
Kiedy wiele lat temu, będąc jeszcze studentką, Karolina Murdzia zaczęła chodzić na prowadzone przy Uniwersytecie Warszawskim zajęcia z jogi – jedyne wówczas oferowane w stolicy – nie wiedziała, że ze ścieżką duchowego rozwoju zwiąże zawodową przyszłość. Myśląc o niej, najpierw postawiła przecież na ekonomię.
Skończyła SGH, jest też absolwentką międzynarodowych programów biznesowych. Przez 12 lat pracowała w Dow Jones Newswires, gdzie odpowiadała za rynki finansowe, czyli za sprzedaż produktów dla banków i instytucji finansowych w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Aż przyszedł czas na zmiany.
− Tyle że moja historia nie jest typową opowieścią o korporacyjnym wypaleniu. Uwielbiałam swoją pracę, zajmowałam kierownicze stanowisko i dobrze zarabiałam, dużo się nauczyłam, miałam zawsze świetnych szefów. W międzyczasie zaczęłam jednak praktykować jogę, która była początkiem mojego rozwoju duchowego. Przechodziłam różne ścieżki, aby finalnie zgłębiać jogę kundalini, której jestem nauczycielką. Aby nią zostać, długo się kształciłam. W Polsce skończyłam trwający 300 godzin kurs, ale jeździłam też po świecie, zdobywałam wiedzę od najlepszych, m.in. w Stanach Zjednoczonych, Londynie czy Berlinie − opowiada Karolina Murdzia.
Dylemat

W międzyczasie została mamą, urodziła dwie córki. Wspomina, że drugi poród był koszmarem, długo dochodziła do formy. Aby sobie w tym pomóc, jeździła na Hel i biegała na plaży, wykonywała praktyki oddechowe, ćwiczyła. Bywało, że przyłączali się do niej inni. A ona odkrywała, że wtedy jest szczęśliwa. Tak powstał pomysł stworzenia szkoły i uczenia jogi na plaży.
− Gdy po odejściu z Dow Jonesa miałam dylemat, co robić ze swoim życiem, odwiedziłam szamanów, którzy przyjeżdżają ze Stanów do Polski raz w roku. Miałam dylemat − wracać do biznesu czy iść za sercem, drogą jogi. Po tej sesji poczułam, jakby mi ktoś dmuchnął w skrzydła i wrzucił na moją ścieżkę duszy. Wybór był tylko jeden – powiedzieli, że joga to moje przeznaczenie. To mi pomogło w podjęciu decyzji. Kiedy korporacja dała mi ultimatum: albo przeprowadzam się do Londynu, albo się rozstajemy, postawiłam wszystko na jedną kartę i założyłam w Warszawie szkołę Joga Szczęścia – miejsce łączące różne style jogi, pracę z energią i medytacją. Lokum znalazł mój mąż – poddasze o białych ścianach i niebieskiej podłodze. Kiedy tylko je zobaczyłam, wiedziałam, że to jest to – wspomina Karolina Murdzia.
Alchemia kosmetyków

Niezachwiana wiara w jogową ścieżkę zaczęła powoli przynosić efekty. Na zajęcia do jej szkoły najpierw przychodziło kilka koleżanek, ale liczba uczestników ciągle się zwiększała. Karolina Murdzia coraz bardziej odchodziła od świata biznesu i szukała drogi bardziej spójnej z tym, kim się stała. Nowa droga życiowa, która zarazem łączyła się z wielką pasją – rozwijaniem wiedzy na temat komplementarnej dbałości o ciało i ducha – coraz bardziej ją pochłaniała. Zaczęła się uczyć szamanizmu, dowiadywać wszystkiego na temat roślin, sił tkwiących w naturze i ich wpływu na ludzki organizm. Skończyła studia podyplomowe z coachingu zdrowia i żywienia, by pomagać innym wdrażać zmiany w życie.
− Pierwsze olejki zamówiłam w Stanach i uczyłam się tworzyć z nich czarodziejskie mikstury. Wkładałam w to dużo serca, nie żałowałam pieniędzy na najlepsze składniki, m.in. bardzo drogi olejek z płatków róży. Kiedy w moim domowym studiu powstawały pierwsze eliksiry, czułam się jak alchemik uczestniczący w magicznym obrzędzie. Dlatego gdy parę lat później założyłam firmę produkującą kosmetyki naturalne, utrzymałam nazwę My Magic Essence. To było mniej więcej pięć lat temu – mówi joginka i bizneswoman.
Zaczynała od esencji roślinnych, chciała robić proste kosmetyki. Bieżąca potrzeba wiodła do kolejnych receptur – Karolina Murdzia wspomina, że jeżdżąc często na Hel, miała wysuszoną skórę, a ponieważ nie chciała kupować drogeryjnych kosmetyków, zrobiła sobie masło do ciała. Kiedy koleżanka potrzebowała pilingu, siadła i zrobiła piling. Z potrzeby chwili zaczęła tworzyć proste kosmetyki naturalne dla rodziny i znajomych. Potem trafiły do klientów.
– W tamtych czasach nie było jeszcze takiej bogatej oferty jak obecnie, wzięłam wiec sprawy w swoje ręce i połączyłam wiedzę i potrzeby, by szanować swoje ciało i nakładać na nie dobro – podkreśla założycielka marki.
Robić wszystko po swojemu

Mówi, że stworzyła firmę z pasji, założenia biznesowe były drugorzędne. A skoro kieruje nią pasja, to poświęca firmie każdą chwilę, łącząc tę pracę z macierzyństwem, opieką nad dwoma psami i oczywiście ćwiczeniami jogi. Jak twierdzi, najważniejsza jest dla niej jakość i świeżość kosmetyków. Dba, by każda receptura była dopracowana, a wszystkie nowe produkty testuje na sobie i swoich dzieciach.
W ofercie ma kilkanaście produktów – głównie do pielęgnacji twarzy. Jest wśród nich krem z hibiskusa, serum z potrójną witaminą C i olejek z kadzidłowcem. My Magic Essence to już zespół ludzi, choć mały. Założycielka firmy mówi, że dalej sama kręci kosmetyki (jej produkty są ręcznie robione) i wszystko nadzoruje. Sercem zespołu jest technolog, który przenosi jej marzenia na receptury – produkty powstają wyłącznie z naturalnych składników (olejków z esencji roślin, tłoczonego na zimno masła czy oleju) w małych partiach, a potem są pakowane w charakterystyczne dla marki szklane opakowania z kolorowymi etykietami. Duchowa otoczka kosmetycznego biznesu jest dla niej tak ważna, że kiedy wraz z zespołem tworzy kosmetyki, słucha mantr.
− Dlaczego? Żeby naładować produkty ich wibracją! Wszystko staram się robić po swojemu, z sercem, nie idąc na kompromisy. Robię to, co kocham i w co wierzę. Idę do przodu – mówi Karolina Murdzia.
Sztuka życia

Żyje z marki kosmetycznej, a jogę nazywa swoją przyjemnością. Podkreśla, że ważne dla niej jest dzielenie się wiedzą i zarażanie pasją do zdrowego stylu życia. Całe lato spędza na Helu, ucząc ludzi jogi na plaży. Dwa razy w roku organizuje też weekendy mocy – warsztaty rozwoju dla kobiet. Zabiera też kobiety na ajurwedyjskie oczyszczanie organizmu do Indii. Bo, jak mówi, My Magic to dla niej styl życia.
− Mój program i to, czym się dzielę, łączy różne praktyki rozwoju człowieka, pielęgnację ciała i ducha. Jesteśmy całością i musimy opiekować się swoim ciałem, umysłem i duchem jednocześnie. Tylko wtedy będziemy odczuwali radość. Dajemy więc ruch ciału, by poczuć płynącą przez nie energię, ale dbamy też o umysł, bo wszyscy potrzebujemy harmonii i spokoju. Praktyka jogi, oddech, medytacje, oczyszczania organizmu – to wszystko ma wymiar czysto fizyczny, jest profilaktyką zdrowotną, bo dotlenia ciało, wzmacnia, podnosi poziom energii i witalności, ale też emocjonalny i energetyczny – wiedzie do wyciszenia gonitwy myśli, rozwiązania konfliktów, pozbycia się lęków, stresu. To droga do zdrowia i szczęścia – opowiada twórczyni marki My Magic Essence.
A na koniec dodaje, że chciałaby już zawsze żyć swoją pasją, inspirować innych do zmian i dawać im wiarę w to, że wszystko jest w ich rękach.

