Skokowo zwiększa się liczba sporów sądowych między firmami budowlanymi a Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Pod koniec lata ubiegłego roku takich procesów toczyło się około 50. Obecnie jest ich już ponad 700. — Jeżeli w takim tempie będzie ich przybywać, to można spodziewać się, że do końca tego roku ich liczba sięgnie tysiąca — mówi Wojciech Kozłowski, radca prawny, partner w kancelarii prawniczej Dentons.
Od 2004 r. GDDKiA zawarła z wykonawcami około 200 umów na strategiczne inwestycje drogowe, których łączna wartość sięga 80 mld zł. Wiele z nich utknęło. Posypały się pozwy wykonawców przeciwko generalnej dyrekcji, pojawiło się też mnóstwo roszczeń wzajemnych między wykonawcami a podwykonawcami. GDDKiA szacuje wartość sporów na prawie 4 mld zł, rząd na 6,7 mld zł, a firmy na 10,5 mld zł. Kwoty są gigantyczne i jest się o co bić.
Problem w tym, że firmy nie mogą doprosić się sprawiedliwości w rozsądnym terminie. Większość spraw trafiła bowiem do stołecznego sądu okręgowego, z uwagi na to, że tu siedzibę ma pozwany, czyli GDDKiA (niewiele sporów toczy się w innych miejscowościach, w których siedziby mają oddziały dyrekcji). Kumulacja spraw w sądzie warszawskim powoduje, że powstał zator. Na jednego sędziego przypad 500 spraw rocznie (10 razy więcej niż poza stolicą).
— Spory budowlane trwają średnio w Polsce od 3 do 10 lat. Wpływ kilkuset sporów budowlanych przeciwko GDDKiA do jednego wydziału Sądu Okręgowego w Warszawie oznacza, że będą ciągnęły się latami, a to skutkuje utratą płynności lub upadłością firm budowlanych, którym drogowa dyrekcja odmówiła zapłaty — mówi Wojciech Kozłowski. Takie kłopoty mają np. COVEC, DSS, Bogl & Krysl, PBG, Hydrobudowa, Poldim, SIAC, SBR, Polimex Mostostal.
— Tragizm sytuacji polega na tym, że polskie sądy nie są przygotowane do orzekania w sprawach gospodarczych, a mimo to de facto zarządzają procesami gospodarczymi — mówi Maciej Grelowski, szef Rady Głównej BCC. Wojciech Kozłowski podpowiada, jak można rozładować ten procesowy korek w stolicy.
— Problem pozwoliłoby rozwiązać utworzenie wydziału sporów budowlanych przy SO Warszawa. Wystarczyłoby stworzyć około 50 etatów sędziowskich. Koszty byłyby relatywnie nieduże, bo ok. 3 do 5 mln zł. To niewielki procent wartości nierozstrzygniętych sporów — zaznacza radca prawny.
— Obawiam się, że mogłoby to negatywnie odbić się na innych sprawach i pojawiłyby się zakusy tworzenia ad hoc specwydziałów do innych rodzajów procesów — uważa Maciej Grelowski.