Michael Pettis, autor książki "The Great Rebalancing", od ponad dekady promuje ideę globalnego rebalansowania. Zakłada ona, że państwa z wysokimi nadwyżkami handlowymi powinny świadomie je obniżać poprzez stymulację popytu krajowego, ograniczając jednocześnie zależność od eksportu. Dotyczy to przede wszystkim Chin i Niemiec – dwóch gospodarek, które swój rozwój w ostatnich dekadach oparły właśnie na modelu proeksportowym. Idea jest słuszna, ale jej realizacja bardzo trudna. Z prostego powodu. Wiązałaby się ze znacznymi stratami dla obu tych krajów. A takie rebalansowanie wymaga pewnej spójności i koordynacji na poziomie międzynarodowym.
Symulację potwierdzającą te obawy przedstawili ekonomiści MFW w badaniu „Unbalanced Trade 2.0”. Wynika z niej, że pełne zrównoważenie sald handlowych (do poziomu zera) skutkowałoby trwałym spadkiem realnego PKB Niemiec o 3,1 proc., a Chin o 0,7 proc. Zyskałyby natomiast kraje z głębokim deficytem, takie jak USA czy Indie (wzrost o 1,2 proc. PKB). Można też na te dane spojrzeć inaczej: ile dany kraj teraz traci lub zyskuje na swojej pozycji handlowej. Autorzy puentują badanie tak: „Czy nierównowaga handlowa zwiększa dochody w gospodarkach z nadwyżką kosztem gospodarek z deficytem? Odpowiedź brzmi: tak”.
Teza płynąca z badania MFW – sugerująca, że nierównowaga handlowa jest grą o sumie zerowej i negatywnie wpływa na wzrost – stoi w sprzeczności z tradycyjnym poglądem. Wielu ekonomistów argumentuje bowiem, że kraje z deficytem, takie jak USA, w rzeczywistości mogą na nim zyskiwać. Po pierwsze, deficyt pozwala im konsumować i inwestować powyżej bieżącej produkcji, ponieważ jest finansowany kapitałem z państw z nadwyżkami (głównie z Chin). Po drugie, umożliwia specjalizację w innowacjach, zaawansowanych technologiach i usługach o wysokiej wartości dodanej, podczas gdy towary o niższej wartości (np. prosta elektronika czy odzież) są importowane z krajów o niższych kosztach pracy. A zatem kraj zarabia na drogich i zaawansowanych technologicznie dobrach, a tanie towary importuje. To jest korzystne, bo poprawia siłę nabywczą na światowych rynkach.
Autorzy badania z MFW kwestionują jednak ten optymistyczny obraz, wprowadzając do swojego modelu kluczowy czynnik: korzyści skali. Argumentują, że branże produkujące na eksport charakteryzują się znacznie większymi korzyściami skali, ponieważ ich rynkiem zbytu jest cały świat, a nie tylko rynek krajowy. To podnosi produktywność i realne dochody. W efekcie państwa specjalizujące się w produkcji eksportowej i generujące nadwyżki handlowe odnoszą strukturalne korzyści. Z kolei kraje, które rezygnują z tego modelu na rzecz importu, w długim okresie tracą. Konkluzja badania jest więc taka, że deficyt handlowy jest po prostu strukturalnie niekorzystny dla gospodarki.
Niezależnie od tych argumentów zrównoważenie światowego handlu wymagałoby ścisłej współpracy międzynarodowej, która w dobie rosnących napięć geopolitycznych wydaje się mało prawdopodobna. Mimo to kluczowa konkluzja płynąca z badania jest niezwykle istotna: chroniczne deficyty handlowe mogą strukturalnie szkodzić gospodarkom.