Po weekendowym ruchu OPEC+ baryłka ropy brent najpierw potaniała do 67,34 USD, by później podrożeć do 69,6 USD. Odbicie wiązano z niespodziewaną decyzją Arabii Saudyjskiej o podwyższeniu ceny jej ropy dla klientów z Azji w sierpniu. Analitycy uznali, że wynika to z przekonania, iż rynek nie będzie miał problemu z wchłonięciem dodatkowej podaży ropy uzgodnionej w OPEC+, co sygnalizuje silne fundamenty.
- Decyzja o podniesieniu cen w szczycie letniego sezonu sygnalizuje, że sytuacja na rynku fizycznym jest napięta, co świadczy, że dodatkowe baryłki mogą zostać wchłonięte, przynajmniej na razie — powiedział Ole Hansen, szef strategii surowcowej w Saxo Banku.
Jego zdaniem, w perspektywie krótkoterminowej ryzyko spadku cen ropy jest ograniczone.
Produkcja wraca do punktu wyjścia
Długoterminowy trend jest jednak spadkowy i tylko przeplatają go dynamiczne korekty - jak ta w drugiej połowie czerwca, kiedy eskalacja napięcia na Bliskim Wschodzie podniosła kurs niemal do 80 USD. Wystarczył jednak zaledwie dzień, by notowania obniżyły się o 9 USD do niespełna 70 USD. W pobliżu tego pułapu kurs utrzymuje do dziś, mimo że organizacja producentów zdecydowała o zwiększeniu podaży ropy w sierpniu o 548 tys. baryłek dziennie (przy rynkowych oczekiwaniach na poziomie 411 tys. baryłek).
Argumentem za taką decyzją miały być oczekiwania na wzrost popytu w okresie wakacyjnym i związany z tym wzmożony ruch turystyczny przy rosnącym zapotrzebowaniu na paliwa.
- Już teraz można się spodziewać, że drugie półrocze upłynie pod znakiem niższych cen ropy naftowej – uważa dr Mirosław Budzicki, strateg w PKO BP.
Jego zdaniem, w sierpniu państwa OPEC+ również zdecydują się na podniesienie limitów. Eksperci Goldmana Sachsa zakładają, że na kolejnym spotkaniu OPEC+ ogłosi podwyżkę produkcji o kolejne 550 tys. baryłek (do tej pory nie spodziewali się podniesienia limitu), co oznaczałoby, że produkcja wróci do poziomu sprzed ogłoszonego w listopadzie 2023 r. cięcia o 2,2 mln baryłek dziennie. Wtedy decyzje te na krótko podniosły cenę z około 80 do 87 USD, ale to był łabędzi śpiew i nigdy później cena nie była już tak wysoko. Obecnie jest o 20 proc. niżej, a prognozy zakładają dalszy spadek.
- Obecne oczekiwania co do ceny ogniskują się raczej na nieco niższych poziomach od obecnych, ale nie ma mowy o tąpnięciu. Do końca roku cena może spaść poniżej 65 USD za baryłkę ropy brent – dodaje Mirosław Budzicki.
Według niego, na koniec 2026 r. cena będzie zbliżona do tego poziomu, zwłaszcza że podaż surowca nadal jest duża, a strona popytowa słabnie.
Stany Zjednoczone chcą studzić rynek
Stratedzy banku Goldman Sachs prognozują, że cena ropy brent w IV kwartale obniży się do 59 USD za baryłkę, a w przyszłym roku zejdzie do 56 USD. Spadek do około 60 USD za baryłkę prognozują także eksperci banku JP Mogran. Analitycy nie mają wątpliwości, że kluczowy będzie wzrost produkcji forsowany przez OPEC+, przy słabnącej koniunkturze oraz niestabilnej polityce makroekonomicznej prezydenta USA Donalda Trumpa.
- W Stanach Zjednoczonych z pewnością nastąpi spowolnienie gospodarcze przy prognozowanym wzroście PKB na kolejne lata w granicach 1-1,5 proc. Natomiast w strefie euro bardzo powoli następuje odbudowa koniunktury, a Chiny zdecydowanie wytracają impet wzrostowy – mówi Mirosław Budzicki..
Zdaniem Marka Rogalskiego, głównego analityka walutowego DM BOŚ, obecna sytuacja na rynku ropy naftowej jest też efektem presji wywieranej przez Donalda Trumpa na kraje arabskie, która ma studzić potencjalną zwyżkę cen korzystną dla Rosji.
- Pamiętajmy, że wprowadzenie przez USA zapowiadanych w kwietniu ceł – choćby tylko w części – będzie prowadziło do spowolnienia globalnej gospodarki, a to zawsze skutkuje mniejszym popytem na ropę naftową i paliwa, a w konsekwencji także spadkiem cen surowców. Jeżeli OPEC+ dorzuci do tego jeszcze większą podaż, to schłodzenie koniunktury wydaje się pewne – mówi Marek Rogalski.
Według niego nawet eskalacja wojny na Bliskim Wschodzie i silne – choć krótkie – zaognienie konfliktu pokazały, że w dłuższym horyzoncie utrzymanie wzrostu cen surowca jest niemożliwe.
- Z punktu widzenia czynników proinflacyjnych jest to jednak bardzo dobry sygnał. Otwiera bowiem drogę do obniżek stóp procentowych przez amerykański Fed już od września – dodaje ekspert DM BOŚ.
Zdaniem Mirosława Budzickiego nie należy też oczekiwać w bliskiej perspektywie zaognienia konfliktu na linii Iran – Stany Zjednoczone, co mogloby podnieść cenę.
- Iran nie ma zdolności, które pozwalałyby zagrozić Izraelowi lub USA i jednocześnie być podstawą do kontynuacji działań militarnych. Ogranicza to ryzyko geopolityczne w regionie, skutkując również pewną stabilizacją na rynku surowców – dodaje ekspert PKO BP.
Kontrakty CFD na ropę naftową to instrumenty finansowe, która pozwalają spekulować na ruchach cen surowca bez konieczności jego fizycznego zakupu. Na początku inwestor zawiera z brokerem umowę o wymianę różnicy w cenie ropy od momentu otwarcia pozycji aż do jej zamknięcia. W sytuacji kiedy cena ropy rośnie, inwestor zyskuje. W odwrotnym scenariuszu ponosi stratę. Kontrakty CFD są instrumentami pochodnymi - ich wartość zależy od ceny instrumentu bazowego. Działa tutaj również mechanizm dźwigni finansowej (formy kredytowania z uwzględnieniem depozytu zabezpieczającego), co oznacza, że inwestor może otworzyć większą pozycję, dysponując ograniczonym kapitałem. Jednak w przypadku realizacji scenariusza odmiennego od zakładanego straty będą zwielokrotnione. Według danych przedstawianych przez brokerów na CFD traci 70-80 proc. klientów detalicznych.