Postawa, a nie strategia

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2014-03-28 00:00

Małe firmy w większości przypadków praktykują „nieuświadomiony” CSR — mówi w rozmowie z „PB” dr Bolesław Rok z Centrum Etyki Biznesu Akademii Leona Koźmińskiego

„Puls Biznesu”: Z różnych badań wynika, że pojęcie „społecznej odpowiedzialności biznesu” zna tylko co trzeci polski przedsiębiorca, z czego zdecydowana większość pochodzi z firm dużych i działających na rynkach zagranicznych. Czy sektor MSP w ogóle interesuje się takimi sprawami, jak zrównoważony rozwój, ochrona środowiska, zdrowie?

PO CICHU: Nie trzeba ciągle trąbić o społecznej odpowiedzialności, by zajmować się
 zrównoważonym rozwojem i ekologią — mówi dr Bolesław Rok z Centrum Etyki Biznesu
 Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. [FOT. GK]
PO CICHU: Nie trzeba ciągle trąbić o społecznej odpowiedzialności, by zajmować się zrównoważonym rozwojem i ekologią — mówi dr Bolesław Rok z Centrum Etyki Biznesu Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. [FOT. GK]
None
None

Dr Bolesław Rok z Centrum Etyki Biznesu Akademii Leona Koźmińskiego:

Jestem daleki od dość powszechnego w naszym kraju poglądu, że mały biznes i CSR to światy równoległe, które przecinają się rzadko. Trudno mi też podpisać się pod często powtarzaną tezą, że firmy z sektora MSP widzą w takich inicjatywach głównie obciążenie finansowe. W przypadku mniejszych podmiotów częstym zjawiskiem jest tzw. nieuświadomiony CSR. To znaczy: podejmują wiele działań charytatywnych, prozdrowotnych czy ekologicznych, lecz nawet nie kojarzą ich ze społeczną odpowiedzialnością. Często samo pojęcie jest im zupełnie obce. Przypominają w tym trochę pana Jourdaina, bohatera molierowskiej komedii, który pewnego dnia ze zdumieniem stwierdził, że przeszło 40 lat mówił prozą, nic o tym nie wiedząc.

Mały, lokalny biznes często uważa, że CSR to domena międzynarodowych korporacji. Czy nie to właśnie zniechęca biznesowych mikrusów do społecznej aktywności?

Coś jest na rzeczy. W Polsce promowany jest amerykański, korporacyjny CSR. Tymczasem lepsze z punktu widzenia sektora MSP jest społeczne zaangażowanie w wersji, którą proponuje Komisja Europejska. Lansowany w Unii model odpowiedzialnego biznesu koncentruje się na kształtowaniu wśród przedsiębiorców właściwych postaw — wobec własnego personelu, lokalnych środowisk, ekologii itp. Nie dziwmy się, że małe spółki nie dyskutująo zrównoważonym rozwoju, tworzeniu wartości dla interesariuszy i innych równie abstrakcyjnych dla nich kwestiach. Takie przedsiębiorstwa naprawdę nie potrzebują strategii czy raportowania CSR. Nie muszą też zatrudniać osób, które tą dziedziną zajmują się profesjonalnie. Ich spontaniczne działania są często nie mniej cenne niż to, co dla rozgłosu robią niektóre koncerny. Podmioty MSP jakby z definicji są blisko społeczności lokalnej, dobrze więc rozumieją ich potrzeby. Jakże truć atmosferę czy spuszczać ścieki do rzeki, skoro skażoną wodę piliby, a zanieczyszczonym powietrzem oddychali pracownicy przedsiębiorstwa oraz ich rodziny?

Z pewnością mniejsze firmy w dziedzinie CSR robiłyby więcej. Niestety, część zna badania, wedle których polscy konsumenci rzadko zwracają uwagę na to, w jaki sposób wytwarzane są dobra, które kupują.

Faktycznie, klienci w Polsce kierują się głównie ceną i jakością produktów. W przeciwieństwie do konsumentów amerykańskich, brytyjskich czy niemieckich, mało obchodzi ich to, jak produkcja czy transport wpływa na środowisko naturalne, zdrowie i czy przy okazji nie są łamane prawa pracownicze. Pamiętajmy jednak, że wiele krajowych małych i mikrofirm działa na rynku B2B. Są poddostawcami i dostawcami międzynarodowych koncernów. Te zaś od swych kooperantów, partnerów biznesowych często wymagają więcej niż od siebie. Choć znam zagraniczne korporacje, które nie tylko wysyłają do naszych fabryk audytorów CSR, lecz także pomagają im spełnić wyśrubowane normy środowiskowe. Kto musi zwracać uwagę na CSR? Przykładem mogą być przedsiębiorstwa meblarskie i papiernicze, bardzo ważne dla polskiego eksportu i gospodarki. Setki rodzimych zakładów wytwarzają meble i opakowania dla zagranicznych sieci handlowych. Jeśli chcą zdobyć międzynarodowe kontrakty, z reguły muszą mieć certyfikat FSC — Forest Stewardship Council — świadczący o tym, że używane do produkcji drewno nie pochodzi z Puszczy Białowieskiej, lecz z tzw. zrównoważonej gospodarki leśnej. I znowu pojawia się paradoks: firmy te mogą się pochwalić certyfikatem FSC, lecz na ogół nie łączą go ze społeczną odpowiedzialnością biznesu.