Już w wakacje mogą wejść w życie maksymalne stawki opłat za odprowadzanie wód opadowych i roztopowych oraz tzw. utratę naturalnej retencji, czyli za zabetonowanie gruntów, zwane potocznie podatkiem od deszczu. W projekcie Prawa wodnego, które ma wejść w życie 1 lipca 2017 r., przewidziano, że wpływy z tego tytułu sięgną w tym roku 190 mln zł, w przyszłym prawie 305 mln zł, a docelowo opłaty za utratę naturalnej retencji do wodnego budżetu może wpłynąć rocznie ponad 430 mln zł.

100 taryf i luka
Opłaty za wody opadowe i roztopowe określono jako stawki stałe i zmienne za ich odbiór przez kanalizację zbiorczą oraz za odwodnienie gruntów. Wielkość parapodatku jest uzależniona od pojemności urządzeń retencyjnych działających w miastach. Im więcej wody można dzięki nim zatrzymać, przeciwdziałając powodziomi podtopieniom, tym niższe będą opłaty. Z ich wdrożeniem może być jednak sporo problemów.
— Może pojawić się tzw. luka taryfowa — przestrzega Tadeusz Rzepecki, przewodniczący rady Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie. Chodzi o to, że obecnie wody opadowe i roztopowe są traktowane jako ścieki i w ich naliczaniu można stosować aż sto taryf, jednak w praktyce niewiele podmiotów je pobiera. Zgodnie z nowymi przepisami wody opadowe i roztopowe nie będą już jednak ściekami, więc nie wiadomo, jak w obecnych taryfach ująć naliczanie i pobór opłat za ich odprowadzanie.
— Niektórzy prawnicy uważają za konieczne zawarcie nowych umów cywilnoprawnych z klientami — mówi Paweł Hryciów, prezes Miejskich Wodociągów i Kanalizacji w Kołobrzegu. Tadeusz Rzepecki dodaje jednak, że w trakcie prac parlamentarnych izba będzie wnioskować o zmiany w ustawie o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę, by tam wprowadzić nowe taryfy. Opłaty za utratę naturalnej retencji będą natomiast ponosić podmioty mające działki większe niż 3,5 tys. mkw., zabudowane w ponad 70 proc., ale nieujęte w systemy kanalizacji deszczowej. Jeśli nie zainwestują w retencję, zapłacą nawet 1 zł za mkw. podatku deszczowego rocznie. Na działkach z urządzeniami do retencjonowania stawki mogą być nawet dziesięciokrotnie mniejsze. Resort środowiska tłumaczy, że celem wprowadzenia opłaty jest zachęcenie przedsiębiorców i samorządów do inwestowania w retencję. Betonowanie dużych powierzchni gruntu uniemożliwia bowiem wsiąkanie wody w czasie ulewy. Tadeusz Rzepecki zaznacza, że często kanalizacja deszczowa nie jest w stanie jej odebrać w trakcie gwałtownej ulewy.
— Sieci handlowe coraz częściej inwestują w systemy drenażowe albo urządzenia odbierające wody opadowe i opóźniające lub rozkładające w czasie ich odpływ do gruntu czy kanalizacji — mówi Tadeusz Rzepecki. Przedstawiciele rynku sieci handlowych na razie nie skomentowali projektu. Spodziewali się, że stawki w rozporządzeniu będą niższe od przewidzianych w ustawie opłat maksymalnych. Obecnie zbierają dane od przedsiębiorców, by ocenić wpływ nowych opłat.
Pobór po staremu
Z rozporządzeń i wyliczeń dołączonych do Prawa wodnego wynika natomiast, że słone podwyżki stawek zmiennych za pobór wód przez konsumentów, i przedsiębiorców, na razie odroczono. Szacowane do końca tego roku wpływy sięgają 225 mln zł. Od stycznia do grudnia 2018 r. wyniosą natomiast prawie 496 mln zł.
— Dzięki utrzymaniu stawek konkurencyjność przemysłu została zachowana, co nas cieszy. Jeśli będzie musiało dojść do podwyżek, to zależy nam, by były stopniowe — mówi Julian Pawlak, prezes Krajowej Unii Producentów Soków. Prognozy wpływów dają nadzieję na wdrażanie podwyżek etapami. Plan przewiduje wpływy z opłat za pobór wód w 2019 r. na 622 mln zł, a przychody ze stawek docelowo zakładanych w Prawie wodnym zostaną osiągnięte w 2020 r. i wyniosą prawie 778 mln zł.