41 GW – na tyle, według szacunków Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, można oceniać potencjał nowych projektów wiatrowych, które będą realizowane do 2040 r. dzięki zmianie przepisów o odległości minimalnej z 700 na 500 metrów. Dla porównania, dziś moc wiatraków stojących w Polsce to 10,3 MW (stan na 1 lipca), a fotowoltaiki – 18,9 MW (stan na 1 czerwca).
Efektu „uwalniającego” można się spodziewać po ustawie, która w poniedziałek pojawiła się w wykazie prac rządu. Rząd planuje przyjąć ten projekt w trzecim kwartale 2024 r.
10h do likwidacji
Chodzi o wyczekiwany przez branżę projekt nowelizacji ustawy o inwestycjach w elektrownie wiatrowe. Przypomnijmy, że w 2016 r. rząd PiS zablokował inwestycje w wiatraki, wprowadzając tzw. zasadę 10h, czyli zakazującą stawiania instalacji w odległości od zabudowań bliższej niż dziesięciokrotność wysokości takiej instalacji. Inwestycje w wiatraki zostały w efekcie niemal całkowicie zablokowane. W kolejnych latach, kiedy świadomość tego, że transformacja polskiej energetyki i gospodarki jest konieczna, zaczęła do rządzących dochodzić, wprowadzono ułatwienie. Ogólna zasada 10h pozostała, ale w drodze wyjątku wprowadzono też odległość 700 m.
Obecnie projektowana nowelizacja ma całkowicie znieść zasadę 10h, wprowadzając 500 m jako nową odległość minimalną.
Szybsza ścieżka dla inwestorów
Dla Janusza Gajowieckiego, prezesa PSEW, projekt zmian to powód do radości.
- Przez lata blokada inwestycji w odnawialne źródła energii mocno zahamowała transformację energetyczną. Tymczasem energetyka wiatrowa to nie tylko niezależność energetyczna i bezpieczeństwo, ale też najtańszy prąd. Koszt jego wytworzenia jest 3-3,5 krotnie niższy niż z paliw kopalnych – zauważa Janusz Gajowiecki.
PSEW szacuje ponadto, że nowe farmy wiatrowe mogą wygenerować do 2030 r. 70-133 mld zł przyrostu PKB, 490-935 mln zł dodatkowych wpływów do samorządów, ok. 80 mld zł zamówień na produkty i usługi w łańcuchu dostaw oraz ok. 100 tys. nowych miejsc pracy.
Janusza Gajowieckiego cieszy również plan objęcia inwestycji wiatrowych tzw. zintegrowanym planem inwestycyjnym, co będzie oznaczać szybszą ścieżkę dla inwestorów.
Czy 10 proc. zadziała?
Ciekawy jest zapis dotyczący udostępnienia co najmniej 10 proc. mocy elektrowni wiatrowej zainteresowanym tym mieszkańcom. Zapis ten wprowadzony został jeszcze przez poprzedni rząd, lecz – jak można często usłyszeć w kuluarach – jest martwy. Inwestorzy starają się tego tematu unikać, a mieszkańcy – w obliczu nielicznych ostatnio inwestycji – też nie mają okazji do jego stosowania.
Plan rządu zakłada teraz usprawnienie funkcjonowania tego mechanizmu. Szczegółów na razie nie podano.
Cele OZE same się nie zrealizują
Rząd wyjaśnia, że odblokowanie inwestycji wiatrowych jest konieczne, ponieważ w przesłanej już do Komisji Europejskiej wstępnej aktualizacji Krajowego planu na rzecz energii i klimatu do 2030 r. (KPEiK) Polska prognozuje wzrost udziału OZE w elektroenergetyce do co najmniej 50 proc. w 2030 r., a łączna moc zainstalowana w wiatrakach ma wynieść ok. 15,8 GW. Nie uda się tego osiągnąć bez liberalizacji przepisów.
Wiatr to praca na lata
Biznes czeka na nowe przepisy dla wiatraków. W „Pulsie Biznesu” pisaliśmy ostatnio o firmach R.Power i Quanta, które są dużymi graczami w fotowoltaice i chcą zacząć inwestować również w wiatr. Nie są to jednak projekty tak szybkie w realizacji jak te słoneczne.
- W Polsce statystycznie zajmuje to 6-7 lat – szacował Tomasz Sęk, współzałożyciel R.Power.