Aleksander Paszyński: nie wolno omijać lokalnych targów budowlanych
ZMIANY W BUDOWNICTWIE: Eksplozja lokalnych targów materiałów budowlanych, ich rozwój przestrzenny i geograficzny, jest odpowiedzią rynku na brak nowoczesnego hurtu — twierdzi Aleksander Paszyński. fot. M.P
Międzynarodowe Targi Budownictwa, jakie trwają właśnie w Poznaniu, dla mnie owocują rozmowami z reprezentatami zagranicznych firm, którzy przyjechali do Polski, by przy okazji to i owo załatwić, rozpoznać rynek lub spotkać się z osobami, które z jakichś względów uważają za ważne. Widocznie figuruję w komputerowych rejestrach wielu firm, bo na mnie też spada część lawiny targowych odwiedzin. Koniunktura budowlana (ciągle jednak omijająca mieszkaniówkę) sprawia, że poznańska BUDMA to drugie co do wielkości— po POLAGRZE — nasze specjalistyczne targi i 5-6 w Europie. Co roku więcej tu wystawców, w tym pojawi się 1,5 tysiąca, reprezentujących 22 kraje.
W czasie moich spotkań z zagranicznymi wystawcami zawsze pada pytanie: No dobrze, w Poznaniu musimy być, ale macie w Polsce tyle lokalnych targów budowlanych. Czy rzeczywiście powinniśmy być wszędzie?
TO PYTANIE UJAWNIA jeden z fenomenów polskiej gospodarki, przede wszystkim właśnie budownictwa, a wynika on z mechanizmu transformacji tej dziedziny gospodarki. Nazywam to procesem odwracania piramidy. Otóż w przeszłości, nie tak przecież dawnej, struktura wielkościowa przedsiębiorstw budowlanych przypominała odwróconą piramidę, stojącą na czubku, a nie na podstawie. Ów czubek stanowiło ponad 1000 największych przedsiębiorstw, pozornie potężnych kombinatów, na barkach których spoczywało całe budownictwo. Podstawą była nic nie znacząca masa rzemieślniczych zakładów i małych spółdzielni, które na miano firm z prawdziwego znaczenia nawet nie zasługiwały. Gdy więc dziś, po dziesięciu latach gospodarczych przemian, patrzymy na nasze budownictwo, to łatwo dostrzec pełny obrót tej piramidy, obecnie jej podstawę stanowią liczne małe ale sprawne firmy, środek — średnie, a na szczycie są te nieliczne, wielkie.
SOCJALISTYCZNA GOSPODARKA charakteryzowała się skrajną centralizacją decyzji i reglamentacją wszelkich niemal dóbr. Formalnie istniały np. hurtowe centrale materiałów budowlanych, ale słowo handel na ich szyldach z rzeczywistym handlem nie miało wiele wspólnego. Rozdzielnik ustawiał centralny planista, a centrale zaopatrzenia zajmowały się jedynie techniczną stroną dystrybucji i rozliczeń z otrzymywanych poleceń.
Upadek gospodarki centralnie planowanej uruchomił wprawdzie rynek, ale przekształcenia najszybciej przebiegały na poziomie detalu. Państwowy handel detaliczny łatwo było sprywatyzować, bo na uruchomienie sklepu wystarczał niewielki kapitał.
Natomiast znacznie wolniej i trudniej postępowała przebudowa handlu hurtowego. Nie wystarczała tu prosta prywatyzacja, bo zmieniła się całkowicie dawna geografia zapotrzebowania i pojawili zupełnie inni klienci. Przede wszystkim w sensie skali zamówień. Dawniej były to ilości ogromne, a zapotrzebowanie obejmowało okres roczny i pięcioletni. Teraz zamówienia opiewają na sztuki i kilogramy, a nie na tysiące ton.
JEDNOCZEŚNIE pojawił się zupełnie nowy towar, — importowany bądź nawet wytwarzany już w kraju, ale dzięki transferowi nowoczesnej technologii uprzednio nieznany. Bogactwo nowej oferty zaskoczyło zarówno potencjalnych handlowców, jak i klientów. Wobec braku nowoczesnego hurtu, odpowiedniej reklamy i wiedzy o nowych produktach, ich obejrzenie, dotknięcie i sprawdzenie stało się decydującym wstępem do ewentualnego zakupu,Stąd właśnie gwałtowna eksplozja lokalnych targów, ich rozwój przestrzenny i geograficzny.
Powstał fenomen, który można nazwać „ulicą Bartycką”. W Warszawie mieściła się tam stała wystawa budownictwa, której celem miała być kiedyś demonstracja potęgi tej branży. Pod koniec lat osiemdziesiątych w pustych już pawilonach wystawowych pojawili się pierwsi handlowcy i Bartycka stała się salonem wystawowym budowlanej nowoczesności, do której ciągnęły tłumy. Szybko podobne „Bartyckie” zaczęły powstawać w innych miastach, by następnie przekształcić się w lokalne targi materiałów i wyrobów dla budownictwa.
Dlatego też radzę mym rozmówcom, by nie lekceważyli polskiej specyfiki życia targowego.
Aleksander Paszyński, były minister budownictwa, jest prezesem Korporacji Przedsiębiorstw Budowlanych Uni-Bud