Rynek dystrybucji stali powoli się normalizuje. Pozytywne zmiany przyspieszy dobiegająca końca prywatyzacja sektora hutniczego.
Polskę czekają gigantyczne inwestycje infrastrukturalne — choćby budowa autostrad.
— Producenci stali na tym skorzystają. Niezależnie od tego, kto i w jaki sposób sfinansuje budowę — uważa Andrzej Ciepiela z Polskiej Unii Dystrybutorów Stali.
Świadczyć ma o tym m.in. dysproporcja we wskaźniku zużycia stali na 1 mieszkańca. W krajach Europy Zachodniej wynosi on około 400 kg na osobę rocznie. W Polsce tylko 187 kg.
Prywatyzacja leczy
— Borykające się z zatorami finansowymi huty sprzedają stal często w ramach rozliczeń kompensacyjnych. Materiał krąży między spółkami, które nie zajmują się ich sprzedażą. Często po kilkakrotnej zmianie właściciela stal trafia na sprzedaż po cenie niższej niż oferuje producent — mówi Jerzy Bernhard, prezes spółki Stalprofil.
Powód jest prosty — huta oddając stal w rozliczeniu na przykład za wykonaną usługę opiera się na wycenie świadczeniodawcy, który wylicza koszty tak, że nawet gdyby od razu sprzedał otrzymane od huty materiały, i tak zarobiłby nieźle na marży. To psuło rynek, bo obok prawdziwych firm dystrybutorskich działały na nim spółki powołane w celu wykorzystywania zależności kompensacyjnych do sprzedawania stali po niskich cenach.
Rynek powoli się stabilizuje. Decyduje o tym w dużym stopniu dobiegająca powoli końca prywatyzacja sektora stalowego.
— Sprywatyzowane huty otrzymują kapitał i nie muszą rozliczać się z dostawcami swoimi wyrobami — mówi Andrzej Ciepiela.
Z prywatyzacji zadowolony jest też Jerzy Bernhard.
— Poza poprawą płynności finansowej hut prywatyzacja doprowadzi do zmodernizowania starych linii produkcyjnych. To z kolei zaowocuje rozszerzeniem gamy produktów — uważa prezes Stalprofilu.
Sprywatyzowanie hut uporządkuje więc sytuację w sektorze dystrybucji, ale niesie też ze sobą zagrożenia. Dystrybutorzy nie mają pewności na przykład, jaka będzie długofalowa strategia LNM i czy w przyszłości, w razie dużych różnic w cenach stali między Polską a giełdami zagranicznymi, nie zdecyduje się zwiększyć eksportu kosztem dostaw na polski rynek.
Poza tym dokapitalizowane huty mogłyby zainwestować we własną sieć dystrybucji.
— Takie ryzyko jest, ale niewielkie. W całej Europie panuje podział na producentów i dystrybutorów — zaznacza Andrzej Ciepiela.
Jednak przedsmak tego, co czeka dystrybutorów, mogli oni odczuć po przejęciu PHS przez LNM.
— Firmy dystrybucyjne decyzją PHS straciły dostęp do obrotu blachami ocynkowanymi ogniowo. Huty ich sprzedażą zajmą się same — mówi Urszula Dzierżoń, dyrektor handlowy Stalexportu.
Groźne kontyngenty
Niepewni swojej przyszłości mogą być za to importerzy. Unia Europejska negocjuje właśnie z Rosją i Ukrainą warunki, na jakich stal ze Wschodu będzie trafiać na wspólny rynek. Chodzi głównie o ustalenie kontyngentów. Być może okaże się, że działający w Polsce importerzy rosyjskich materiałów będą musieli ograniczyć działalność.
— Na razie nie wiadomo, jakie będą kontyngenty na import stali i jak będą rozdzielane na poszczególne państwa UE. Na kilka tygodni przed wejściem do UE nie znamy warunków, w jakich przyjdzie nam działać po 1 maja. Obawiamy się jednak, że kontyngenty mogą zostać zagwarantowane tylko producentom. To oznaczałoby marginalizację roli dystrybutorów w obrocie międzynarodowym — ostrzega Urszula Dzierżoń.
Istotny jest także problem zróżnicowania cen dla eksporterów i zwykłych dystrybutorów. Eksperci zwracają uwagę, że kilkakrotnie zdarzyło się, że polska stal trafiała do Czech, bo była tańsza niż czeska, a w tym samym czasie Czesi eksportowali swoje wyroby do Polski. Z tych samych powodów.