Pracodawcy chcą schować dług państwa

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2010-01-22 00:00

Restrykcyjne podejście do prawa doprowadzi Polskę do recesji — ostrzegają organizacje biznesowe.

Restrykcyjne podejście do prawa doprowadzi Polskę do recesji — ostrzegają organizacje biznesowe.

Biznes chce zerwać kaganiec z długu publicznego. Kongres Przedsiębiorczości — skupiający siedem organizacji pracodawców (wszystkie największe oprócz Business Centre Club) — zaproponował wczoraj premierowi Donaldowi Tuskowi zmianę metodologii liczenia długu państwa lub zawieszenie na kilka lat progu ostrożnościowego 55 proc. PKB (jeśli dług przekroczy próg, rząd będzie musiał gwałtownie zaostrzyć politykę fiskalną).

Z prawem na bakier

— Mechaniczne cięcie wydatków dla spełnienia wymogów ustawowych spowoduje wielokrotnie większe straty w postaci ograniczeń inwestycyjnych, bezwzględnego zamrożenia płac w sferze budżetowej, głębokie niewykorzystanie funduszy europejskich, powstrzymanie inwestycji w samorządach — przekonuje Roman Rewald, przewodniczący Kongresu Przedsiębiorczości.

Przy słabych dochodach i rosnących wydatkach państwa potrzeby pożyczkowe rosną bardzo szybko. Szacunki ekonomistów i rządu pokazują, że dług publiczny na koniec 2010 r. zatrzyma się właśnie w okolicy 55 proc. PKB.

— Jeśli przekroczymy próg 55 proc. PKB, będzie to dla gospodarki oznaczało recesję. Koszty legalistycznego podejścia do tych przepisów byłyby zbyt duże — tłumaczy Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

Dlatego pracodawcy proponują dwa rozwiązania. Po pierwsze, by na 3-4 lata zawiesić ten limit, dając rządowi czas na reformy zmniejszające obciążenia budżetu. Drugi wariant — zmiana sposobu liczenia długu publicznego. Nie wliczałoby się do niego zadłużenia rządu w OFE.

Igranie z rynkami

Piotr Kalisz, ekonomista Citi Handlowego, uważa, że rząd będzie musiał zdecydować się na rozwiązania proponowane przez pracodawców lub podobne.

— Jeśli żadne niestandardowe działania nie zostaną podjęte, próg 55 proc. PKB zostanie przebity, a na to nie możemy sobie pozwolić. Już jest za późno, by w 2010 r. ściąć wydatki na tyle, by uniknąć ryzyka przekroczenia limitu — twierdzi Piotr Kalisz.

Część ekonomistów przestrzega jednak, że zmianą sposobu liczenia długu albo zawieszenie progów ostrożnościowych może być przez rynki finansowe odebrane jako manipulacja. Od wielu lat polski rząd na spotkaniach z inwestorami chwali się, że jesteśmy jednym z nielicznych krajów świata, który daje im taką gwarancję bezpieczeństwa.

— Gdyby rząd miał rzeczywiście przekonujący plan szybkiej naprawy finansów publicznych, inwestorzy zaakceptowaliby to rozwiązanie. Jeśli takiego planu nie będzie lub nie będzie dla niego zgody politycznej, to progów ani sposobu liczenia długu nie można ruszać. Tymczasem rząd sam przyznaje, że chce zacząć reformy dopiero w 2012 r., po wyborach prezydenckich. To nie jest przekonujący program — mówi Krzysztof Rybiński, partner Ernst Young, były wiceprezes NBP.