Na co warto zwrócić uwagę w prognozach rynkowych

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2023-01-01 20:00

„Puls Biznesu” jak zwykle na początku roku publikuje zestawienie prognoz makroekonomicznych najważniejszych instytucji finansowych. To jest bardzo ciekawy materiał — pełen liczb i istotnych spostrzeżeń ekspertów. Warto spojrzeć na wszystkie prognozy, a nie tylko uśrednione, bo one pokazują nam zasięg wyobrażanych scenariuszy.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Postaram się ułatwić zadanie tym, którzy nie mają czasu czytać całego materiału, i zwrócę uwagę na najważniejsze w moim przekonaniu trendy i zjawiska widoczne w prognozach. Generalnie będzie źle, ale dużo mniej źle, niż mogliśmy się obawiać, patrząc na wielorakie szoki uderzające w gospodarkę.

Przede wszystkim prognozy są ostrożne. Nikt nie pokusił się o bardzo pesymistyczne lub bardzo optymistyczne spojrzenie na najbliższy rok. Prognozy PKB różnią się maksimum o 0,5 pkt proc. od mediany, podczas gdy z historii wynika, że przeciętnie faktyczny wzrost PKB odbiega o 1 pkt proc. od przeciętnej prognozy. A żyjemy przecież w czasach bardziej zmiennych niż w przeszłości. Bardzo blisko siebie są też prognozy inflacji. Co nam to mówi? Że prognozy są dobrym uśrednieniem szans i ryzyka, ale nie pokazują odpowiednio całego zasięgu możliwych scenariuszy. Pamiętajmy, że rzeczywistość jest dużo bardziej zmienna niż obraz ekspercki. Dlatego warto zwrócić uwagę na predykcje odbiegające od mediany i przeczytać, co może być ich przyczyną. Ekonomiści ING np. z najwyższą prognozą wzrostu PKB ewidentnie liczą na stymulację fiskalną przed wyborami. To może być ważny czynnik, choć jeśli wystąpi, to odbije się czkawką w 2024 r.

Uwagę przykuwa fakt, że nikt nie przewiduje wzrostu stóp procentowych, a jeden bank — Pekao — uważa nawet, że w 2023 r. stopy zaczną spadać. Wygląda na to, że możemy być już na szczycie bolesnego cyklu zacieśniania polityki pieniężnej. Ta zgodność prognoz jest bardzo intrygująca, ponieważ ścieżka inflacji wydaje się ekstremalnie trudna do przewidzenia. Nie jest wcale pewne, czy inflacja zacznie odpuszczać wystarczająco, by wstrzymać podwyżki stóp. Nie dziwi, że większość banków przewiduje stabilizację kosztu pieniądza, ale to, że nikt już nie oczekuje jego wzrostu, jest zaskakujące.

Dość łagodny ma być spadek inwestycji. I jest to — jeżeli się ziści — pozytywne zjawisko. Biorąc pod uwagę skalę wstrząsów uderzających w gospodarkę i jej najbardziej kapitałochłonną część, czyli przemysł i budownictwo, spadek nakładów rozwojowych mógłby być dużo większy. Ale rzeczywiście może nas ratować fakt, że nie jesteśmy gospodarką przeinwestowaną. Wręcz przeciwnie — mamy mało inwestycji jak na wzrost PKB i produkcji odnotowany w ostatnich latach. Koń, z którego spadamy, jest dość niski pod tym względem.

Bardziej natomiast zaskakuje mnie przewidywany wzrost konsumpcji w warunkach wyraźnego spadku realnego wynagrodzeń i wzrostu bezrobocia. Obecnie mamy do czynienia z najmocniejszym spadkiem realnym płac od pierwszych lat po transformacji. Konsumenci oczywiście wygładzają swoje wydatki względem dochodów i w trudniejszych okresach redukują stopę oszczędności, ale mimo wszystko ciężar spadających dochodów będzie w 2023 r. wyjątkowo wysoki. Co więcej, w ujęciu dynamicznym nie będą pomagały już obniżki podatku dochodowego, napływ uchodźców oraz wakacje kredytowe. To nie będzie łatwy rok dla konsumenta i kilka banków w swoich prognozach też to dostrzega.