Przez cały tydzień najlepsze tenisistki świata będą rywalizowały na skromnych kortach warszawskiej Legii. Słono zapłacił za to Polsat.
— Oficjalnie nie możemy o pieniądzach mówić — tak Mirosław Błaszczyk, prezes Polsatu, odpowiada na pytanie, ile stacja zainwestowała w turniej.
— Gdyby precyzyjnie podejść do obliczania, ile zainwestowaliśmy, trzeba by wziąć kalkulator i trochę posiedzieć, bo dajemy pieniądze nie tylko na zorganizowanie turnieju, ale także ponosimy wszystkie koszty związane z transmisją — dodaje prezes.
Polsat od tego roku jest tytularnym sponsorem turnieju. Michał Lewicki, dyrektor finansowo-organizacyjny Polsat Warsaw Open, zasłaniał się tajemnicą handlową, gdy pytaliśmy, czy Polsat zdobył udziały w spółce ML Sports, która organizuje zawody.
— Szukaliśmy sponsorów wśród największych firm i tak naprawdę tylko Polsat podjął z nami rozmowy — twierdzi Michał Lewicki.
Udało się zbudować budżet w wysokości kilku milionów złotych.
Co skusiło telewizję Zygmunta Solorza-Żaka? Na pewno nie słupki oglądalności, bo te są niskie.
— Nie jest to oszałamiająca widownia, ale jest to inwestowanie w wizerunek telewizji Polsat i przyszłe lata. To przede wszystkim działanie promocyjne — mówi Mirosław Błaszczyk.
Tenis należy do tej samej grupy sportów elitarnych co Formuła 1 i wzmacnia wizerunek Polsatu jako medium z wyższej półki. Budowa takiego wizerunku jednak kosztuje.
Normą jest płacenie gwiazdom tzw. startowego. To kwota nawet 50 tys. USD,
którą organizator płaci paniom z czołówki rankingu światowego za sam start.
Dzięki takim pieniądzom, ale także znakomitym kontaktom Stefana Makarczyka,
dyrektora turnieju, w stolicy grały w przeszłości już takie sławy, jak Venus
Williams i Maria Szarapowa. W tym roku zagości druga obecnie rakieta świata —
Caroline Wozniacki (Dunka polskiego pochodzenia), ale zabraknie Agnieszki
Radwańskiej, która od poprzedniego roku jest w konflikcie z organizatorami.
Poszło ponoć o pieniądze — brak startowego dla Polki.
