Pokolenie Y zmienia reguły rekrutacji

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2015-10-19 22:00

Koniec kompleksów i kłaniania się w pas. Kandydat chce widzieć w pracodawcy partnera.

Kto nie szedł na rozmowę kwalifikacyjną zdjęty strachem i nie odpowiadał na pytania personalnego drżącym głosem? Nie tak powinny wyglądać rekrutacje — twierdzą studenci uczestniczący w najnowszym sondażu firmy doradczej PwC. Ośmiu na dziesięciu uważa, że pracodawcy powinni budować z kandydatami relacje partnerskie. Skrócenie dystansu i wprowadzenie swobodniejszej atmosfery na tych spotkaniach — tłumaczą — zminimalizuje stres.

BEZ OBAW:
BEZ OBAW:
80 proc. przedstawicieli pokolenia Y postrzega zasady rekrutacji jako trudne lub bardzo trudne. Czekają nas jednak w tej dziedzinie pozytywne zmiany, wywołane przez czynniki społeczne i demograficzne — mówi Adam Krasoń, prezes PwC w Polsce.
arc

Adam Krasoń, prezes PwC w Polsce, nie ma wątpliwości: wymagania pracodawców, oferta edukacyjna szkół wyższych i oczekiwania tzw. milenialsów (urodzeni między 1980 a 1994 r.) często się rozmijają. Nie dość tego: przedsiębiorstwa nierzadko nie biorą pod uwagę opinii młodych. Jego spółka nie chce iść tą drogą. Wdraża koncepcję #RekrutacjaInaczej, wsłuchując się w głos tych, którzy znajdują się dopiero u progu kariery zawodowej.

— Im młodsi ludzie, tym bliższa jest im zasada „nic o nas bez nas”. Dlatego zaprosiliśmy studentów do współtworzenia naszej nowej strategii rekrutacyjnej i zbudowaniajej na podstawie ich potrzeb i z użyciem najczęściej wykorzystywanych kanałów komunikacyjnych — mówi Adam Krasoń.

Nowe podejście zakłada przede wszystkim skupienie się na potencjale kandydatów, a nie kierunku studiów. Jego elementem jest też większy luz — pracownicy PwC mają pojawiać się w kampusach i zapraszać młodych do swoich biur na rozmowy przy kawie. Wkrótce firma rozpocznie akcję „CV za CV”, w której będzie wymieniać się z kandydatami swoim portfolio i zachęcać do przesłania życiorysów zawodowych. Czy PwC znajdzie naśladowców? Raczej tak, bo pokolenie Y (inna nazwa milenialsów) to 11 mln Polaków, czyli około połowy osób w tzw. wieku produkcyjnym. Za 10 lat będą główną siłą napędową gospodarki. Jej lekceważenie oznaczałoby dla firm autosabotaż. Inny argument: młodzi nie czują się skazani na korporacje. Wielu widzi swoją ziemię obiecaną w małych biznesach. W Polsce trwa boom na start-upy, które rekrutują na potęgę. Kuszą nieformalną atmosferą, równowagą między życiem zawodowym a prywatnym i dużą autonomią.

— Założyłem firmę, ponieważ chciałem mieć większą kontrolę nad swoim życiem. Jeśli wpadam na jakiś szalony pomysł, nikt nie musi go akceptować.Ryzykuję tylko swoją przyszłością — podkreśla Sebastian Nejfeld, właściciel spółki Click for Advantage, która zajmuje się marketingiem internetowym. Niezależność dla milenialsów znaczy więcej niż pieniądze. W ankiecie PwC pojawiło się pytanie, co jest najważniejszym czynnikiem przy wyborze stażu lub pracy. Studenci wskazywali głównie na możliwości rozwoju (50 proc.), a dopiero później na wynagrodzenie (25 proc.). Na kolejnych miejscach znalazły się prestiż firmy (8 proc.) i elastyczność pracy (6 proc.).