Ossobuco i inne specjały , czyli z brzegu na brzeg

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2008-04-25 00:00

Z nadzieją przekraczaliśmy próg sympatycznej willi na Mokotowie, pełni obaw co będzie na drugim brzegu? Rubikon — odważna nazwa. Czy — jak w starożytności — nie będzie odwrotu?

Rubikon Bistro & Restaurant

Kompetentnym przewodnikiem po tym nieznanym nam świecie stał się Jacek Szyjko. Ktoś o niewątpliwie dużej „winnej wiedzy”. Na początek zaproponował musujące Col Vetoraz, Prosecco di Valdobiadenne z Ligurii (94 zł). Udany początek. Drugi brzeg Rubikonu robił się coraz bardziej intrygujący. Oto podano duet — carpaccio z łososia i okonia morskiego w powiewach tymianku (32 zł). W kieliszkach pojawiło się białe wino, też z Ligurii: Vermentino, 2006, Cantine Lunae (18 zł kieliszek). Zaczęliśmy komentować, że ryby są pyszne, ale z winkiem jakoś nie tak... Ale gdy morskie stworzenia skropiliśmy cytryną i ponownie spróbowaliśmy, wszystko się odmieniło! Z vermentino było rybom znakomicie.

Sól dla zwaśnionych

Z przystawek nie mogliśmy sobie odmówić vitello tonnato — w zielonym wianuszku z kaparami, odrobiną bazylii i znakomitym sosem. W Rubikonie sami kręcą majonez (z oliwą z oliwek). Nalegano, byśmy spróbowali czerwonego wina. Cóż, na „drugim brzegu” wszystko możliwe. I było. To wino unikatowe w skali polskiej. Nic dziwnego, Rubikon sam importuje wina. Zaskakującym czerwonym towarzyszem do vitello okazał się sycylijczyk: Il Frappato, 2006, Valle Dell‘Acate (18 zł kieliszek). Kazaliśmy Frappato zrobić sporo solidnych i głębokich wdechów. Wtedy między parką zaiskrzyło. Cichaczem łyknęliśmy na boku wcześniejsze vermentino. No, nie… Przy stole wybuchła awantura. Zrobiło się jednak cicho, gdy podano risotto. Z krewetkami i szpinakiem (46 zł). Spróbowaliśmy danie, zanim jeszcze pojawił się w kieliszkach dumnie anonsowany biały wenecjanin: Soave La Rocca, 2005, Pieropan (184 zł). Z krewetką? Od razu pełna miłość. Właśnie wtedy znienacka zaatakował szpinak, smakowo — nieprzyjemnie bezwzględny. Sięgnęliśmy po ostatnią deskę ratunku. Posypaliśmy go solą. I zaskoczenie! Sól wszystkich (łącznie z krewetką) wyraźnie ze sobą za

Cielęcina winem podlana

Widząc w menu, że z cielęcym ossobuco risotto też występuje, nie mieliśmy wątpliwości, co zamówić. Ossobuco otuliło się na spotkanie śmietanowym żółtkiem (58 zł). Już po kęsie wiedzieliśmy, że dobre. Wtedy nalano Barolo Serralunga, 2002, Giovani Rosso (41 zł kieliszek). Czy świetna harmonia potrawy nie zaburzy naszych doznań? Rzeczywiście, lekko zaburzyła. Można powiedzieć, zawiązywała się „szorstka przyjaźń”. Spojrzeliśmy na siebie. Co robić? Decyzja — jednoznaczna. Zmusić Barolo do solidnego oddychania. I ponownie podaliśmy cielęcinie do akceptacji. Ossobuco kapkę się uśmiechnęło.

Ucztę wieńczy panna cotta

Atmosferę podkręciło nalanie do kieliszków drugiego kolegi z Piemontu. Barolo Gulin, 2003, Rivetto (41 zł kieliszek). Nos nam mówił, a praktyka to potwierdziła — że będzie mu przyjemnie w kompanii kluseczek peccorino i combra z jagnięciny (72 zł). Niestety, wieczór zbliżał się już ku końcowi. Na deser podano panna cottę (21 zł). Gdy zastanawialiśmy się, co powinno znaleźć się w kieliszku, Jacek Szyjko zaproponował Passito Della Rocca, 2001, Pieropan (50 zł kieliszek). Zjawiskowe połączenie! Gdy wyszliśmy z powrotem na „pierwszy brzeg” (ul. Wróbla), szalała śnieżyca (a było już dobrze po Wielkanocy). W radiu nadawano kolędy. Coś nam tu nie pasowało… Do tych dysonansów nie chcielibyśmy już wracać. Do Rubikonu — jak najbardziej.