PKP PR mają małe szanse na przetrwanie
Samorządy wojewódzkie mają przejąć udziały w spółce PKP Przewozy Regionalne. Mimo że rząd zachęca, jakoś im do tego nieśpieszno.
Plan był prosty — z budżetu państwa popłyną pieniądze na oddłużenie PKP Przewozy Regionalne (PKP PR), a później spółka zostanie podzielona między województwa, gdyż one najlepiej wiedzą, jak zorganizować połączenia kolejowe w swoich regionach, i potrafią wyjść naprzeciw oczekiwaniom pasażerów. W praktyce jednak rząd i władze województw nie mogą dojść do porozumienia. Specjaliści od transportu kolejowego krytykują przyjęte rozwiązania, a czas ucieka. Według planów, udziały PKP PR powinny być ostatecznie przekazane samorządom do końca 2008 r.
Przewozy po przejściach
Spółka miała zostać oddłużona, żeby samorządy mogły przejąć przedsiębiorstwo z czystym kontem. Podpisano odpowiednie umowy, choć przedstawiciele rządu od słowa oddłużenie wolą określenie rekompensata.
— PKP PR otrzymają od skarbu państwa 2,16 mld zł jako rekompensatę za straty ponoszone przez spółkę z powodu świadczenia usług publicznych w latach 2001-04. Wypłata odbędzie się w trzech transzach — mówi Sławomir Sadowski z Ministerstwa Infrastruktury.
Jednak oddłużenie obejmie tylko straty poniesione przez spółkę w latach poprzedzających przystąpienie Polski do UE. Nie dotyczy ostatnich czterech lat, po 1 maja 2004 r., kiedy to PKP PR też były na minusie. A samorządy nie palą się do regulowania zaległych zobowiązań przedsiębiorstwa. Protestują także przeciw odebraniu spółce możliwości wykonywania przewozów międzywojewódzkich — te najbardziej opłacalne połączenia obsługiwane dotąd przez PKP PR ma przejąć PKP Intercity. Razem z częścią taboru. Jak to wpłynie na kondycję finansową usamorządowianej spółki — nie wiadomo. Nie wykonano na razie odpowiednich analiz.
— Samorządom próbuje się wcisnąć spółkę okrojoną z najbardziej rentownych przewozów międzywojewódzkich, bez dotacji, bez najlepszego taboru i części kadr. Jeśli do tego dojdzie, władze regionów będą musiały borykać się z przywilejami socjalnymi pracowników kolei oraz ogromem absurdalnych kosztów. Na przykład opłacaniem maszynistom przejazdu na trasę, na której mają prowadzić pociąg i z powrotem, ponieważ kadry są przypisane do miejsca zatrudnienia — tłumaczy Piotr Kazimierowski, prezes Związku Pracodawców Forum Transportu Szynowego.
Przedstawiciele województw grożą, że jeżeli rząd nie przychyli się do ich finansowych postulatów, gotowe są nawet zablokować cały proces.
Wielu panów
Podziału udziałów w PKP PR między zarządy województw nie należy mylić z podziałem samej spółki. Przedsiębiorstwo zostanie niezmienione, tyle że z uszczuplonym majątkiem i szesnastoma właścicielami zamiast jednego. Jak może rozwijać się firma, która ma kilkunastu właścicieli, a każdemu zależy na czym innym? Można to porównać do mieszkania w szesnastu w jednym pokoju akademika — owszem, to wykonalne. Ale na pewno niezbyt przyjemne i owocne. Nie ustalono też do końca, które województwo otrzyma jaką część przedsiębiorstwa.
— Określając udział poszczególnych samorządów województw w kapitale zakładowym spółki, uwzględniono wielkość województw, liczbę ludności, długość linii kolejowych eksploatowanych na obszarze danego województwa oraz średnią wielkość tzw. wykonywanej pracy eksploatacyjnej z ostatnich trzech lat. Zależnie od wymienionych czynników udziały poszczególnych województw w kapitale zakładowym będą zróżnicowane od 3 do 13,4 proc. — tłumaczy Mikołaj Karpiński z Ministerstwa Infrastruktury.
Projekt trafił już do konsultacji społecznych i został przekazany Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego oraz samorządom województw.
Czarny scenariusz
— Samorządy słusznie postępują, stawiając twarde warunki. Nie mają przecież obowiązku przejmować udziałów w PKP PR. To rząd powinien o to zabiegać. Województwa mają inne wyjścia. Mogą ogłosić przetargi na obsługę połączeń, jak to zrobiło kujawsko-pomorskie, albo wziąć tabor w leasing i organizować przewozy na własną rękę. Słowem, samorządy sobie i tak poradzą. Nie opłaca im się natomiast przejmowanie zadłużonej spółki, ze zdezelowanym taborem, bez rentownych połączeń — mówi Piotr Kazimierowski.
Dodaje też, że za pięć lat Unia Europejska planuje wprowadzenie kar za używanie taboru kolejowego z hamulcami klockowymi, ponieważ powodują za dużo hałasu. Problem w tym, że poza nielicznymi nowocześniejszymi, prawie wszystkie pociągi PKP PR mają takie właśnie hamulce. Dlatego przejmując ten tabor, samorządy biorą sobie na głowę kolejny kłopot — mają kilka lat na jego całkowitą wymianę albo modernizację lub muszą przygotować się na płacenie kar. Sprawa funduszy na nowy tabor, co do której istnieją poważne rozbieżności między rządem i samorządami, staje się szczególnie ważka.
Ponieważ samorządy mogą poradzić sobie bez PKP PR, można się spodziewać, że rząd w końcu pójdzie na ustępstwa. Może się jednak ziścić także czarny scenariusz, w myśl którego samorządy przejmą PKP PR zgodnie z obecnymi propozycjami.
— Jeżeli samorządy przystaną na obecne propozycje rządu, to łatwo można przewidzieć, że w ciągu roku-dwóch lat na pewno Przewozy Regionalne zostaną postawione w stan upadłości. Samorządy polikwidują połączenia, wyzbędą się taboru, pójdzie za tym upadłość zakładów remontowych, rząd znów będzie miał problem, a reputacja kolei jeszcze bardziej się pogorszy — przewiduje Piotr Kazimierowski.
Agata Hernik