Co marszałek Marek Jurek robi w kryzysowej sytuacji, gdy staje sam przeciwko pięciu pozostałym członkom Prezydium Sejmu oraz Konwentowi Seniorów? Zabiera premiera Kazimierza Marcinkiewicza oraz szefa klubu PiS Przemysława Gosiewskiego i wszyscy trzej meldują się na dywaniku u prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Hierarchia stanowisk po raz pierwszy stała się tak czytelna, niemal sformalizowana.
Odmowa poddania przez marszałka pod głosowanie wniosku o dotrzymanie terminu trzeciego czytania ustawy budżetowej, który sam marszałek wyznaczył już dawno na sobotę 14 stycznia, zaowocowała innym wnioskiem — o odwołanie Marka Jurka ze stanowiska. Obiektywnie trzeba przyznać, że takiej dyktatury, jaką marszałek zaprezentował wczoraj wobec jednobrzmiących opinii wszystkich klubów — oprócz oczywiście PiS — dzieje parlamentaryzmu w III RP nie znały. No tak, ale wciąż zapominamy, że wkroczyliśmy już do IV RP...
Ustawa budżetowa teoretycznie jest najważniejsza po Konstytucji RP, ale od wielu lat kolejne ekipy traktowały budżety jako próbę sił, mniej przejmując się ich ostatecznym kształtem. Regulamin Sejmu ustala, iż trzecie czytanie budżetu odbywa się zawsze na następnym posiedzeniu, po opracowaniu przez komisję poprawek z drugiego czytania. To wyraźna wskazówka, aby dać posłom trochę czasu na przeanalizowanie poprawek i ustalenie przez kluby głosowania. Tymczasem owo dodatkowe posiedzenie od lat organizowane jest dosłownie z marszu po zakończeniu poprzedniego. A zatem największym, pierwotnym błędem Marka Jurka było zaplanowanie drugiego czytania nie dziś, lecz dopiero jutro, trzeciego zaś już w sobotę. A gdzie czas na pracę komisji, druk sprawozdania i przeczytanie go przez posłów?
Według stawiającego sprawę na ostrzu noża prezesa Jarosława Kaczyńskiego, Sejm doszedł do alternatywy: albo „porządna” koalicja pod przewodem Prawa i Sprawiedliwości, albo nowe wybory. Premier Kazimierz Marcinkiewicz z naturalnych powodów ma na ten temat trochę inne zdanie. W każdym razie projekt budżetu państwa wpłynął 30 września, ale nowa kadencja zaczęła się 19 października — dlatego to 19 lutego (a nie 31 stycznia) uznawany jest za dzień, w którym ukończony budżet (czyli uchwalony przez Sejm, Senat i ponownie Sejm) musi znaleźć się na biurku prezydenta do podpisu. Jeśli go tam nie będzie, Lech Kaczyński może (chociaż nie musi) zarządzić skrócenie kadencji parlamentu. Najbardziej prawdopodobnym terminem wyborów byłaby Niedziela Palmowa — 9 kwietnia.