka, zadebiutowała w 2004 r. Urodziła się z konceptu, że kobieta ubrana jest bardziej seksowna niż rozebrana. To grzeczna sukienka z kołnierzykiem. Może być krótka lub długa, z rękawem krótkim lub długim. Obrysowuje kobietę, wyciąga jej atrybuty jak przyprawy wydobywają smak potrawy. Taką sukienkę można zobaczyć na Sophii Loren, Monice Bellucci, Cate Blanchett – kobietach, którym trudno odmówić seksowności. A jednocześnie cieszy mnie, że pensjonarkę widzimy na kobietach różnych pokoleń – wyjaśnia.

Jak przekonuje, sedno tkwi w tajemnicy, obietnicy, wyobrażaniu sobie.

– Odkrywanie jest bardziej ekscytujące niż nagość na starcie. Haleczka wystająca spod sukienki robi większe wrażenie niż nagie udo.

Hafty i różyczki

Zero uniseksu:
Zero uniseksu:
Ubrania Izabeli Łapińskiej są bardzo kobiece, czasem nostalgiczne, czasem romantyczne. Raczej nawiązują do przeszłości, niż dążą ku awangardzie.
R. Wolański, Marek Straszewski

Czasem życie w zgodzie ze sobą oznacza niezgodę z otoczeniem, ale nie zawsze.

– Mówią, że idę pod prąd, a ja po prostu idę własnym szlakiem. Staram się być ponad trendami, nie powielam tego, co tworzą światowi kreatorzy, nie podążam za bieżącą modą. Dbam o to, co cenię – indywidualność, kreatywność, dobry warsztat, staranność i jakość. Moją obroną jest oryginalność i ponadczasowość – mówi projektantka.

Debiutancki pokaz Izabeli Łapińskiej odbył się w 2003 r. w Hotelu Bristol.

– Wymyśliłam temat: carska Rosja. Bardzo pomogła mi wówczas Alicja Resich-Modlińska, której jako młoda dziewczyna zaproponowałam kreację do jednego z jej programów. Później Alicja wielokrotnie wspierała moją pracę, zupełnie bezinteresownie otwierając mi drzwi do świata mediów. To były absolutne początki. Nawiasem, rok później carską Rosją zajął się Jean Paul Gaultier – opowiada Izabela Łapińska.

Rzemiosło to konik projektantki. Być może namiastka misji, bo gdy ten temat pojawia się w rozmowie, zapalają jej się oczy. Przypomina, że w powojennej Polsce potomkom braci Łopieńskich – rzeźbiarzom, brązownikom, cyzelerom – zabroniono kształcić następców. To, co kojarzyło się z przedwojniem, z innym ustrojem, zostało skazane na zapomnienie. Propagowano produkty masowe, fabryczne, a rzemiosło stłumiono. Rękodzielnicza tradycja została zniszczona. Wiele lat musiało minąć, żeby rękodziełu została przywrócona odpowiednia ranga i to też nie do końca, jeśli spojrzymy np. na wieloletnią deprecjację sztuki ludowej.

– Panowało przekonanie, że rękodzieło to przeżytek, że hafty ręczne są dla babć, dziane swetry czy szale to oznaka biedy i zacofania. Że wszystko zapewni nam przemysł wytwarzający syntetyczne tkaniny, które łatwo wyprać i nie trzeba prasować. I z tego mikroświata, z takim podejściem, wybrałam się do Paryża. Weszłam do sklepu z pościelą i zobaczyłam komplety za niebotyczną cenę. Tam klient wybiera z katalogu wzorów hafty, które wykonuje się dla niego przez pół roku. To produkty dla ludzi lubiących sztukę, żyjących luksusowo. Nie dość, że przygotowuje się wzór specjalnie dla nich, to jeszcze ręcznie wykonuje – opowiada projektantka.

Wspomina, że kiedy przed laty pojawiła się w sweterku haftowanym w różyczki, panie uprzejmie chwaliły, że śliczny, ale zaraz pytały, gdzie go znalazła – gdzieś w górach, w babcinym kuferku?

– Jakież było zdziwienie, kiedy odparłam, że to najnowsza kolekcja Kenzo – śmieje się.

I dodaje, że kiedy u nas rękodzieło kojarzyło się raczej z biedą, na Zachodzie było luksusem.

– Mamy wspaniałe tradycje rzemieślnicze, hafciarskie, krawieckie… A tak naprawdę o urodzie, niepowtarzalności i wartości tej pracy musieli nam przypomnieć zachodni projektanci. Ja tymczasem swoje ręcznie wykonywane hafty, aplikacje, wysyłałam do Paryża, Wiednia, nawet Singapuru – opowiada.

Inspiracje i pomysły

W dodatkach siła:
W dodatkach siła:
Każda kreacja Izabeli Łapińskiej jest wykończona detalem przypominającym wyjątkową biżuterię.
2014(c)Mateusz_Stankiewicz

Izabela Łapińska mówi, że patrzy na kobiety i przebiera je w wyobraźni.

– Kolekcja powstaje w głowie, jak np. moja carska Rosja. Grała mi w duszy i widziałam ją, zanim powstała. Nie przeczę, że upinanie na manekinie jest również dobrą metodą, ale nie moją – mówi.

Ostatnio inspiracją są dla niej Włochy – ludzie, budowle, ornamenty…

– Czasem inspiruje mnie natura, czasem malarstwo. Jedna z moich kreacji zawiera motyw ślimaka. To efekt zafascynowania malarstwem „podwodnym” Włodzimierza Szpingera – wymienia projektantka.

Trudno konsekwentnie tworzyć we własnym kierunku. To stwierdzenie kilkakrotnie powtarza w rozmowie. Jest dumna, że nigdy nie uległa pokusie powielania światowych trendów.

– Media odkryły mnie dopiero jakieś 15 lat temu. Nie byłam w ich łaskach wcześniej, być może dlatego, że postępowałam inaczej niż wszyscy. Trudno było przewidzieć, co z tego wyniknie. Kiedy wszyscy nosili parki, które zresztą doceniam, ja stwierdziłam, że nie zrobię parki. Gdzie twórczy koncept? Gdzie duch? Dla mnie ważny jest indywidualizm – mówi projektantka.

Ubiera różne kobiety: biznesmenki, dziennikarki, aktorki, kobiety ze świata dyplomacji. Jej modelkami najczęściej są panie z charakterem: Ewa Ewart, Agata Buzek, Agnieszka Grochowska, Małgorzata Foremniak.

Nie jesteśmy stolicą mody

Ponadczasowy styl:
Ponadczasowy styl:
O Izabeli Łapińskiej mawia się, że to projektantka, która małą czarną doprowadziła do perfekcji.
Marek Straszewski

To, co uwiera na rodzimym rynku modowym (i dotyczy generalnie twórców), to braki – instytucji wspierających talenty, autorytetów, na których można się oprzeć, menedżmentu dla kreatorów.

– W Polsce nie ma zbyt dużego rynku modowego, nie ma wielu domów mody z prawdziwego zdarzenia, z krawiectwem ciężkim, butami, torebkami, akcesoriami. Żeby stworzyć dom mody, potrzebny jest kapitał idący w miliony, wiedza menedżerska i sztaby ludzi. Poza tym my się dopiero uczymy i nie ma u nas ludzi przygotowanych w zakresie ich tworzenia. Brakuje tego poziomu myślenia i struktur. We Francji są agencje oferujące projektantom wsparcie rozwojowe i biznesowe – mówi Izabela Łapińska.

Polskim twórcom często też brak wiary w siebie, odwagi i właściwej oceny swoich możliwości. Projektantka wspomina własne przegapione szanse. Antonio D’Amico, wieloletni przyjaciel i partner Versace, który kilkakrotnie odwiedzał jej butik, zachęcał ją do współpracy i zaproponował wsparcie na rynku włoskim. Umarł, zanim zareagowała. Albo właścicielka marki biżuteryjnej Etername – w hotelu Le Meurice, gdzie Łapińska pokazywała swoją kolekcję, zaproponowała, żeby wykorzystała tę biżuterię. Nie podjęła współpracy.

– Dlaczego o tym mówię? Bo to pokazuje, że nie zauważamy wielu szans, nie potrafimy wykorzystać okazji, skoczyć na głęboką wodę i spróbować, niezależnie czy to się uda czy nie. Jestem projektantką, której – jak każdemu twórcy – przydałby się profesjonalny doradca, ktoś, kto wyczułby, co jest istotne, nie wypuściłby ważnego kontaktu z ręki. Zadbałby, żeby żadne okazje i szanse mnie nie omijały – wyjaśnia.

Jak twierdzi, brakuje u nas instytucji, które by zarządzały młodymi talentami, karierami twórców.

– Projektanci, krawcy, agenci, marszandzi, przedsiębiorcy modowi, promotorzy, instytucje, gdzie można się pokazać ze swoimi projektami – to dopiero tworzy rynek modowy. Co z tego działa u nas? – kończy Izabela Łapińska.