MOST MOŻE TRAFIĆ DO PROKURATURY

Tomasz Krzyżanowski
opublikowano: 1999-06-15 00:00

MOST MOŻE TRAFIĆ DO PROKURATURY

Remont Mostu Gdańskiego kosztował o 30 proc. drożej niż planowano

KOSZT OSZCZĘDZANIA: Zdaniem Jerzego Szymańskiego, eksperta Komisji Rewizyjnej Rady Warszawy, remont mostu kosztował w rezultacie tak dużo, że taniej byłoby go wcześniej zburzyć i zbudować zupełnie od podstaw nowoczesny most. fot. GK

Sprawa zakończonego w ubiegłym roku remontu Mostu Gdańskiego w Warszawie może mieć swój dalszy ciąg. Jerzy Szymański, ekspert Komisji Rewizyjnej Rady Warszawy, uważa, że przy remoncie dopuszczono się milionowych nadużyć. Jego zdaniem, powinna się tym zająć prokuratura.

Generalnym wykonawcą remontu był Mostostal Warszawa, który wygrał przetarg, oferując cenę znacznie niższą niż pozostali oferenci — 19 mln zł. Przegrani konkurenci proponowali 28 mln zł (Energoexport) i 32 mln zł (Kieleckie PRM). Już po zamknięciu przetargu Mostostal zmienił wartość swojej oferty na 22,5 mln zł. Ostatecznie swoje prace wycenił jeszcze drożej. Remont mostu kosztował 29 mln zł.

— Przy przetargach nieograniczonych taka praktyka jest wręcz powszechna. Podaje się bardzo niską cenę, aby wygrać przetarg, a potem stopniowo zawyża się ofertę poprzez wprowadzanie kolejnych aneksów do umowy — mówi pragnący zachować anonimowość przedstawiciel branży budowlanej.

Mostostal stanowczo odrzuca te zarzuty.

— Remont kosztował więcej niż zakładaliśmy, bo źle przygotowano dokumentację techniczną. Nie wiedział o tym żaden oferent startujący w przetargu. Każdy z nich i tak przekroczyłby proponowaną przez siebie cenę — twierdzi Tadeusz Karczmarzyk z Mostostalu Warszawa.

Inspektor jak premier

Wątpliwości budzi również kwestia nadzoru nad pracami remontowymi, sprawowanego w imieniu inwestora. Wydział Mostów Zarządu Dróg Miejskich postulował początkowo, by przy remoncie zatrudnić trzech inspektorów nadzoru. Ich łączne wynagrodzenie miało wynieść około 140 tys. zł. Tymczasem inspektorów było w rezultacie dziewięciu, a umowa na wykonanie nadzoru opiewała na 1 298 500 zł, czyli ponad dziesięciokrotnie więcej. Wynagrodzenie inżyniera rezydenta (instytucji nieznanej w polskim prawie budowlanym) wynosiło 9450 zł miesięcznie.

— To skandal. Czterech inspektorów nadzoru zatrudnionych przy budowie spalarni śmieci w Warszawie, inwestycji wartej 160 mln zł, zarabia nieco ponad 3 tys. zł — zauważa Jerzy Szymański.

Z dokumentów wynika ponadto, że inspektorzy pobierali wynagrodzenie za okres, kiedy w rzeczywistości nie nadzorowali budowy. W dzienniku budowy pod datą 28 maja 1997 widnieje wpis, w którym inspektorzy nadzoru potwierdzają przyjęcie swoich obowiązków. Tymczasem faktura wystawiona dla ZDM, opiewająca na 60 867 zł, obejmuje okres od połowy kwietnia do końca maja.

Brakujące sześć milionów

Wysokie płace nadzoru to oczywiście nie jedyna przyczyna wzrostu kosztów remontu. W sprawozdaniu z remontu ówczesny dyrektor ZDM Tadeusz Kuligowski napisał, że po rozpoczęciu robót stwierdzono znaczne rozbieżności między projektem technicznym remontu a stanem faktycznym. W efekcie koszt robót wzrósł o około 5,7 mln zł. Szkopuł w tym, że większość pozycji, które miały wpłynąć na wzrost kosztów remontu, zamieszczono w dokumentacji pierwotnej. Potwierdza to Andrzej Stańczyk z Politechniki Warszawskiej, główny projektant remontu. Dyrektor ZDM uzasadniał wzrost kosztów remontu koniecznością wymiany okładzin w tunelach tramwajowych. Tymczasem okładzin w tunelach po prostu nie ma. Większe lub mniejsze nieścisłości dotyczą niemal wszystkich pozycji zawartych w piśmie dyrektora ZDM.