W marcu 2021 r. ceny ropy WTI przekroczyły na krótko 65 USD za baryłkę. Tradycyjnie droższa ropa Brent pokonała nawet 70 USD. Na przełomie marca i kwietnia doszło do schłodzenia nastrojów, ale podstawowy surowiec napędowy ponownie kosztuje około 65 USD za baryłkę. To zaś oznacza, że ropa WTI jest obecnie droższa niż w całym przedpandemicznym roku 2019, a wersji Brent niewiele do tego brakuje.
- Wydaje się, że bliżej sezonu wakacyjnego cena ropy WTI osiągnie 80 USD – prognozuje Daniel Kostecki, analityk Conotoxii.
Jego zdaniem będzie to pochodną dysproporcji między rosnącym popytem a podażą ograniczoną przez OPEC+ (kartel OPEC i Rosję). Popyt będzie rósł w konsekwencji popandemicznego otwierania gospodarek, którego następstwem będzie rosnący ruch turystyczny. Nie wszystkich jednak ta argumentacja przekonuje.
- Popytem na ropę naftową - i paliwa ogółem - rządzi praktycznie jeden czynnik: pandemia. Obecny optymizm związany ze znoszeniem restrykcji w Europie zbiega się w czasie z pesymizmem związanym ze wzrostem zakażeń w Azji. O ile programy szczepionkowe w wielu krajach świata postępują, to nowe mutacje koronawirusa budzą obawy o nawracające fale zakażeń i - co się z ty wiąże - restrykcji związanych z przemieszczaniem się. A to wywołuje znaczącą nieprzewidywalność w prognozowaniu popytu na ropę naftową na świecie – podkreśla Dorota Sierakowska, analityczka surowcowa DM Banku Ochrony Środowiska.
- Ryzyka są cały czas asymetrycznie rozłożone, czyli przestrzeń do wzrostu cen jest większa niż do spadku. Rynek liczy na luzowanie obostrzeń, otwieranie gospodarek, wzrost mobilności. W Stanach Zjednoczonych i w Europie będzie się to działo w miesiącach wakacyjnych, które są sezonowo dość istotne jeżeli chodzi o popyt na ropę. Uwzględniając odbudowę gospodarek, wzrost popytu będzie postępować w szybszym tempie niż wzrost produkcji ze strony kartelu OPEC. De facto więc globalny poziom zapasów będzie się kurczył i nie jest wykluczone, że ropa WTI może się wybić powyżej 70 USD za baryłkę, czyli podążyć w kierunku szczytów z 2018 r. – komentuje Rafał Sadoch, analityk mBanku.

Blisko ceny równowagi
Zdaniem Rafała Sadocha nie ma jednak szans na wzrost ceny do 100 USD za baryłkę, co zdarzyło się na początku poprzedniej dekady.
- Świat cały czas obawia się inflacji. Jeżeli do tego dołożyłyby się tak wysokie notowania ropy, to naprawdę mogłoby to wprowadzić nerwowość i skutkować tym, że w dalszej części 2021 r. inflacja nie obniżałaby się, ale stabilizowała. To z kolei mogłoby skutkować zmianą retoryki bankierów centralnych, działaniami spowalniającymi wzrost itd. Sentyment wokół ropy jest dobry, ale jej cena nie może być za wysoka, bo utrudni odbicie po pandemii. Okolice 70 USD za baryłkę są poziomem przy, którym wilk jest syty i owca cała – wyjaśnia Rafał Sadoch.
W podobnym tonie wypowiada się Daniel Kostecki. Jego zdaniem, po całkowitym odejściu od obostrzeń związanych z COVID-19, cena 70-80 USD za baryłkę będzie utrzymywać się przez dłuższy czas. Po osiągnięeciu tego poziomu kraje OPEC+ będą po prostu zwiększać produkcję, by więcej zarobić poprzez sprzedaż większej ilości surowca. To będzie hamować dalszy wzrost cen.
- Zanim limity produkcji zostaną ścięte, cena musi osiągnąć najwyższy akceptowalny przez gospodarki i konsumentów poziom. Jeśli w obecnej sytuacji OPEC nie osiągnie maksymalnej ceny akceptowalnej przez rynek, to później kartelowi się to nie uda, bo będzie zwiększał produkcję i tym samym wywierał presję na spadek cen – tłumaczy Daniel Kostecki.
Kartel będzie się trzymał razem
Historycznie rzecz biorąc, poszczególne kraje wydobywające ropę często wyłamywały się z porozumień i zwiększały dostawy, nie bacząc na wcześniejsze uzgodnienia w ramach kartelu. Według Daniela Kosteckiego i Rafała Sadocha w najbliższych miesiącach tak nie będzie. Nie ma więc podstaw by sądzić, że ceny spadną.
- Na razie solidarność OPEC będzie trwać, bo jego członkowie dostrzegli, że bez porozumienia wewnątrz organizacji nie da się skutecznie manipulować ceną. Jak każdy zacznie znowu robić co chce, to większość poniesie na tym szkodę, więc wydaje się, że porozumienie zostanie zachowane. Umowy nie będą zrywane ani nadwerężane – uważa Daniel Kostecki.
- Arabia Saudyjska i Rosja to kraje decydujące. Nie można wykluczyć, że ktoś wyjdzie przed szereg, ale mało prawdopodobne, że nastąpi to na dużą skalę – mówi Rafał Sadoch.
OPEC+ już pompuje więcej
Analitycy ING Banku Śląskiego przypominają, że OPEC już zdecydował o stopniowym zmniejszaniu cięć wydobycia wprowadzonych na początku roku. Dodatkowo, Arabia Saudyjska będzie wycofywać się ze swoich dobrowolnych cięć. W efekcie, w lipcu 2021 r. łączne wydobycie ropy naftowej wzrośnie o 2 mld baryłek dziennie w stosunku do wydobycia z kwietnia i sięgnie 38 mld baryłek. Eksperci uważają jednak, że perspektywa poprawy globalnej koniunktury pozwoli utrzymać ceny ropy Brent na poziomie około 70 USD za baryłkę mimo wzrostu podaży.
- OPEC+ kontroluje sytuację i choć dyscyplina w ostatnim czasie została poluzowana, co spowodowało stabilizację cen, to zakładam raczej kontynuację trendu wzrostowego. Były takie prognozy, że jak przyjdzie do otwarcia gospodarek, to każdy znowu będzie grał pod siebie i doprowadzi to do nadpodaży, ale na razie taki scenariusz się nie materializuje. Ropa ma więc przed sobą niezłe perspektywy, bo efekty popytowe otwierania gospodarek dopiero się ujawnią. Istnieje ryzyko korekty, ale wydaje się, że fizyczny popyt ropę będzie rósł. Nie wydaje się też, by ropy na rynku miało zabraknąć. Najgorszym scenariuszem dla ropy jest jakieś uderzenie w popyt, ale skąd miałoby przyjść? Światowa gospodarka szybko się nie schłodzi, otwarcia gospodarek poszczególnych krajów dopiero następują – komentuje Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers DM.
- Produkcja ropy naftowej utrzymuje się na niskich poziomach, ale powoli tworzy bazę do systematycznego wzrostu. Od początku maja OPEC+ wycofuje się systematycznie z ogromnych cięć wydobycia, ustanowionych w ramach porozumienia naftowego. Rozszerzony kartel był – i nadal jest – najważniejszą instytucją wpływającą na ceny ropy naftowej od strony podażowej. Z kolei rola Stanów Zjednoczonych istotnie spadła po pandemii na skutek ubiegłorocznego kryzysu w tamtejszej branży łupkowej. Wydobycie ropy ze skał łupkowych w Stanach Zjednoczonych także powinno w kolejnych miesiącach rosnąć, aczkolwiek dynamika zwyżek powinna być umiarkowana, a przedsiębiorstwa w tej branży raczej będą ostrożniej podchodzić do planów zwiększania wydobycia – uważa Dorota Sierakowska.
Łupki muszą na siebie zarabiać
Cena w przedziale 70-80 USD za baryłkę jest już niewątpliwe interesująca dla amerykańskich producentów ropy łupkowej. Standy Zjednoczone nie należą do OPEC+ i nie przejmują się ustaleniami kartelu. Według Daniela Kosteckiego amerykańska ropa łupkowa nie obniży jednak cen względem poziomu wywindowanego przez kartel. Będzie to wynikało z dwóch czynników. Po pierwsze uruchamianie instalacji łupkowych trochę trwa i surowiec z nich pochodzący będzie napływał na rynek stopniowo, wraz z rosnącym popytem będącym konsekwencją odmrażania gospodarek. Po drugie, Stany Zjednoczone też nie będą szczególnie zainteresowane spadkiem cen.
- Amerykanom zależy, by gospodarka prężnie działa, a biznes naftowy jest jedną z ważniejszych gałęzi tamtejszego przemysłu. Dlatego muszą działać tak by cena ropy była w miarę wysoko. Nikt więc nie ma interesu, by cena ropy była niska. Stąd zakładam, że 80 USD będzie wszystkich satysfakcjonowało – podsumowuje analityk Conotoxii.