W mBanku klient sam zdecyduje, jakie chce mieć oprocentowanie kart kredytowych i jaką opłatę roczną — oczywiście w granicach rozsądku.
MBank, jedno z dwóch detalicznych ramion BRE Banku, znów eksperymentuje. Tym razem z kartami kredytowymi. Jeszcze w tym tygodniu zaoferuje karty na zupełnie innych zasadach niż spotykane do tej pory.
— Od 1 marca zaproponujemy klientom, by sami wybrali jedną z trzech opcji oprocentowania kart kredytowych — 12, 14 lub 16 proc. Karty najniżej oprocentowane będą miały najwyższą opłatę roczną i odwrotnie: najwyżej oprocentowane — opłatę najniższą — wyjaśnia Paulina Rutkowska, rzecznik mBanku.
Pomysł został zapożyczony z rynku brytyjskiego. Dodaje, że tak konkurencyjne oprocentowanie bank zaoferował na kilka miesięcy. Od października stopy wzrosną. Będą wynosiły odpowiednio 15, 17 i 19 proc.
W ten sposób mBank zmusza klientów do „świadomego wykorzystywania kart”.
— Innowacyjne produkty zawsze są uważnie analizowane zarówno przez klientów, jak i konkurencję. Na pewno jest pewna grupa klientów, która będzie chciała aktywnie zarządzać swoim długiem — komentuje Jacek Obłękowski, wiceprezes PKO BP, drugiego na rynku wydawcy kart kredytowych.
MBank chce także przekonać klientów do korzystania z kredytu.
— Obecnie tylko około 20 proc. klientów wchodzi w okres odsetkowy. Reszta spłaca dług. Sądzimy, że część osób, mogąc wybrać oprocentowane w karcie zbliżone do kredytu konsumpcyjnego, zacznie się zadłużać właśnie w karcie — tłumaczy Paulina Rutkowska.
Banki coraz częściej różnymi fortelami usiłują nakłonić klientów do korzystania z kredytu karty.
— ING BSK zwalnia z opłat rocznych osoby aktywnie korzystające z kart — mówi Piotr Utrata, rzecznik ING BSK.
Tak jest też w Banku BPH. Podobny bonus wprowadzi również teraz mBank.
— Żeby jednak tak się stało, na Visę Electron trzeba wydać miesięcznie przynajmniej 1 tys. zł, Classic — 1,5 tys., a Gold — 2,5 tys. — zaznacza Paulina Rutkowska.
MBank do końca 2005 r. wydał 55 tys. kart kredytowych. W tym roku chce zaoferować kolejne 26 tys.