"Idzie korytarzem i z pewną taką nieśmiałością, z empatią, ciepło kłania się każdemu studentowi. Zanim przejdzie, mija pół godziny, bo przy każdym się zatrzymuje, uśmiecha. To było dla nas niezwykłe, że taki autorytet, taka gwiazda może się tak zachowywać” – mówią o Jerzym Treli jego studenci.



Tak, właśnie o tym aktorze, który w całym swoim życiu zagrał w sumie ponad 350 różnych ról, w tym ponad 100 teatralnych. Z tym, że spektakle teatralne są grane wielokrotnie, czasem po kilkaset razy. Jako Konrad z Dziadów w reżyserii Swinarskiego na scenę wychodził 360 razy. Sztuka trwała trzy i pół godziny. Potrafił jednak doskonale zagrać nie tylko tak wymagającą rolę, ale i wiejskiego przygłupa. Generała i cwanego pijaczka. Nie umie tylko odpoczywać.
„Ludzie robią mnóstwo przyjemnych rzeczy: piją wódkę, podrywają dziewczyny, a Trela tylko gra, gra i gra. Maniak jakiś” – podsumował go Jan Nowicki.
Takiego Jerzego Trelę okrywamy w książce Beaty Guczalskiej „Trela”. Pokazuje ona go nie tylko jako aktora, który ponad 50 lat obecny jest w teatrze, filmie i telewizji, ale i człowieka – to jego pełny, wielowymiarowy portret, choć jest osobą, którą niełatwo opowiedzieć. Bo Trela to żaden intelektualista, nie lubi gadania o myśleniu. Jego głęboka mądrość wyraża się w działaniu, w pracy, w stosunku do ludzi i życiowych zadań. Dlatego sylwetkę tego człowieka, kreśloną w słowach trzeba lepić z okruchów wypowiedzi, które nie wprost ujawniają rodzaj myślenia, ze sposobu rozwiązywania zadania, jakie stawia rola, z opowieści współpracowników.
Ale to także książka, dzięki której można poczuć klimat na deskach teatru i przed kamerą. I taka, która trochę odczarowuje zawód aktora. Jerzy Trela dziesięcioletnie granie Konrada i związane z tym upadki na deski sceniczne przypłacił urazami kręgosłupa. A każda rola to ogromny wysiłek fizyczny i psychiczny. Praca od rana do wieczora, a wieczorem…znów praca, kiedy trzeba zagrać ciężki spektakl.
„Jestem jeszcze w miarę silny, młody, ale jak długo tak można?” – skarżył się w 1975 roku Jerzy Trela. Wszelkie dostępne źródła pokazują jednak, że przez następne 30 lat niewiele się w tym względzie zmieniło. Chyba jednak warto było – dla tych chwil lotu, natchnienia, wstąpienia w inny wymiar, które podobno czuje każdy aktor. Nawet jeśli pojawią się w jednej roli na dziesięć, i tak się na nie czeka.
Zobacz również inne recenzje z naszej półki z książkami: