Pierwsze rozdziały "Ginekologów" Jürgena Thorwalda wciągają jak mroczny kryminał czytany z wypiekami na twarzy. Wydawnictwo Marginesy wydało właśnie najbardziej kontrowersyjną książkę tego autora.
Czy jest ona najbardziej kontrowersyjną książką Thorwalda? Nie mnie oceniać. Muszę przyznać, że jest to pierwsza przeczytana przeze mnie książka tego autora, ale po jej lekturze zapewniam, że na pewno nie będzie ostatnią.
Pierwsze rozdziały "Ginekologów" wciągają jak mroczny kryminał czytany z wypiekami na twarzy. Zgony podczas porodów aż do XIX w. nie były niczym nadzwyczajnym. Także trup słał się gęsto i to niezależnie od tego czy pierwsi odważni lekarze nazywani nawet "damskimi rzeźnikami" podejmowali wyzwanie próbując, jeszcze w nieudolny sposób pomóc rodzącym kobietom czy też zostawiali je na pastwę losu.
Niebagatelną rolę hamulcowego w rozwoju ginekologii odegrał Kościół. Także przez stulecia lekarze zmagający się z chorobami kobiecymi nie oglądali swoich pacjentek, zmuszeni przez sztywne normy społeczne badać je przez pierzyny i liczne warstwy halek.
Ale to dopiero początek zmagań lekarzy z kobiecą materią. Ciąg dalszy historii to wiele zaskakujących odkryć i historie budzące krew w żyłach.
Żeby nie było za słodko dodam jednak łyżkę dziegciu. „Ginekologów” nie można traktować jak książki stricte historycznej. Cytowanie lekarzy czy też samych pacjentek z XVII czy XVII w. przez Thorwalda sprawia, że trudno uwierzyć, by autor przynajmniej w tych momentach nie dał ponieść się wyobraźni.
Purystom może to przeszkadzać. Z mojego punktu widzenia, dodało to książce pewnego smaczku.
Podsumowując – gorąco polecam!
Zobacz również inne recenzje z naszej półki z książkami:
>>Prawdziwe oblicze Dymnej
>>Frida strącona z piedestału
>>Groza w "Domku dla lalek"
>> Maniak, gwiazda i wzór skromności
>> Intryga, gorsety i sufrażystki