Dzięki zastrzykowi kapitału wynalazek jest już na ostatniej prostej do wprowadzenia na rynek.

Innowacjom często czegoś brakuje. Wynalazcy z reguły nie wiedzą, jak sprzedać swój pomysł. A biznesmeni najchętniej widzieliby pokaźne kwoty w arkuszu kalkulacyjnym już od początku przedsięwzięcia. Z reguły jedni nie potrafią spojrzeć na projekt oczami drugich. Obie grupy łączy to, że czasem — a może zawsze — muszą zaryzykować. Przy projekcie toruńskiej firmy takich problemów nie ma. Zespół idealnie się dobrał już wiele lat temu. — Rzeczywiście czasem tak nam mówią — uśmiecha się Beata Paszke-Sobolewska, prezes firmy Torqway. Taką samą nazwę nosi pojazd miejski, nad którym pracuje spółka.
Wespół w zespół
Wydaje się, że to, co najprostsze, już wymyślono. A rzeczy proste udoskonalić trudno. Chociażby wycieraczki samochodowe działające w prawie niezmienionej formie od dziesięcioleci. Także Torqway opiera się na prostym mechanizmie i trudno go porównać do czegokolwiek, co jest na rynku. Skojarzenie z Segwayem (dwuśladowy, dwukołowy, jednoosobowy pojazd elektryczny) jest tylko częściowo uzasadnione. Na pierwszy rzut oka oba wynalazki są podobne, ale łączy je tylko to, że ich użytkownik stoi w trakcie jazdy, i to, że — poniekąd — od Segwaya się zaczęło.
Kiedy Andrzej Sobolewski, mąż Beaty Paszke-Sobolewskiej, kilka lat temu zobaczył zagraniczny wynalazek, zastanowił się, dlaczego nie stworzono podobnego, ale tańszego, bo napędzanego siłą mięśni. Jako inżynier z 30-letnim stażem i konstruktor około stu maszyn dla Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych nie zwlekał z realizacją pomysłu. W 2008 r. zaprojektował napęd, który w 2011 r. opatentowano wraz z pojazdem. Stroną biznesową zajęła się Beata Paszke-Sobolewska, która przez 15 lat prowadziła różne firmy. Pierwszą założyła w 1999 r. w branży informatycznej.
— Wtedy na rynku niewiele było takich podmiotów, a kontrahentów trzeba było edukować z zagadnień związanych z IT. Dlatego przekonywanie innych do pomysłu i stawianie pierwszych kroków w jakiejś dziedzinie nie jest mi obce — mówi Beata Paszke-Sobolewska. Z jednej strony konstruktor z doświadczeniem, a z drugiej prezes przez lata zarządzający firmami. Wiele start-upów może pozazdrościć takiego startu.
Ruch jałowy
Pierwsze chwile na Torqwayu — podobnie jak na deskorolce i na rowerze — nie należą do łatwych. Czuję, że w jazdę wkładam więcej siły, niż potrzeba, ale odruchowo, ruszając dźwigniami pojazdu, ręce kieruję w bok. Taki ruch uruchamia hamulce. Staram się poprawić. Po kilku minutach lepiej wyczuwam pojazd, ale delikatne wzniesienie i tak staje się sporą przeszkodą.
Według Beaty Paszke-Sobolewskiej, z reguły wystarczy 30 minut, żeby opanować jazdę Torqwayem. Muszę wierzyć na słowo, ale chwilę wcześniej bez problemu pokonała pojazdem tę samą trasę. Na wysokich obcasach. Torqway składa się z podestu, do którego są przymocowane cztery koła. Dwa małe z tyłu znajdują się na dodatkowej mniejszej platformie, która służy do skręcania — w zależności od kierunku skrętu na mniejszy podest naciska się lewą lub prawą piętą. Dwie regulowane dźwignie przymocowane do większych kół służą do napędzania pojazdu. Co ciekawe, napęd nie ma ruchu jałowego. Oznacza to, że każdy ruch napędza pojazd — tak jakby przekręcanie pedałów do tyłu w starych rowerach poruszało również tylnim kołem.
Gorący okres
Doświadczenie prezes firmy szybko zaprocentowało. W 2014 r. do inwestycji w Torqwaya udało się przekonać JCI Venture należącą do grupy Jagiellońskiego Centrum Innowacji, która inwestuje przede wszystkim w spółki z branż farmaceutycznej i wyrobów medycznych. Torqwaya sklasyfikowano jako pojazd sportowo-rehabilitacyjny i jest jednym z 16 projektów, w które zainwestowała firma. Wtedy też zapadła decyzja o utworzeniu spółki. Powstała w lutym 2014 r., a JCI przekazało firmie 200 tys. euro na rozwój projektu. Torqway jest już na ostatniej prostej do wprowadzenia na rynek. Zgodnie z zapisami umowy pierwsze egzemplarze powinny się pojawić w połowie 2015 r. Dlatego w firmie panuje gorący okres.
— Przez ostatnie 2,5 roku o urlopie mogliśmy tylko pomarzyć. Kiedy wyjeżdżaliśmy na zagraniczne wystawy, znajomi pytali, co widzieliśmy. Chociaż na tych wyjazdach udawało się nam znaleźć dzień lub dwa, żeby zobaczyć coś poza halami wystawowymi, to w praktyce byliśmy tak zmęczeni, że trudno je ocenić jako najprzyjemniejsze — wspomina Beata Paszke-Sobolewska.
Na szczęście w przedsięwzięciu pomaga jej dwóch wysokiej klasy specjalistów z JCI, których — jak sama mówi — traktuje jak własny zespół. Plany zakładają powstanie czterech wersji Torqwaya: Junior, Adult, Sport i E-Torq. Ten ostatni ma być wyposażony w napęd elektryczny, który będzie ładowany przez ruchy dźwigni. Takie rozwiązanie pozwoli m.in. wesprzeć użytkownika na stromym podjeździe. A to tylko początek — do Torqwaya będzie można dokupić mały wózek, firma rozważa też stworzenie wersji pojazdu z siodełkiem.
Wpływ jazdy
Prototyp Torqwaya stworzyła toruńska firma Torform. Większość, bo 80 proc. elementów, z których powstanie pojazd, będzie wytwarzana z lanych form. Reszta to gotowe kupowane części. Projekt wchodzi w fazę badań.
Pierwsze będą dotyczyły doboru materiałów i przeprowadzą je naukowcy z Wydziału Mechatroniki Instytutu Mikromechaniki i Fotoniki Politechniki Warszawskiej. Drugie pozwolą ocenić, jaki rzeczywisty wpływ na organizm człowieka będzie miał Torqway. Tym z kolei zajmie się Akademia Wychowania Fizycznego w Krakowie.
— Badania pozwolą nam przygotować się do produkcji, bo nadal Torqway jest za ciężki, a jednocześnie nie chcemy, by materiał w jakiś sposób zmniejszył jego wytrzymałość. Z drugiej strony, będziemy też mieć informacje, jak ciało człowieka zachowuje się w trakcie korzystania z pojazdu, jakie mięśnie pracują i ile kalorii można spalić podczas jazdy. To pomoże w marketingu pojazdu — tłumaczy Beata Paszke-Sobolewska. Firma będzie też poszukiwać inwestora finansowego lub branżowego.
Torqway wzbudził duże zainteresowanie zwiedzających na zagranicznych wystawach. Podczas 42. Międzynarodowych Targów Wynalazków w Genewie został nagrodzony złotym medalem, a dwa miesiące później na wystawie INPEX w USA zdobył kolejny złoty medal w kategorii Zdrowie i Fitness, a także nagrodę dla najlepszego wynalazku z Europy.
Zza granicy przywieziono nie tylko wyróżnienia, ale również wiele kontaktów. Zainteresowanie dystrybucją Torqwaya wyraziło już kilka firm, w tym jedna z Kanady. Pojawiają się też pierwsi klienci — chętni na zakup stu sztuk pojazdu z produkcji pilotażowej pochodzą z USA i Tajwanu.
Cena innowacji
Na razie koszt jednego pojazdu szacuje się na 800-1000 euro. — Podajemy taką kwotę na wystawach, gdzie jest to wymagane, ale na razie nie możemy powiedzieć, czy będzie to ostateczna cena. Wiele zależy od materiałów wykorzystanych do produkcji. Z pewnością pierwsze egzemplarze będą też droższe, a ich koszt spadnie po uruchomieniu masowej produkcji pojazdów — ocenia Beata Paszke-Sobolewska. Prezes firmy poszukuje inwestorów chętnych do wsparcia projektu. — Liczymy się z tym, że JCI to tylko jeden z etapów i na dalsze prowadzenie biznesu potrzebne będą kolejne fundusze. W Polsce start-upy mają dość trudne zadanie przy pozyskiwaniu finansowania.
Banki niechętnie kredytują takie inwestycje, jednak sporo jest też pozytywnych przykładów. Kiedy rozpoczęliśmy działalność, napisałam list do marszałka województwa kujawsko-pomorskiego z prośbą o wsparcie naszego pomysłu, a on skontaktował nas z Kujawsko-Pomorską Agencją Innowacji, skąd pozyskaliśmy dofinansowanie z jednego z programów unijnych — podkreśla Beata Paszke-Sobolewska. Nie czeka z założonymi rękami. Właśnie dopina umowę kredytową z bankiem. &