Skarbówka kontra piraci

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2013-03-12 00:00

Fiskus — chcąc, nie chcąc — zajął się sprawą nielegalnego serwisu internetowego. Jednak prawdziwy młot na piratów szykuje Google

Do skarbówki trafił już pierwszy wniosek o ściganie serwisu internetowego naruszającego prawa autorskie. Stowarzyszenie Dystrybutorów Programów Telewizyjnych Sygnał (SDPTS), zgodnie z zapowiedziami, próbuje ukrócić piractwo internetowe rękami fiskusa.

None
None

Pomysł, opisany niedawno przez „Puls Biznesu”, polega na tym, żeby w walce z serwisami czerpiącymi korzyści z łamania praw autorskich wykorzystać przepisy o praniu brudnych pieniędzy. Stowarzyszenie Sygnał uważa, że mają one zastosowanie również w przypadku serwisów czerpiących zyski z rozszczepiania sygnału telewizyjnego.

— Dochody z tego źródła mają przestępczy charakter. Odpowiednie organy — w Polsce jest to Główny Inspektor Informacji Finansowej (GIIF) — odpowiedzialne za monitoring przepływów finansowych, powinny przeciwdziałać próbom legalizacji tych pieniędzy — stwierdza Jarosław Mojsiejuk, prezes stowarzyszenia Sygnał.

SDPTS testuje obecnie ten sposób walki z piractwem i w tym celu złożyło w GIIF zawiadomienie o przestępczych praktykach jednego z serwisów internetowych. Inspektor przekazał dokumenty do właściwego urzędu kontroli skarbowej, a ten zwrócił się do prokuratury, która na początku marca wszczęła postępowanie w tej sprawie.

— Jeśli nasze podejrzenia dotyczące serwisu okażą się zasadne, oczekujemy, że inspektor podejmie działania w celu zablokowania rachunków nielegalnej firmy — wyjaśnia prezes Mojsiejuk.

GIIF nie jest od ścigania

Na tym właśnie opiera się cały zamysł walki z piratami. Skoro nie można ich ścigać za pośrednictwem policji i prokuratury, to trzeba odciąć im dostęp do pieniędzy, blokując za pośrednictwem GIIF przelewy i płatności kartowe do nielegalnych serwisów. W teorii wygląda to sensownie, w praktyce ten młot na piratów może jednak nie zadziałać. Zapytaliśmy Ministerstwo Finansów, czy GIIF (który działa w ramach resortu) sięgnie po przepisy o praniu brudnych pieniędzy, by wspomóc organizacje zarządzające prawami autorskimi.

Otrzymaliśmy odpowiedź, że w kompetencjach generalnego inspektora „nie leży ściganie takich przestępstw jak kradzież i rozszczepienie sygnału telewizyjnego”. To w gestii prokuratury jest rozstrzyganie, czy doszło do złamania prawa, a GIIF może jej tylko służyć pomocą, dostarczając informacje potrzebne do prowadzonego postępowania. Jarosław Mojsiejuk, prawnik z wykształcenia, uważa, że w świetle przepisów o praniu brudnych pieniędzy sprawa wcale nie jest jednoznaczna.

— Zadaniem GIIF jest podejmowanie działań prewencyjnych już na etapie, gdy pojawi się podejrzenie, że pieniądze pochodzące z przestępstwa mogą zostać wprowadzone do obrotu. My nie chcemy, by inspektor ścigał piratów. Informujemy organy skarbowe tylko w przypadku, gdy już złożymy dobrze udokumentowane zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a sprawca otrzymuje dochody z nielegalnego rozpowszechniania sygnału telewizyjnego i najczęściej działa w konspiracji — stwierdza prezes SDPTS.

Krzysztof Wojdyło z kancelarii Wardyński i Wspólnicy również uważa, że sprawa nie jest jednoznaczna. To prawda, że GIIF nie zajmuje się ściganiem przestępców, ale skoro wiemy, że ktoś zarabia na łamaniu prawa, a przychody płyną drogą elektroniczną na jego rachunek, to jest oczywiste, że później trafią do dalszego obrotu, czyli dojdzie do próby „przeprania” pieniędzy.

— To jest ten moment, kiedy generalny inspektor powinien być zainteresowany przynajmniej monitorowaniem sprawy. Jednak w praktyce precyzyjne ustalenie momentu, w którym GIIF będzie uprawniony do podjęcia działań prewencyjnych, może być trudne — przyznaje mecenas Wojdyło.

Koalicja przeciw piratom

Możliwe, że zanim państwo zaangażuje się w walkę z piractwem, odsiecz przyjdzie z innej strony. Niedawno brytyjski „The Telegraph” napisał, że Google rozmawia z Visą, Mastercardem i PayPalem o eliminowaniu nielegalnych stron, poprzez odcięcie im finansowania. To ważna inicjatywa, ponieważ internetowy gigant bywa oskarżany, że nie dość mocno angażuje się w zwalczanie pirackich stron, zarabia na reklamach takich serwisów i umieszcza wysoko w wyszukiwarkach.

Google odpiera zarzuty i podaje statystyki, według których miesięcznie zamyka setki tysięcy stron. Problem w tym, że szybko odradzają się one pod nowymi adresami.

W sojuszu z firmami kartowymi walka z piractwem mogłaby być znacznie skuteczniejsza. Visa, Mastercard i PayPal mają już wprawę w blokowaniu niewygodnych stron, ponieważ w 2011 r. cała trójka wstrzymała wszystkie transfery na rzecz serwisu WeakiLeaks. Visa i Mastercard prowadzą własne bazy danych podejrzanych serwisów internetowych, które nie mogą przyjmować płatności kartowych. Trafiają na nią głównie nielegalne sklepy handlujące wyrobami tytoniowymi i lekami, rozpowszechniające zakazane treści pornograficzne oraz prowadzące gry hazardowe.