Kampania prezydencka za oceanem wchodzi na ostatnią prostą. Już w czwartek trwająca konwencja partii republikańskiej zakończy się oficjalnym wskazaniem jako kandydata Mitta Romneya. Walczący o reelekcję dla Baracka Obamy demokraci odpowiedzą własnym zgromadzeniem organizowanym na początku września.
Idą łeb w łeb
Mimo zbliżających się kolejnych ważnych terminów wynik wyborów wciąż pozostaje wielką niewiadomą. W najnowszym sondażu przeprowadzonym na zlecenie dziennika „Washington Post” i telewizji ABC obu kandydatów dzieli zaledwie 1 punkt proc. Jako że Amerykanie nie wybierają głowy państwa bezpośrednio, ale przez elektorów, ważniejsze mogą okazać się prognozy wyników głosowania w poszczególnych stanach.
Według nich urzędujący prezydent zagwarantował sobie prowadzenie w stanach dysponujących 221 elektorami. Choć Mitt Romney może do tej pory liczyć na poparcie w regionach posiadających tylko 191 głosów, to jednak rywalizacja wcale nie jest bliska rozstrzygnięcia. Wszystko dlatego, że do zdobycia wciąż są głosy stanów dysponujących aż 126 elektorami.
Barack Obama łatwiej zdobywa sobie sympatię wyborców od uważanego za sztywniaka i słynnego z popełniania gaf rywala. Wyborców mających pozytywną opinię o Mitcie Romneyu jest aż o 6 punktów proc. mniej niż chwalących Baracka Obamę. Jedynie 34 proc. respondentów sądzi, że ich losem interesuje się kandydat republikanów. W przypadku urzędującego prezydenta skłonnych tak sądzić było o połowę więcej zapytanych.
Gospodarka, głupcze!
Oceny zmieniają się jednak diametralnie, gdy Amerykanów zapytać o programy gospodarcze kandydatów. Wyborcy są niezadowoleni ze ślamazarnego tempa, w jakim gospodarka amerykańska wychodzi z kryzysu.Korzystniej oceniają więc program gospodarczy Mitta Romneya. Ten wykorzystuje każdą okazję, by wytknąć błędy obecnej administracji. Jeden z głównych punktów konwencji republikańskiej to odsłonięcie wielkiego zegara długu, który odmierza, w jakim tempie budżet federalny zadłuża się pod rządami obecnej administracji.
— Udział długu, przypadający na każdego Amerykanina, zwiększył się w czasie kadencji Baracka Obamy o 16 tys. USD — punktował Reince Priebus z frakcji republikańskiej.
Rozpoczynające się konwencje mogą więc potencjalnie sporo namieszać w sondażowych wynikach, tym bardziej że to kandydat republikanów lepiej sobie też radzi ze zbieraniem pieniędzy na kampanię. A to jeszcze bardziej zwiększa niepewność co do kształtu przyszłej polityki gospodarczej największej potęgi ekonomicznej świata.
— Potrzeba przewidywalnej polityki w sferze podatków i wydatków budżetowych. To panujący w polityce impas w największej części ponosi winę za trwającą stagnację. Żadne przedsiębiorstwo nie może stworzyć długoterminowych planów, bo nie wiadomo, jak będzie kształtować się polityka finansowa państwa — twierdzi David Kotok, prezes i współzałożyciel amerykańskiej firmy doradczej Cumberland Advisors.
Klif na horyzoncie
Barack Obama przekonuje, że rozwiązaniem problemu narastającego zadłużenia jest plan cięć budżetowych, połączonych z podwyżkami podatków dla najbogatszych Amerykanów. To jednak napotyka sprzeciwrepublikanów, którzy oprotestowują wszystkie propozycje zwiększania danin publicznych. Niewiadomą są jednak nawet podatkowe plany samego Mitta Romneya. Choć wcześniej kandydat republikanów zapowiadał likwidację ulg podatkowych, by walczyć z deficytem, obecnie deklaruje obniżenie danin dla wszystkich grup podatników.
To oddala perspektywę załatania ogromnej dziury w finansach publicznych, a niepewność jest tym większa, że wielkimi krokami zbliża się tzw. klif fiskalny. Istnieje ryzyko, że w sprawie oszczędności politycy nie dojdą do porozumienia przed końcem roku. Gdyby taki czarny scenariusz się sprawdził, wszystkie ulgi podatkowe wygasłyby samoistnie niemal z dnia na dzień, a to popchnęłoby gospodarkę w stronę recesji.
To oczywiście scenariusz znacznie mniej prawdopodobny niż jakaś forma kompromisu. Jednak wcale niezupełnie nierealistyczny. W przypadku, gdyby wybory zakończyły się podobnym patem, jak ten, którym zakończyła się udana batalia George’a W. Busha o reelekcję, stracone tygodnie mogłyby mieć skutki podobne do tych z sierpnia 2011 r. Polityczny pat skończył się wtedy pozbawieniem USA ratingu AAA.
— W najbliższych 3-6 miesiącach widzimy wiele czynników mogących popchnąć rynki w dół. Najważniejszy z nich to dalsze spowolnienie amerykańskiego wzrostu gospodarczego, spowodowane zbliżającym się klifem fiskalnym — ostrzegają w najnowszym raporcie Arjun Mehra i Cheryl Rowan, stratedzy banku BofA Merill Lynch.