NetJets ma pomóc nad Wisłą ambasador, którego firma niedługo wybierze.
Niecały rok temu Vadim Horiszny, wiceprezes NetJets na Europę Środkową i Bałkany, bardzo Polskę chwalił. M.in. za to, że na naszym rynku firma oferująca współwłasność samolotów rosła w tempie 35 proc., podczas gdy dla Europy średnia wynosiła 5 proc. Z 25 klientów firma obecna w Polsce od 2004 r. w pięć lat chciała mieć 200. I podtrzymuje te cele, chociaż niewiele się w ostatnich czasach zmieniło.
— Straciliśmy nielicznych klientów, a w tym roku zdobyliśmy sześciu, mamy ich 25-30. Do końca roku liczymy, że przybędzie co najmniej pięciu — mówi Vadim Horiszny.
W NetJets klienci kupują udziały w samolocie (od 120 tys. USD) i otrzymują określoną liczbę godzin lotu uzależnioną od wielkości nabytego udziału. Po trzech latach NetJets gwarantuje odkupienie udziału własności w samolocie po cenie rynkowej.
Mimo kłopotów Polska nadal jest — obok Czech i Rumunii — krajem, na którym NetJets się koncentruje. W Czechach firma ma 30 klientów, 10 z nich zdobyła w tym roku. Rumunia to także rynek wzrostu, do końca roku ma tu być 10 klientów. Największe rynki to Wielka Brytania (ponad 600 klientów), Szwajcaria (niecałe 200 osób), Rosja (150) czy Niemcy (ponad 100).
Firma liczy, że sytuacja w Polsce się poprawi. Ma w tym pomóc m.in. ambasador marki. Np. w Czechach są to tenisiści Thomas Bedrych i Petra Kvitova. Swoją twarz daje też firmie Warren Buffet, którego grupa Berkshire Hathaway jest właścicielem NetJets.
— Rozmawiamy w Polsce z przyszłym ambasadorem, powinniśmy go wybrać do końca roku — zapowiada Vadim Horiszny.
Niepowodzenia w Polsce wiceprezes NetJets potrafi wytłumaczyć.
— Polska to duży rynek i firmy nie muszą dużo eksportować. Poza tym — inaczej niż w innych krajach — osoby, które kupiły tu swój samolot, podnajmują go innym. Takich ludzi może być 15 — szacuje Vadim Horiszny.
Przyczyn jest więcej.
— I świat, i Polska są w specyficznym okresie, który trudno określić jako kryzysowy, postkryzysowy, czas nowego kryzysu czy nowej koniunktury. Lotnictwo biznesowe się załamało, w niektórych miesiącach spadki sięgały 50 proc. W 2010 r. rynek zaczął się odbudowywać, ale są trasy, gdzie ruch biznesowy nie odbudował się wcale — komentuje Tomasz Dziedzic z Instytutu Turystyki.
Nie wszyscy są takimi pesymistami.
— W latach 2008-2010 decyzje biznesowe podejmowane były przez firmy wolniej ze względu na zawirowania na rynkach finansowych. Jednak najtrudniejszy okres dla lotnictwa biznesowego w Polsce już minął. Od połowy 2010 r. widzimy zwiększone zainteresowanie klientów poszukujących bardziej efektywnych i ekonomicznych rozwiązań, które w ramach lotnictwa biznesowego możemy zaoferować — mówi Jarosław Przybyła, dyrektor zarządzający Sky Share, polskiej konkurencji NetJets z Poznania.