Realny koszt pracy wyznacza jego relacja do wydajności pracy
Pracodawcy coraz bardziej niepokoją się rosnącymi płacami, lecz opinii publicznej problem jest prezentowany w postaci niepełnej, a czasem wręcz mylącej. Oto „Rzeczpospolita” z 6 kwietnia, w komentarzu „Coraz mniej konkurencyjni”, zamieściła dane Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, które sprowadzają się do banalnego stwierdzenia, że rosną płace, a wraz z nimi świadczenia obowiązkowe ze strony pracodawcy. Płace godzinowe i miesięczne przedstawiono w dolarach, co ma walor porównawczy, ale zawiera też niewiadome. Na przykład — jaki zastosowano przelicznik? Kurs walutowy czy parytet siły nabywczej (PPP)? Różnica jest niemal dwukrotna. Dla roku 1998 podano średnią płacę wysokości 374 dolarów, co odpowiada 1306 złotych po ówczesnym średnim kursie 3,49 PLN/USD. Ale wielkość dolarowa zmienia się wraz z kursem, zaś w kraju płaca jest w danym momencie nadal taka sama.
Porównania międzynarodowe są najeżone ukrytymi pułapkami. Z przeliczenia danych Rocznika Statystycznego GUS wynika, że w roku 1998 koszt pracy na jednego pracującego (nie mylić z zatrudnionym!) wyniósł w Polsce 4,6 tys. USD, a w Niemczech — 31,5 tys. (patrz tabela). Jednocześnie statystyka Komisji Europejskiej („Europaeische Wirtschaft” nr 70/2000) podaje, że udział płacy w PKB Niemiec (też w 1998 r.) wynosił 68,1 proc., co w przeliczeniu danych GUS wynosi 40,5 tys. USD na pracownika, czyli o 9 tys. USD więcej od kosztu pracy! Jest to oczywiście niemożliwe. Płaca nie może być większa od kosztu pracy. „Statistical Abstract of the U.S. 2000” przedstawia procentowe składniki kosztu pracy w 29 krajach (1998 r.), a jego wielkości podaje w dolarach — według PPP. Na tej liście Polska zajmuje trzecie miejsce od końca (12,7 tys. USD), a Niemcy — drugie od góry (35 863 USD). Świadczenia obowiązkowe pracodawcy są rzeczywiście najwyższe w Polsce. Stanowią one średnio 33 proc. kosztu pracy, natomiast w UE sięgają przeważnie od 21 do 28 proc., w Wielkiej Brytanii wynoszą tylko 9 proc., a w Niemczech — 17 proc.
Podstawowy problem polega jednak na czym innym. Otóż z punktu widzenia konkurencyjności produkcji wcale nie jest istotna bezwzględna wielkość płacy. Tym najważniejszym kryterium jest relacja kosztu pracy do wydajności pracy, którą określa wielkość wartości dodanej w przeliczeniu na jednego pracującego. W Polsce jest to miernik skomplikowany z powodu występującej tu asymetrii: na rolnictwo przypada ponad 27 proc. pracujących, lecz tylko 4,7 proc. globalnej wartości dodanej. Dane tabeli o Polsce ukazują PKB w skali całej gospodarki, a koszt pracy — mimo że całość dotyczy 1998 r. — jest liczony według zasad wprowadzonych w 1999 r.
Wyniki przedstawione w tabeli ukazują z jednej strony, jak bardzo nam daleko do Unii Europejskiej, z drugiej zaś dowodzą, że w ujęciu makroekonomicznym realny koszt pracy jest u nas niższy niż w najwyżej rozwiniętych krajach Unii. Należy więc sądzić, że główne przyczyny niskiej konkurencyjności leżą poza sferą płacową.