Chciała pracować z więźniami, osobami chorymi psychicznie i nieszczęśliwymi dziećmi. Złożyła nawet papiery na wydział psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Gdyby nie Jan Niwiński, ekscentryczny sąsiad, aktor, który w młodej Ani Dziadyk dostrzegł ogromny potencjał, pewnie nie byłoby Anny Dymnej, jaką znamy.

- Nie po to włożyłem w ciebie, kretynko, tyle pracy, żebyś mi teraz uciekła! Masz być wielką aktorką! Inaczej zamorduję – krzyczał na całą kamienicę, kiedy dowiedział się o jej studenckich planach. Więc została aktorką. I to nie byle jaką.
Podobnych szczegółów dowiadujemy się z książki Elżbiety Baniewicz zatytułowanej „Dymna”. To sprawnie napisana biografia, w której miłośnicy aktorki znajdą także serię jej pięknych, starych zdjęć, a bardziej ciekawi aktorskiego życia z przyjemnością przeczytają choćby anegdoty o kulisach kręcenia na przykład…scen erotycznych.
Najwięcej odnajdą tu jednak dla siebie wszyscy ci, którzy chcą poznać aktorkę nie tylko jako gwiazdę teatru i telewizji, którą zresztą nigdy nie była, ale i człowieka. Bo Ania Dymna to przede wszystkim dobry człowiek, a potem aktorka. Choć popularność zdobyła w bardzo młodym wieku, woda sodowa nie uderzyła jej do głowy, o co zadbał jej pierwszy mąż, Wiesław Dymny.
- A co ty myślisz, że jesteś lepsza niż inne kobiety, że nie będziesz prać, gotować, sprzątać? – mówił. Fascynująca osobowość, niezwykle utalentowany człowiek, z którym życie było jednak trudne, bo lubił wypić, i krótkie, bo szybko zmarł.
- Dzięki niemu umiem dzisiaj oddzielić ziarna od plew i nie przewróciło mi się w głowie – przyznaje Anna Dymna Elżbiecie Baniewicz. Jak mało która młoda i ładna aktorka potrafiła ona korzystać z zawodowych kontaktów świadomie i przytomnie. I do dzisiaj to potrafi.
- Wielokrotnie składano mi propozycje, by poprowadzić talk-show, quiz, zagrać w reklamie. Pytają mnie, czemu tego nie robię. A ja nie mogę, bo na moją twarz pracowali Jarocki, Swinarski, Wajda, Grzegorzewski i może by sobie nie życzyli, żebym czerpała zyski reklamując mleko czy przyprawy do zupy – opowiada aktorka.
Z opowieści Elżbiety Baniewicz Anna Dymna wyłania się jednak przede wszystkim jako dobry człowiek. Bierze udział w wielu akcjach charytatywnych. Jako jedyna kobieta została odznaczona medalem brata Alberta, przyznawanym za pomoc potrzebującym. Prowadzi własną fundację „Mimo wszystko”.
- Uwielbiam Ankę jako aktorkę, podziwiam jako kobietę, kocham jako człowieka – nie bez powodu mówił o niej Jerzy Hoffman.
Zobacz również inne recenzje z naszej półki z książkami: