Jeszcze w poniedziałek @russian_market, czyli rosyjski makler, najbardziej znany twitterowicz komentujący politykę gospodarczą Rosji, za awatar miał Władimira Putina w aureoli z gazowych płomieni. Wczoraj zmienił go na „Krzyk” Edvarda Muncha. I wygląda na to, że prędko go nie zmieni. Bank centralny Rosji wczoraj dolał oliwy do ognia, w którym płonie rubel jak i cała rosyjska gospodarka: zapowiedział, że recesja u naszych wschodnich sąsiadów jest pewniejsza od śniegu w grudniu. Najnowsze prognozy banku Rosji mówią o 4,5-procentowym spadku PKB w 2015 r. i ponad 10-procentowej inflacji, budżet Federacji ma zostać ścięty o kolejne 10 proc.



O wartości rubla moskiewscy finansiści wolą się już nie wypowiadać. Słowo „krach” odmieniane jest przez wszystkie przypadki, niestety także w języku polskim. Niestety, bo spirala kłopotów Rosji nie cieszy biznesu spod flagi biało-czerwonej. Według danych indeksu FactSet Market to spółki z Austrii, Finlandii i właśnie z Polski mają największą ekspozycję Rosję (średni udział przychodów z tamtego rynku w łącznych) — w polskich firmach sięga 5,6 proc. Wobec negatywnej dynamiki rozwoju wypadków na Wschodzie na scenę wkracza nowy scenariusz: taki, w którym biznesy z Polski nie biorą rosyjskiej zapaści na klatę lub na przeczekanie, ale biorą nogi za pas. Czy zatem już czas zgasić światło na rosyjskim rynku i przynajmniej na kilka lat zapomnieć o inwestowaniu, handlu czy produkcji w Rosji?
Rezerwa w awarii
Większość rozmówców „Pulsu Biznesu” stara się tonować nastroje i nie poddawać się czarnowidztwu oraz atmosferze paniki, zachowując zimną krew. I choć arkusze w excelu pokazują topniejące zyski, rosnące ryzyko i coraz więcej czerwonych pozycji, to polscy menedżerowie i przedsiębiorcy nie chcą ot tak, impulsywnie skreślać Rosji. Kurs Getin Holdingu, który co czwartego złotego zarabia na działalności w Rosji, wczoraj spadał na warszawskiej giełdzie nawet o 7 proc. Piotr Kaczmarek, prezes Getin Holdingu, przyznaje, że sytuacja w Rosji jest trudna, ale nie beznadziejna — bo choć zyski holdingu w Rosji spadły rok do roku o niemal połowę, to sytuacja jest lepsza, niż była kiedyś.
— W czasie kryzysu w 1998 r. rubel też dramatycznie stracił na wartości, ale wówczas rezerwy walutowe były bliskie zeru i nastąpił run na banki. Obecnie rosyjska waluta mocno się osłabiła, lecz Rosja ma pokaźne rezerwy i nie widać objawów paniki wśród klientów banków. Jeśli chodzi o nasz biznes w Rosji, to trzeba zaznaczyć, że jesteśmy na tym rynku obecni od dawna i po prostu uzbrajamy się w cierpliwość. I działamy. Prowadzimy biznes rublowy i to nieco poprawia nasz komfort. Nie sądzę, żeby coś dramatycznego miało zmienić się w końcówce roku — mówi Piotr Kaczmarek.
W podobnym tonie wypowiada się Robert Neymann, prezes Harper Hygienics, producenta wyrobów higienicznych. Harper zabezpieczył się przed zawirowaniami na rynku walutowym i przed niewypłacalnością kontrahentów — sprzedaje w złotych, a rosyjski portfel ma ubezpieczony w KUKE.
— Niestety rosnąca inflacja staje się już problemem i obawiamy się, że w pewnym momencie produkty, które dzisiaj tam sprzedajemy, staną się po prostu za drogie dla rosyjskich konsumentów. Mamy opracowany awaryjny scenariusz — zaczniemy sprzedawać nowe, tańsze wersje wyrobów — informuje Robert Neymann. Harper Hygienics nie planuje podejmowania drastycznych kroków — zostanie w Rosji, szczególnie że sprzedaż utrzymuje się na zbliżonym poziomie rok do roku (ok. 30 mln zł rocznie). Według Roberta Neymanna, wyjście z Rosji musiałoby być podyktowane znaczącym załamaniem gospodarczym na wielu płaszczyznach.
Wymiecione tablety
Są jednak przedsiębiorcy już mierzący się z gwałtowną restrukturyzacją struktur biznesowych na Wschodzie lub wręcz zostali wypchnięci z tamtejszego rynku.
— Kolosalna dewaluacja rubla ma konsekwencje. Właśnie wracam ze spotkania z kolegą, którego spółka ma 30 proc. sprzedaży w Rosji. Przyznał, że właśnie zaczyna mocną restrukturyzację biznesu. Rosyjski rynek zawsze był ryzykowny i takim pozostanie — mówi zastrzegający anonimowość szef funduszu, którego jedynie niewielka część inwestycji jest na wschodzie Europy. Vedia, produkująca we własnej fabryce w Chinach tablety, musiała powiedzieć „do swidania” rosyjskiemu rynkowi już kilka miesięcy temu.
— Handlowaliśmy z firmami w Rosji, ale ich problemy spowodowały, że nasze przychody w Rosji spadły drastycznie, niemalże do zera. Przed kryzysem tamtejszy rynek generował 50-60 proc. sprzedaży — wspomina Dariusz Kwiatkowski, akcjonariusz Vedii. Obecnie spółka prowadzi rozmowy w sprawie niewielkich kontraktów na rynek rosyjski, ale szybkiego powrotu do poprzedniej skali się nie spodziewa.
— Rynek jest niestabilny i ryzykowny. Nie sądzę, że sytuacja szybko się unormuje. Wszystko jest w rękach polityków. Czarny scenariusz: Putin zamykający rynek przed firmami z UE i USA, a otwierający go szerzej Chinom — uważa Dariusz Kwiatkowski.
Kuchenne zawirowanie
Niejeden czarny scenariusz nad Wołgą przerobił już Marcin Hejka, dyrektor zarządzającyw Intel Capital, odpowiedzialny za interesy funduszu m.in. w Polsce i Rosji. Hejka przypomina, że przed kryzysem rosyjskim w 1998 r. rynek rosyjski miał 10-procentowy udział w polskim eksporcie.
— Szybko zjechaliśmy niemal do zera, ale naszego PKB i naszych firm to nie powaliło. Okazało się, że można znaleźć inne rynki. Nasz fundusz w Rosji zaczął inwestowanie 15 lat temu, więc tamtejsze cykle nie są nam obce. Obecną sytuację traktuję jako przejściową — uspokaja przedstawiciel Intel Capital.
Amica, producent sprzętu gospodarstwa domowego, do tej pory był wręcz beneficjentem kryzysu. Rosyjscy konsumenci kupowali na potęgę jego produkty, obawiając się wzrostu cen. Mieli nosa. — Chcąc nadrobić dewaluację waluty, będziemy zmuszeni podnieść ceny o 20- -30 proc. Z tego powodu spodziewamy się spadków sprzedaży, jednak dzisiaj trudno powiedzieć, czy będzie to kilkanaście czy kilkadziesiąt procent. Niewątpliwie przyszły rok będzie trudny i nie uda się powtórzyć przychodów rzędu 100 mln EUR na tamtejszym rynku — zastrzega Wojciech Kocikowski, wiceprezes Amiki, i zaraz dodaje, że o wycofywaniu się z Rosji nie ma mowy. Przecież dobrze zarządzany biznes potrafi znaleźć zyski także na rynku pełnym krzyku zrozpaczonych inwestorów.