Właściwie wszystko to zakończyło się tak jak obóz byków na rynkach finansowych by sobie życzył. Posiedzenia banków centralnych zakończyły się bez niespodzianek. Nowa szefowa ECB, Christine Lagarde, potwierdziła, że będzie chciała przeprowadzić proces przeglądu polityki banku. Ma on trwać od stycznia do końca grudnia 2020 roku, z czego wynika, że rozpoczynanie gry na zmianę tej polityki, czyli zakończenia polityki ujemnych stóp procentowych (depozytowych w przypadku ECB) oraz być może rozpoczęcia podwyżek stóp jest zdecydowanie przedwczesne. Jerome Powell w zasadzie zapowiedział koniec obniżek stóp, co oczywiście nie znaczy, że w 2020 roku nie zmieni zdania.
Wiele się może w trakcie roku zmienić, ale rynku walutowym widać już jednak chęć zmiany trendu kursu EUR/USD. Od września 2018 roku kurs ten przebywał w kanale trendu spadkowego, a w drugiej dekadzie grudnia zaczął walczyć z górnym ograniczeniem tego kanału. Jeśli ostatecznie go pokona to dojdzie do zmiany trendu na wzrostowy (to wszystko bardzo umacnia złotego). Umocnienie euro na razie nie ma wielkiego wsparcia w fundamentach. Co prawda prawdopodobieństwo bezumownego Brexitu (szkodziłby nie tylko Wlk. Brytanii, ale i strefie euro) znacznie zmalało (chociaż nie do zera, o czym poniżej), ale dane makro dla Niemiec i reszty strefy euro nadal są bardzo złe (vide wstępne indeksy PMI za listopad).
W Wlk. Brytanii wybory wyłoniły absolutnego zwycięzcę, czyli Partię Konserwatywną pod wodzą Borisa Johnsona. Wyborcy na całym świecie mają coraz większa ochotę na wybór liderów, którzy w wielu kręgach budzą olbrzymie zdziwienie… Katastrofą zakończyły się wybory dla Partii Pracy i jej szefa – Jeremy Corbyn niewątpliwie ustąpi miejsca komuś młodszemu i bardziej wyrazistemu.
Można powiedzieć, że wyborcy mieli już tak dosyć dyskusji o Brexitcie, że postanowili dać pełnię władzy temu, kto obiecuje wyjście z Unii Europejskiej 31. stycznia 2020 roku. Ono zapewne nastąpi z umową, chociaż ostatnie posunięcia premiera, który chce mieć umowę o wolnym handlu z Unią Europejską do końca 2020 roku, stawia mały znak zapytania. Unia na takie dictum się nie zgodzi – dyskusje o takiej umowie z Kanadą trwały siedem lat.
Dochodzimy do wydarzenia, które dla rynków miało największe znaczenie, czyli do umowy USA – Chiny. Wpierw jednak mały wtręt na temat roli prezydenta Donalda Trumpa. Wszyscy inwestorzy, którzy na bieżąco obserwują rynki widzą, jaki jest wpływ tweetów Donalda Trumpa (potrafi ich wysłać ponad sto dziennie…) na zachowanie różnych klas aktywów. Tak było również ostatnio, kiedy to w czwartek napisał: „Jest już BARDZO blisko do WIELKIEJ UMOWY z Chinami. Chcemy tego zarówno my jak i oni” (pisownia oryginału). Oczywiście indeksy giełdowe wystrzeliły do góry, a cena złota zanurkowała.
To nie jest pierwszy raz, kiedy wypowiedzi Trumpa drastycznie wpływają na zachowanie rynków. Pytanie, co robi SEC (amerykańska komisja papierów wartościowych i giełd), który potrafi być bardzo surowy i niejednego inwestora doprowadził do wieloletniego więzienia za manipulowania rynkiem. Nic mi nie jest wiadomo o tym, żeby prezydenci USA mogli bezkarnie to robić. Na miejscu Demokratów ten temat ująłbym w ich próbie impeachmentu prezydenta. Nawiasem mówiąc próbie jałowej, a do tego zwiększającej poparcie dla Trumpa. Ale to już jest inna bajka.
Podobno strony ustaliły wiele spraw w tej wstępnej umowie (między innymi znaczne zwiększenie zakupów Chin w USA), a przede wszystkim wycofały się z części (nie całości) nałożonych w tym roku ceł. Umowa ma zostać podpisana w styczniu (po weryfikacjach i tłumaczeniach), co rodzi małe podejrzenie, czy prezydent Trump nie oświadczy nagle, że Chiny łamią ustalone ustnie warunki umowy. Pożyjemy, zobaczmy.
Jednak jest pewne – USA i Chiny (ale równie UE i Chiny) skazane są na wojnę handlową (mam nadzieję, że tylko handlową…), więc ta umowa pierwszej fazy daje jedynie chwilę oddechu. Wojna powróci i wcale się nie zdziwię, jeśli rozgorzeje na dobre przed wyborami prezydenckim w USA (listopad 2020 roku). Na razie jednak wszystko to, co opisałem powyżej pomogło w biciu rekordów na Wall Street i we wzrostach indeksów na innych giełdach.
Na innych, ale nie w Polsce, gdzie WIG20 spokojnie przetestował minima z sierpnia tego roku i dopiero wtedy odbił. O powodach słabości tego indeksu możecie Państwo przeczytać tutaj: https://www.bankier.pl/wiadomosc/Skarb-Panstwa-zatapia-WIG20-7787312.html . Adam Torchała, autor artykułu, doskonale opisał powody słabości indeksu blue chipów. Ostatnie przypadki, czyli nagła dymisja Michała Krupińskiego z funkcji prezesa Pekao SA, czy równie nagła decyzja o fuzji PKN Orlen i Energi jedynie potwierdzają smutny obraz tego indeksu. Lepiej zachowywały się mWIG40 i sWIG80, ale i one wlekły się w ogonie giełd globalnych.
Od dzisiaj (17.12.19) do końca roku zostało już tylko kilka sesji, więc niewiele się już będzie na rynkach działo (oczywiście o ile Boris Johnson tego nie zaburzy). Część graczy będzie sprzedawała akcje, na których stracili po to, żeby w 2020 roku rozliczyć stratę, część funduszy będzie kupowała po to, żeby dobrze zakończyć rok. Wynikiem może być brak kierunku. Początek stycznia może być dla byków korzystny, ale potem powinny pojawić się schody. Na razie rynki dyskontują powrót ożywienia gospodarczego w 2020 roku zdecydowania według mnie przesadzając z optymizmem. Jeśli mam rację to seria danych makro w 2020 roku ten optymizm załamie. Gdybym się mylił (czego wykluczyć nie mogę) to hossa w 2020 roku będzie kontynuowana, a indeksy sięgać będą coraz bardziej absurdalnych poziomów.
