W 2013 r. 62 miasta przeznaczyły na budżety obywatelskie 150 mln zł — wyliczyła Fundacja im. Stefana Batorego. Były to kwoty stanowiące 0,5-4 proc. budżetu miasta z poprzedniego roku. Najwięcej, drugi rok z rzędu, na budżet obywatelski wydaje Łódź. W 2015 r. było to 20 mln zł, a w trwającej trzeciej edycji będzie 40 mln zł. Poprzednie budżety pokazały urzędnikom i mieszkańcom, że niektóre sprawy trzeba zmienić.
Im mniej, tym trudniej
Na jedną z takich spraw zwraca uwagę Magdalena Poulain, przewodnicząca komisji dialogu obywatelskiego ds. polityki demograficznej i współpracy międzypokoleniowej przy Urzędzie Miasta w Łodzi, która brała udział w pracach zespołu ds. budżetu obywatelskiego. Miał on ocenić budżet na 2015 r. i przedstawić propozycje usprawnień.
— Najważniejszy postulat dotyczył realizacji budżetu już na poziomie osiedli, a nie dzielnic. Dzięki temu mieszkańcy mogliby głosować nad projektami, które są im najbliższe. Niestety, urzędnicy tłumaczyli, że to na razie zbyt skomplikowane organizacyjnie. Zapowiedzieli, że będą zmierzali w tym kierunku — opowiada Magdalena Poulain.
Grzegorz Justyński, dyrektor biura ds. partycypacji społecznej w Urzędzie Miasta Łodzi, przyznaje, że pojawiły się propozycje wprowadzenia zadań na poziomie osiedli i podziału pieniędzy ze względu na liczbę mieszkańców, ale nie wypracowano konsensu.
— Mieszkańcy często nie wiedzą, w obrębie jakiego osiedla mieszkają. Takich jednostek pomocniczych miasta jest 36. Dlatego w trzeciej edycji wprowadziliśmy obowiązek określania, jakiego osiedla projekt dotyczy. Musielibyśmy stworzyć mapki i weryfikować przynależność mieszkańców do osiedli, kiedy pojawiałyby się jakieś wątpliwości, np. gdyby ktoś mieszkał na ich granicy. Będziemy jednak dążyć do tego, aby budżet był rozdzielany na jeszcze niższym szczeblu administracyjnym — opowiada Grzegorz Justyński. W mieście powstaje rada programowa, która przejmie funkcje zespołu ds. budżetu obywatelskiego i będzie działała stale, a nie jedynie okresowo, jak tamta instytucja.
Nauka na błędach
Symptomatyczna sprawa przydarzyła się w dzielnicy Polesie. Utworzenie parku, tzw. Ogrodów Karskiego, zyskało tam największe poparcie (2477 głosów) w głosowaniu na budżet obywatelski na 2015 r. Ale dopiero wtedy okazało się, że miasto w 2011 r. podpisało umowę z PKP, które rezerwowały tę działkę pod budowę tunelu średnicowego. W ratuszu mówią teraz, że pomysł parku trafił pod głosowanie w wyniku błędu urzędników. Marta Karbowiak, autorka projektu Ogrodów Karskiego, uważa, że takie wpadki, choć rzadkie, zniechęcają ludzi do zgłaszania pomysłów i głosowania nad budżetem obywatelskim.
Podaje, że liczba wniosków zgłoszonych na 2016 r. spadła na Polesiu o 41 proc. — w 2015 r. było ich 131, a teraz tylko 77. Tyle że znaczący spadek, po około 30 proc., dotyczy także Bałut (212 wniosków w 2015 r. i 146 w 2016 r.) i inicjatyw ogólnomiejskich (215 i 151). — Ostatecznie udało nam się porozumieć z miastem. Ogrody zostaną zrealizowane po 2020 r., kiedy prace na działce
zakończą PKP. Na razie nasza rola ograniczy się do tego, aby na budowie tunelu jak najmniej ucierpiała zieleń. Ma tam też powstać parking wielopoziomowy.
Z pewnością była to dla miasta lekcja, aby do planowania przedsięwzięć jak najwcześniej włączyć mieszkańców — mówi Marta Karbowiak. Zresztą, według niej, ta pomyłka urzędników wyszła mieszkańcom w pewnym sensie na dobre. — Gdyby od razu powiedziano, że na tej działce nie może powstać park, to pewnie nie udałoby się niczego zrealizować. Kiedy mieliśmy wyraźne poparcie łodzian, mogliśmy walczyć o ten projekt — tłumaczy pomysłodawczyni.
Głosy pod lupą
Koniecznie trzeba poprawić procedury związane z głosowaniem nad budżetem obywatelskim. — Kiedy zauważyliśmy, jakie projekty zaczęły wygrywać, złapaliśmy się za głowę. Około 80 proc. to przedsięwzięcia przy szkołach, przychodniach czy bibliotekach. Oczywiście inwestycje tam też są potrzebne, ale te instytucje wykorzystywały swoją pozycję w głosowaniach, m.in. dzięki dostępowido numerów PESEL mieszkańców. Zdarzało się, że ktoś chciał zagłosować, i okazywało się, że już to za niego zrobiono — informuje Magdalena Poulain.
— W jednej ze szkół podstawowych uczniowie mieli za ocenę przynieść kilka wypełnionych kart do głosowania. Jak mamy kształcić odpowiedzialnych obywateli, skoro od małego uczymy ich cwaniactwa — oburza się Marta Karbowiak. Grzegorz Justyński potwierdza, że są skargi dotyczące głosowania, ale władze nie pozostają bierne.
— Zachęcamy, aby łodzianie zgłaszali, kiedy nie mogą oddać głosu, bo rzekomo już to zrobili. W takich przypadkach podejmujemy odpowiednie kroki. W praktyce takich zgłoszeń jest jednak niewiele, w sumie mieliśmy ich kilkadziesiąt. System głosowania uszczelniliśmy i obecnie, aby zagłosować przez internet, otrzymuje się na podany numer telefonu kod, który umożliwia oddanie głosu. Inną sprawą jest to, jak poszczególne instytucje wykorzystują swoje możliwości, aby zdobyć potrzebne głosy. Tutaj decyzję co do wagi projektu i etyki pozyskiwania głosów zostawiamy mieszkańcom — mówi Grzegorz Justyński. © Ⓟ