
Ścieżkę kariery wskazała jej mama. To ona podsunęła córce pomysł szkoły hotelarskiej w Kołobrzegu, a potem w tajemnicy wysłała jej aplikację do Amber Baltic, jednego z pierwszych międzynarodowych hoteli austriackiej sieci Vienna House. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej Anna Olszyńska powiedziała, że za 10 lat widzi się na stanowisku dyrektorki hotelu – najchętniej tego. Osiągnęła ten cel 11 lat później. Od 2014 r. nadzoruje działalność Vienna House Amber Baltic Miedzyzdroje, była też odpowiedzialna za otwarcie najmłodszego dziecka w sieci – hotelu Vienna House Mokotow Warsaw. W Łodzi od 12 lat szefuje hotelowi Vienna House Andel’s Lodz.
Hotel z przędzalni

To pierwszy czterogwiazdkowy hotel w Łodzi. Powstał w dawnej przędzalni Izraela Kalmanowicza Poznańskiego, w sąsiedztwie centrum handlowo-rozrywkowego Manufaktura zbudowanego na terenie dawnego imperium fabrykanta. Przędzalnia, wzniesiona w latach 1877–78, to najokazalszy budynek pofabrycznego kompleksu. Monumentalny pięciokondygnacyjny obiekt ma 170 m długości. Zanim powitał pierwszych gości, przeszedł gruntowną rewitalizację. Plany architektoniczne przygotowali Wojciech Popławski i Andrzej Orliński z OP Architekten, za projekt wnętrz odpowiadali londyńscy architekci Jestico + Whiles, a pieczę nad całością sprawował konserwator zabytków.
Anna Olszyńska trafiła do Łodzi, gdy hotel dopiero powstawał.
– Ponieważ byłam przy jego narodzinach, traktuję ten hotel jak swoje dziecko. Dni tuż po otwarciu były najbardziej stresujące, ale i satysfakcjonujące. Najbardziej utkwiły mi w pamięci – wspomina dyrektorka Vienna House Andel’s Lodz.
Hotel otwarty 15 maja 2009 r. oferuje 277 pokoi i apartamentów, apartament prezydencki, 13 sal konferencyjnych, salę balową, centrum spa, restaurację i lobby bar, skyFLY bar na piątym piętrze, oszklony basen na dachu przędzalni z widokiem na miasto (w czasach fabrycznych był tam zbiornik przeciwpożarowy), podziemny parking.

Kilkanaście dni po otwarciu hotelu nocował w nim słynny tenor Placido Domingo. To niejedyna znana postać, którą gościł Vienna House Andel’s Lodz: kilkakrotnie zatrzymywali się w nim członkowie zespołów Depeche Mode i The Cure, wokaliści Justin Bieber, Rihana, Sting. Warto też przypomnieć wizyty pisarza Umberto Eco czy reżysera Martina Scorsese. Hotel wybrali prezydenci Lech Wałęsa i Bronisław Komorowski, premier Donald Tusk, a także były prezydent Izraela Szymon Perez i premier Wielkiej Brytanii David Cameron.

Obiekt szybko zaczął zdobywać nagrody. W 2013 r. został uznany za najlepszy hotel w Polsce i ósmy w Europie przez międzynarodowy portal Hotel Info. Nagrody zbiera też Anna Olszyńska – kapituła konkursu Hotelarz Roku wybrała ją Dyrektorem Generalnym Hotelu Sieciowego Roku 2019. Wtedy zdobyła ten tytuł po raz drugi (wcześniej w 2015 r.).
– Łączymy biznes, kulturę i sztukę. Jesteśmy partnerem stowarzyszenia Przyjaciele Świata, z którym cyklicznie organizujemy kolacje charytatywne Przyjaciele Gotują. Hotel jest mecenasem sztuki, w foyer można oglądać wystawy współczesnych dzieł przygotowywane w projekcie Andel’s Art, który stał się moją pasją. Współpracujemy z łódzkimi szkołami hotelarskimi – stworzyliśmy projekt Open School Days, dzięki któremu młodzi ludzie zyskują pomoc w podjęciu decyzji o wyborze zawodu – wylicza Anna Olszyńska.

Za tę inicjatywę Vienna House Andel’s Lodz został nagrodzony Łódzkimi Łabędziami dla pracodawców wspierających edukację.
Menedżer i zespół

Energię czerpie ze współpracy z ludźmi, którzy chcą działać. Za najważniejsze w zarządzaniu uważa planowanie, dyscyplinę, stanowczość na równi z otwartością na dialog.
– Niełatwo zarządzać grupą ludzi o zróżnicowanych umiejętnościach i w różnym wieku. To oznacza odmienne doświadczenia pokoleniowe i oczekiwania – bywa, że rozmijające się. Zawsze musiałam szukać najlepszej drogi, dyplomacja jest niezbędnym narzędziem, by godzić światy pracowników i gości – twierdzi dyrektorka.
Uważa, że najlepiej się sprawdza model zarządzania przez dobre przykłady i rozmowę.
– Warto przedyskutować trudne tematy, budować zaufanie, dawać szansę, a nie tylko wymagać wykonywania obowiązków. W zespole nadal są osoby, które rekrutowałam, gdy hotel powstawał. Przykładem może być szef kuchni Mirosław Jabłoński. Biorąc pod uwagę normę, jaką jest rotacja w tej branży, to ewenement – podkreśla menedżerka.

Ogromnym, niespodziewanym sprawdzianem dla całego zespołu była pandemia.
– W najgorszych snach nie przypuszczałam, że pewnego dnia będziemy musieli zgasić światło, zamknąć hotel i nie przyjmować gości. Wcześniej nie zdarzyło mi się pracować w miejscu, w którym nie było ludzi. Najgorsza była niepewność. Nie można było przygotować żadnych planów, bo byliśmy uzależnieni od decyzji zewnętrznych. Myśleliśmy, że to będą dwa tygodnie, potem, że miesiąc, później – trzy. I to myślenie też trzeba było zmienić, by móc podjąć decyzję, jak pracować – wyznaje Anna Olszyńska.
Dyrektor generalna postanowiła, że jednak światła nie będzie gasić, że hotel nie będzie martwy i opuszczony.
– Uznałam, że ta hotelowa rodzina licząca ponad 160 osób wymaga mojej opieki. To ludzie, którzy żyją swoją pracą, muszę im pomóc odnaleźć się w tej przedziwnej rzeczywistości. Moim głównym zadaniem było scalenie zespołu, więc uznałam, że choć zamykamy hotel dla gości, to przychodzimy do pracy. Oczywiście kto miał zaległy urlop, nadgodziny – odbierał je, zaś godziny pracy zredukowaliśmy. Uznałam, że to dobry czas, byśmy zadbali o nasz dom – hotel. Wszystkich zaangażowałam w drobne prace konserwatorskie, pracowaliśmy w reżimie sanitarnym – opowiada Anna Olszyńska.

W czasie lockdownu trzeba było do minimum ograniczyć koszty, więc pokoje nie były ogrzewane, jednak zespół regularnie odwiedzał każde pomieszczenie, sprawdzał toalety, odkurzał. Trzeba było podjąć decyzję: co z basenem? Spuszczenie wody to ogromne koszty, więc utrzymywano najmniejszą dopuszczalną temperaturę, zapewniono cyrkulację wody i powietrza.
– Niestety nie obyło się bez redukcji – dotknęła przede wszystkim pracowników sezonowych. Później musieliśmy też redukować personel. Część osób mających możliwość zarobkowania gdzie indziej skorzystała z tego, wiedząc, że zawsze mogą do nas wrócić. Byli też pracownicy, którzy postanowili się przekształcić zawodowo, bo uznali, że branża nie zapewnia bezpieczeństwa. Rozumiem to – przestała być postrzegana jako stabilny pracodawca, była najłatwiejsza do zamknięcia i ostatnia w kolejce do otwarcia – rozkłada ręce Anna Olszyńska.
Zmiany, zmiany

Pandemia zmieniła też oczekiwania gości. Wielu zaczęło czuć potrzebę utrzymywania dystansu i braku kontaktów z obcymi ludźmi.
– Dlatego przyjęliśmy jako standard sprzątanie na życzenie, a nie co dzień. Wchodzimy do pokoju wtedy, kiedy gość tego chce. Myślę, że ta tendencja utrzyma się jeszcze przez rok. Łódź się remontuje, buduje, dlatego klienta biznesowego nie brakuje. Duże firmy międzynarodowe nadal utrzymują politykę niekontaktowania się bezpośredniego. Uważam, że nie jesteśmy stworzeni do bankietów online, spotkań z monitorem. Potrzebujemy drugiego człowieka na wyciągnięcie ręki – mówi dyrektorka.
Na hotelowej mapie Polski Łódź jest miastem turysty biznesowego, konferencyjnego, szkoleniowego. To nie jest miejsce typowego, wakacyjnego wypoczynku, choć świetnie się sprawdza na tzw. city break – weekendowe pobyty w ciekawych miejscach.
– Prognozuję, że odbudowanie rynku nastąpi w drugiej połowie przyszłego roku, zaś wyniki z 2019 r. branża osiągnie dopiero w 2023 – uważa Anna Olszyńska.

Sama bardzo dużo podróżuje.
– Nie chcę się odcinać od domu w Świnoujściu, tam jest moje miejsce, ale od 15 lat mieszkam w hotelach. Miejsce pracy, którym jest hotel, jest również domem. Doprowadziłam do perfekcji technikę pakowania się, nawet konsultuję skuteczne sposoby pakowania walizki przyjaciołom. Ta praca zmusza do organizacji siebie i swojego życia. Na wakacjach staję się gościem hotelowym, może nieco więcej wiedzącym, na czym polega praca osób, które mnie obsługują – mówi menedżerka.

Budzik przy jej łóżku dzwoni o 6.30.
– Zastanawiam się czasem, czy nie budzi mnie jednak do pracy duch Izraela Poznańskiego, który ponoć nocami przechadza się po terenie dawnej fabryki. Legendy mówią, że w budynkach słychać stukot krosien… Jeżeli miejsca mają dusze, tutaj jest to wyjątkowo silnie odczuwalne – podkreśla Anna Olszyńska.