Wzmocnieni transfuzją krwi (oczywiście byczej — Egri Bikaver) radośnie opuściliśmy miasteczko Eger, zmierzając do Budapesztu. Wiedzieliśmy, że jest tam parę lokali naprawdę grzechu wartych. Na pierwszy ogień poszła restauracja Matteo. Węgierskie menu zrozumieliśmy, było w kilku językach, z wyjątkiem polskiego. Chociaż w małym Egerze polskie menu w restauracjach to prawie standard.
Smakowitych dań w Matteo zatrzęsienie, na wstępie daliśmy się namówić na zupę. Delikatną potrawkę z cielęciny w oparach tarragonu okraszoną śmietaną (1200 forintów). Była zjawiskowa. Nalegano, by na przystawkę koniecznie spróbować ravioli z gęsich wątróbek. Trochę się baliśmy po przykrych doświadczeniach w jednym z warszawskich hoteli. Te w Budapeszcie, z masłem truflowym (3680 forintów), okazały się z zupełnie innego świata. Odjazdowe i tyle. Na danie główne ponownie nas kuszono gęsimi wątróbkami. Mówiono, że są sauté z gruszką w miodowym sosie z chianti (4200 forintów).
Wybraliśmy kaczkę w obawie, że pod koniec dnia zaczniemy nagle gęgać. Pieczoną kaczą pierś w kapeluszu z wątróbki podano w sosie kardamonowym (3980 forintów). Smakowe mistrzostwo świata. Zwłaszcza w towarzystwie czerwonego wina z Egeru. Gal Tibor, 2004, Pinot Noir (8900).
Pieczona kacza pierś w kapeluszu z wątróbki w sosie kardamonowym
Matteo
Pasaréti út 100
1026 Budapest, Węgry
