Realnie czeka nas plebiscyt

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2011-10-07 00:00

Gry wyborcze

Odbywające się po zakończeniu kadencji wybory prezydenckie, w których ponownie kandyduje urzędująca głowa państwa — realnie stają się nie wyborami, lecz tytułowym plebiscytem. Społeczeństwo odpowiada na pytanie, czy aktualny gospodarz pałacu nadaje się na drugą zmianę. A ponieważ w ludzkiej naturze drzemie potrzeba stabilności, w większości wypadków udzielana jest odpowiedź twierdząca. Chociaż trafiają się wyjątki, gdy zbiorowo pokazywana jest czerwona kartka. Ujrzeli ją na przykład amerykańscy prezydenci Jimmy Carter czy George H. Bush (senior), a u nas Lech Wałęsa. Wszystkie powyższe zdania rzecz jasna dotyczą wyborów naprawdę demokratycznych.

W ustrojach parlamentarno-gabinetowych wybory władzy bezpośrednio wykonawczej rządzą się jednak innymi prawami. W Unii Europejskiej powyborcze zmiany ekip znajdują się na porządku dziennym. Ba, jeśli jakiemuś premierowi udaje się utrzymać władzę, to wywołuje u kolegów westchnienie zazdrości. Po wieloletnich obserwacjach szczytów Rady Europejskiej stwierdziłem, że nie ma sensu uczyć się na pamięć twarzy premierów, bo… zbyt szybko się zmieniają.

Niedzielne wybory w Polsce formalnie są parlamentarne, ale faktycznie bardzo upodobniają się do personalnych. Od roku 2005 relacje dwóch dominujących partii, czyli Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości, zdominowane są konfliktami ich liderów, Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Takie zjawisko występuje często, ale u nas z siłą historycznie zwielokrotnioną. Dlatego na finiszu kampanii naprawdę nie ma już sensu licytowanie się inicjatywami programowymi, pomysłami konstrukcji przyszłego rządu etc. W niedzielę odbędzie się po prostu plebiscyt.