Nie dotykać — zakazują tłuste czarne litery na plakietkach, dlatego, że dzieł sztuki za wszelką cenę bronić należy przed niebezpiecznymi palcami. O ile w przypadku technik tak wrażliwych jak pastele — choć i te eksponuje się przecież za szkłem — obawa mogłaby być zrozumiała, tak w przypadku odlewów z brązu dłoń nieuzbrojona w łom nie powinna wyrządzić szkody. Tęgie posągi w parkach udowadniają na co dzień przed gołębiami, że zasłużyły na miano aktywów trwałych, dlatego najwyższy czas uporać się z trzema mitami i, być może, powalczyć o brąz na aukcji.

1. Przyjdzie czas, rynek dopiero się rodzi
Pomijając fakt, że stwierdzenie nie byłoby do końca prawdą nawet w Polsce, warto uświadomić sobie, że sama technologia odlewów z brązu rozkwitła w Europie właśnie na potrzeby kolekcjonerskiego obrotu. Podczas gdy przesiąknięte kadzidłami figury w kamieniu wciąż przestrzegały bywalców katedr przed występkami, poza grubymi murami tliły się już znacznie śmielsze ideały — kolekcjonerzy z piętnastowiecznej Florencji, czerpiący stopniowo ze świeżych uciech renesansu, zamawiali odlewy przywracające w domyśle antyk. Biurka, cokoły i fontanny — jakby na przekór powielanym dotychczas madonnom — zaczęli zdobić umięśnieni bogowie z opcjonalnym listkiem figowym. Wrażenie, że ich czas na rynku dawno się skończył, wiedzie tymczasem na manowce — popyt na herosów, jaki by nie był, i tak jest większy niż na madonny.
2. Odlew z brązu jest pusty jak bombka
Trudno zaprzeczyć, że lekkie wnętrze jest jedną z naczelnych zalet odlewniczej technologii, jednak mówienie o przypadkowej pustce może być krzywdzące, czego dowodzi chociażby rzadko widywany na aukcjach dorobek Bronisława Krzysztofa. Podobnie jak pauza w muzyce, niezapisana linijka wiersza czy pominięte tło obrazu, przestrzeń wewnątrz rzeźby potrafi być wymowna, zwłaszcza kiedy przez ażur w grubym brązie wpadać i wypadać może snop dziennego światła. Niektóre z odlewów autora miewają prześwit, innym można odejmować nieprzymocowane elementy, dekomponując całość i inaczej układając — rękami umytymi jak przed obiadem? Raczej tak, chociaż przykładowy „Wojownik” z patynowanego brązu licytowany będzie na niedzielnej aukcji Agry-Art od 38 tys. zł, wobec czego zbyt namolne poznawanie rzeźby palcami do czasu licytacji może nie być najcieplej odbierane. Sygnowany na lewej nodze odlew nie jest co prawda z serii, którą można radykalnie demontować, ale potwierdza wspomniany triumf herosów — gdyby nie zaciśnięta pięść i niepokojąco geometryczna bryła opadająca na bark, tors bez wątpienia mrugałby porozumiewawczo do gładkich poprzedników z renesansu.
3. Dzieło musi mieć autora, a piosenka tekst
W przeciwieństwie do rozterek Katarzyny Nosowskiej, ewentualnym problemem na rynku odlewów może być nie brak autora, ale zbyt wiele przykładów na bujność jego dorobku. Z uwagi na fakt, że technika służąca powielaniu modelu bywa określana odpowiednikiem grafiki, myśląc o rzeźbie w kategoriach lokaty, warto dokładnie sprawdzić: jak długa była seria, kiedy wykonano odlew i czy przedsięwzięcie odbyło się w ogóle za życia autora. W samym pośmiertnym wznawianiu edycji nie powinno być przy tym nic podejrzanego, jeśli np. ważna, awangardowa praca w brązie nie przetrwała wojny w ani jednym egzemplarzu — wtedy jednak świeża edycja odlewów musi być nie tylko wąska, ale przede wszystkim ściśle ponumerowana i opatrzona certyfikatem. Co natomiast z pracami, które nie są sygnowane, bo kilkaset lat temu kwestie tego rodzaju zwyczajnie artystom umykały?
O ile tak wiekowe odlewy nie stanowią niestety powszechnej zagwozdki na rynku polskim, eksperci zagranicznych domów aukcyjnych mówią o miesiącach, a nawet latach badań przeprowadzanych nad niektórymi niesygnowanymi zagadkami. Zdarza się też, że rzeźbę teoretycznie łatwo byłoby przypisać artyście, ale przez kilkaset lat mija się ją bez specjalnego pomysłu, żeby ją upłynniać — w 2014 r. na licytację w Christie’s trafił chociażby siedemnastowieczny odlew niderlandzkiego mistrza Adriaena de Vriesa, który mókł latami, wieńcząc fontannę na dziedzińcu czyjegoś domku myśliwskiego w Austrii. Prężący się heros z muskułami, na którym przysiadały ptaki, zerwał ostatecznie z łowieckimi klimatami ceną 27,8 mln USD (105,6 mln zł), mając niewiele powyżej metra i liść służący za całoroczną garderobę. © Ⓟ