Przewalutowanie kredytów hipotecznych, podatek od aktywów bankowych oraz sklepów wielkopowierzchniowych i w końcu ratowanie polskich kopalni przez spółki energetyczne — tym przez ostatnie miesiące żyli rodzimi inwestorzy giełdowi. W maratonie przedwyborczych obietnic na prowadzenie wyszło Prawo i Sprawiedliwość (PiS), które góruje w sondażach, ale żniwo zebrały też decyzje rządzącej Platformy Obywatelskiej (PO), dotyczące górnictwa i energetyki, a także niewykonany ostatecznie plan ulżenia frankowiczom. Notowania indeksu WIG-Banki w zaledwie 6 miesięcy spadły o 15 proc., a WIG-Energia o ponad 25 proc. W przededniu wyborów parlamentarnych nadszedł czas na podsumowanie politycznej licytacji i próbę przewidzenia, w jakiej rzeczywistości obudzą się krajowi inwestorzy w poniedziałkowy poranek. Historia zdążyła nas nauczyć, że nie wszystkie ochoczo głoszone przed wyborami obietnice udaje się rządzącym zrealizować. Gdyby taki scenariusz ziścił się również tym razem, oznaczałoby to solidny impuls do odbicia dla całej giełdy.
Co jest w cenach
Najważniejszą obietnicą widniejącą na sztandarach Prawa i Sprawiedliwości jest opodatkowanie banków i innych instytucji finansowych, przy czym w grze są dwa rozwiązania: podatek od transakcji finansowych lub podatek od aktywów, którego maksymalna wartość wynieść może 0,39 proc.
— Najtrudniejszy dla banków jest wariant 0,39 proc. stawki dla aktywów, gdyż oznaczałoby to 5-6 mld zł podatku, czyli około 30 proc. zysków sektora. Pod względem merytorycznym ciekawszym rozwiązaniem wydaje się opodatkowanie aktywów związanych z rynkiem finansowym, jednakże wtedy potencjalne wpływy byłyby aż o 85 proc. niższe, przy stałej stawce. To drugie rozwiązanie stawiałoby w lepszej sytuacji banki płynne, finansujące się głównie pieniędzmi klientów, potencjalnie mniej ryzykowne — tłumaczy dr Tomasz Bursa, wiceprezes Opti TFI.
Ponieważ branżowy indeks w pół roku spadł o około 15 proc., to Adam Łukojć, zarządzający ze Skarbca TFI, uważa, że w dużym uproszczeniu licząc, inwestorzy zakładają, iż podatek bankowy zmniejszy zyski banków o 15 proc. — czyli podatek bankowy wyniesie około 0,2 proc. aktywów.
— Jeśli nowy rząd będzie chciał opodatkować aktywa pomniejszone o depozyty i zebrać zakładaną kwotę, to podatek musiałby być odpowiednio większy. Skala spadków indeksu WIG-Banki sugeruje, że w takim scenariuszu podatek wyniesie około 0,5 proc. aktywów pomniejszonych o depozyty — szacuje Adam Łukojć. Specjalista nie oczekuje, że podatek będzie bardziej dotkliwy niż to, co obecnie wyceniają inwestorzy. Z drugiej strony nie można wykluczyć też pozytywnego zaskoczenia, np. zastąpienia podatku bankowego podatkiem transakcyjnym lub całkowitego odejścia od tego pomysłu.
Czarne chmury wciąż wiszą
Paweł Homiński, członek zarządu Noble Funds TFI, przypomina jednak, że ewentualna danina to tylko jeden z ciężarów, które spadną na banki.
— Oprócz tego będziemy mieli wyższe opłaty na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, zapewne niższe stopy procentowe, a więc niższe marże odsetkowe banków, a przede wszystkim potencjalne przewalutowanie kredytów frankowych — przypomina Paweł Homiński.
A to wciąż wielka niewiadoma, bo w zależności od tego, kto z PiS się wypowiada, przedstawiana jest nieco inna koncepcja. Adam Łukojć przekonuje jednak, że ostatecznie do przewalutowania nie dojdzie. Jego zdaniem, bardziej realne jest powstanie specjalnego funduszu, który wypłacać będzie pieniądze tym kredytobiorcom, którzy np. wypełnią odpowiedni wniosek. Najnowszym pomysłem PiS jest też „program banku centralnego”, który miałby wesprzeć gospodarkę, a przy okazji też sektor bankowy.
— Teoretycznie zapowiedziana w środę przez jednego z posłów PiS operacja ą la LTRO o skali 350 mld zł o niskim lub zerowym koszcie dla banków mogłaby poprawić sytuację sektora, ale ekonomiczny sens wprowadzenia takiego mechanizmu uznaję za niewielki, a konstytucjonaliści zapewne kwestionować będą spójność tego rozwiązania z postulatem niezależności banku centralnego. Summa summarum, nie spodziewam się bezchmurnego nieba dla banków po wygranych przez PiS wyborach — dodaje Paweł Homiński.
Energetyczny rekonesans
Adrian Apanel, zarządzający funduszami MM Prime TFI, przypomina, że głównym założeniem PiS jest czasowe zwolnienie polskiego górnictwa z daniny płaconej na rzecz skarbu państwa. Z podatku od kopalin zwolniony ma być także KGHM, który zresztą zbiera ostatnio dobre noty od analityków. Robert Maj z Haitong Bank w ostatnim raporcie podtrzymał rekomendację „kupuj” dla miedziowego giganta, uznając, że potencjalne zmiany w systemie podatkowym nie zostały jeszcze uwzględnione przez konsensus rynkowy i pozostają katalizatorem wzrostu ceny akcji KGHM.
— Mówi się również o zastosowaniu by- -passa finansowego w celu zapewnienia płynności w górnictwie do końca roku oraz o planie inwestycji w celu zwiększenia rentowności kopalni. PiS nie proponuje konsolidacji sektora energetycznego z górniczym. Trudno więc przewidzieć, czy procesy zapoczątkowane za rządów PO, takie jak zgoda na zakup kopalni Breszcze przez nowy zarząd Tauronu czy list intencyjny PGE w sprawie nabycia kopalni Makoszowy, będą kontynuowane — mówi Adrian Apanel.
Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI, jest przekonany, że bez względu na wynik wyborów sektor energetyczny będzie zmuszony do finansowania branży górniczej w ten czy inny sposób.
— Dlatego samodzielne rządy PiS czy potencjalna koalicja niewiele tu zmienią. Pionowa integracja kopalni i energetyki jest przesądzona w każdej opcji. Niektórzy, jak Enea, bronią się kupowaniem Bogdanki, ale idea jest taka sama. Jeśli dodać do tego plany PiS dotyczące inwestycji w energetykę jądrową, które były kilka lat temu również na sztandarach PO, to wiele pieniędzy na podzielenie się z inwestorami giełdowymi nie zostanie w spółkach energetycznych. Dlatego możliwości odreagowania notowań tego sektora są mniejsze niż w przypadku banków, które znaczną część np. podatku bankowego będą zapewne w stanie przerzucić na klientów — uważa Jarosław Niedzielewski.
W kieszeni Kowalskiego
Zgodnie z obietnicami PiS daniną obciążone mają być także sklepy wielkopowierzchniowe. Na akcjonariuszach Eurocachu nie zrobiło to jednak większego wrażenia, bo kurs spółki wzrósł w pięć miesięcy o ponad 30 proc. Powód jest prozaiczny.
— W przypadku podatku od aktywów finansowych lub podatku od transakcji finansowych obciążeni pomysłami nowego rządu zostaną ostatecznie zwykli obywatele, czyli klienci banków. Nie inaczej będzie w przypadku opłaty handlowej od dużych sklepów detalicznych. Zapewne marże Eurocashu czy Jeronimo Martins trochę ucierpią, ale główne koszty nowej daniny publicznej zostaną z czasem przerzucone na konsumentów. Zresztą akcjonariusze spółki Eurocash, mniej narażonej na podatek niż typowo detaliczna Biedronka, chyba nieszczególnie przejmują się tym zagrożeniem, skoro jest to jedna z najlepszych spółek z WIG20 w tym roku — zwraca uwagę Jarosław Niedzielewski.
73 proc. Taki udział w WIG30 mają spółki, które są obecnie narażone na ryzyko polityczne.



