Dominika Hanc i Michał Kozioł zaczęli rewolucję od własnego życia. Zrezygnowali z bezpiecznej posady w dużych korporacjach. Kilka tygodni później wystartowali z własnym biznesem. O dotychczasowych zawodowych doświadczeniach mówią: bardzo dobra szkoła. Jeszcze lepszą okazała się praca z małymi i średnimi przedsiębiorcami.

— Podstawy, które wynieśliśmy z pracy w korporacji, pomagają nam w dzisiejszej pracy. Okazuje się, że wiedza, która była dla nas chlebem powszednim, nie jest powszechna: jak stawiać cele, jak organizować swoją pracę czy nawet jak przygotować prezentację na spotkanie. Te lekcje przekazujemy firmom, które są naszymi klientami. To są podstawy i tylko po ich wdrożeniu można pójść krok dalej i zacząć pracę nad strategią biznesową — mówią założyciele Biznesowych Rewolucji.
Biznesowy duet
Pomysł na firmę był prosty — pomóc małym i średnim przedsiębiorstwom z problemami. Oboje odeszli z pracy w tym samym momencie, by dzielić się zdobytą wiedzą i doświadczeniami. Dominika ma ponad 7 lat doświadczenia w pracy nad projektami marketingowymi i strategicznym zarządzaniu markami. Pracowała dla międzynarodowej korporacji. Michał jest prawnikiem, absolwentem MBA, byłym konsultantem w EY i Deloitte.
— To Dominika miała pomysł na firmę. Gdy zaczęła się zastanawiać, jakich umiejętności brakuje jej do tego, by go zrealizować, okazało się, że takich jak moje. I tak dołączyłem swoją wiedzę dotyczącą procesów biznesowych, procedur i doświadczenie konsultingowe w poprzednich miejscach pracy — mówi Michał Kozioł.
Budowę firmy zaczęli podręcznikowo: od analizy rynku, porządnego researchu, rozmów z potencjalnymi konkurentami i klientami. Ale rzeczywistość okazała się nieco bardziej skomplikowana, a potencjalni klienci — nieufni. — Jest kilka grup przedsiębiorców: ci, którzy nie chcą się ruszać z miejsca, w którym się znajdują, i ci, którzy mają większe ambicje. My chcemy dotrzeć do tych, którzy chcą się rozwijać i są gotowi zapłacić za wsparcie — mówi małżeństwo przedsiębiorców.
Od pytania do działania
Na początku pracy z Biznesowymi Rewolucjami klienci proszeni są o wypełnienie ankiety. Są pytani o strategię rozwojową, znajomość grupy docelowej i konkurencji. Nie wszyscy potrafią odpowiedzieć. To sygnał, że nad tymi elementami trzeba popracować w pierwszej kolejności. Dominika Hanc i Michał Kozioł pracują ze start-upami, firmami kosmetycznymi i producentami żywności, sklepami tradycyjnymi i internetowymi oraz przedstawicielami wolnych zawodów: architektami, stomatologami, prawnikami, fotografami.
— Ta grupa kończy studia, odbiera dyplom, ale bardzo często nie wie, jak zdobyć klientów. Wydaje im się, że wystarczy założyć stronę internetową — mówi Michał Kozioł. To jednak nie wystarczy.
— Najczęstszym błędem, jaki popełniają małe i średnie firmy, jest nieufność oraz przekonanie, że sprzedajemy wszystko wszystkim. Przedsiębiorcy nie chcą się przyznawać, że czegoś nie wiedzą. Co ciekawe, to kobiety częściej sięgają po pomoc. Mężczyźni korzystają z kursów internetowych, w przypadku których nie trzeba ujawniać swoich słabych stron podczas spotkania twarzą w twarz — mówi Michał Kozioł.
— Zdecydowana większość przedsiębiorców deklaruje w ankietach, że chce się rozwijać. Ale nie potrafią wyjaśnić, co to właściwie znaczy. Chcą, by biznes przynosił pieniądze. Najlepiej sam bez konieczności wkładania w niego specjalnego wysiłku — dodaje Dominika Hanc.
O biznesie prostym językiem
W ankiecie na pytanie „czego potrzebujesz” często pada odpowiedź: motywacji. Ale w toku rozmów i pracy okazuje się, że mali i średni przedsiębiorcy potrzebują też kogoś, kto będzie strzegł, by motywacja przełożyła się na konkretne działania. Dominuje też przekonanie, że za wiedzę się nie płaci. — Fundusze UE stworzyły u nas branżę doradztwa i konsultingu w tematach unijnych. To przyzwyczaiło mniejsze firmy, że za takie doradztwo się nie płaci lub płaci się niewiele — mówią założyciele Biznesowych Rewolucji. Tym, którzy rozumieją, że konsulting to też biznes, oferują indywidualne spotkania, warsztaty w formie bezpośrednich spotkań w grupie i szkolenia internetowe. — O biznesie czy strategii można mówić zrozumiałym językiem. Niekoniecznie takim, w którym pełno zapożyczeń z języka angielskiego — przekonuje małżeństwo przedsiębiorców.