Trzymajmy kciuki za Hiszpanów

Jacek Kowalczyk, Bloomberg
opublikowano: 2011-01-12 00:00

W strefie euro pachnie kolejnym kryzysem. Czy jego odłamki znowu uderzą w Polskę?

Najbliższe tygodnie rozstrzygną, czy rząd w Madrycie pójdzie śladem Grecji i Irlandii

W strefie euro pachnie kolejnym kryzysem. Czy jego odłamki znowu uderzą w Polskę?

Zbliża się ważny moment dla strefy euro. Kilka krajów Eurolandu, w tym najbardziej chwiejne finansowo Portugalia i Hiszpania, będzie przechodziło test wiarygodności kredytowej. Od jego wyników może zależeć, czy konieczne będą kolejne programy ratunkowe. To z kolei będzie decydować o przyszłości złotego, giełdy i oprocentowania na rynku.

Dług na sprzedaż

Dzisiaj Portugalia będzie próbowała pożyczyć na rynku 1,25 mld EUR, sprzedając trzy- i dziesięcioletnie obligacje. Jeszcze ważniejszy będzie przetarg w Hiszpanii — gospodarce sześciokrotnie większej niż portugalska. Rząd w Madrycie zamierza sprzedać jutro pięcioletnie obligacje za 3 mld EUR.

— Aukcje będą dla rynków finansowych sprawdzianem, czy państwa nadal są w stanie funkcjonować bez zewnętrznej pomocy. Nikt nie spodziewa się, by obligacje nie znalazły nabywców, jednak ważne będzie uzyskane oprocentowanie — mówi Toby Nangle, zarządzający w funduszu Baring Asset Management.

Oprocentowanie hiszpańskiego długu przez ostatnie trzy miesiące ostro wzrosło, podnosząc wydatki budżetu na obsługę zadłużenia. W październiku rentowność "dziesięciolatek" wynosiła 3,99 proc., wczoraj było to już 5,53 proc. Analitycy spekulują, że jeśli za kilka tygodni oprocentowanie przekroczy 7 proc., rząd będzie potrzebował zastrzyku finansowego.

— Przy tym poziomie wydatki budżetu na odsetki od długu byłyby nie do udźwignięcia dla rządu Hiszpanii. Trudno określić prawdopodobieństwo takiego scenariusza, ale na pewno jest wysokie — mówi Christian Blaabjerg, główny strateg rynku akcji Saxo Banku.

Niewypłacalność Hiszpanii byłaby dla strefy euro znacznie większym problemem niż kłopoty Grecji, Irlandii i Portugalii razem wzięte. Pomoc dla rządu w Madrycie wymagałaby od Eurolandu znalezienia dodatkowych kilkuset miliardów EUR ponad już ustanowiony fundusz wart 750 mld EUR. Część ekonomistów zapowiada nawet rozpad strefy euro.

Parszywa siódemka

Poziom 7 proc. dla "dziesięciolatek" to granica wytrzymałości europejskich rządów. Po przekroczeniu tego progu o pomoc wystąpiła Grecja i Irlandia. W ubiegłym tygodniu powyżej 7 proc. podskoczyło też na chwilę oprocentowanie obligacji portugalskich. Dlatego część analityków twierdzi, że Portugalia prędzej czy później będzie musiała sięgnąć po pomoc.

— Jeśli koszt finansowania długu utrzyma się na tak wysokim poziomie, nieunikniony będzie program ratunkowy dla Portugalii — mówi Ioannis Sokos, strateg BNP Paribas.

Trochę optymizmu do strefy euro przywieźli ostatnio Azjaci. W ubiegłym tygodniu wicepremier Chin, podczas wizyty w Hiszpanii, zapowiedział, że jego kraj będzie skupować obligacje krajów Eurolandu. Wczoraj pomocną dłoń wyciągnęli Japończycy. Minister finansów zapowiedział, że jego rząd za swoje rezerwy walutowe kupi jedną piątą obligacji emitowanych przez Komisję Europejską, finansujących programy ratunkowe w strefie euro.

— Japonia chce wzmocnić wiarygodność europejskiej oferty — tłumaczy minister Yoshihiko Noda.

Trzęsienie ziemi

Nawet jeżeli jutrzejszy przetarg w Hiszpanii zakończy się sukcesem, będzie to tylko pierwszy z serii przetargów, które rząd musi przeprowadzić w najbliższych miesiącach. Ich rezultat będzie miał duże znaczenie dla Polski. Po pierwsze, kiedy rośnie oprocentowanie w Hiszpanii, w górę idzie też w Polsce (patrz wykres) — dotyczy to kosztu pożyczek dla rządu, ale też przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Po drugie, zawirowania w strefie euro wstrząsnęłyby złotym — osłabiłby się zwłaszcza do dolara i franka szwajcarskiego. Po trzecie, niepokoje w strefie euro spowodowałyby spadki na giełdzie.

— Ostatni rok pokazał, co dzieje się w takich przypadkach. Kapitał wycofuje się do gospodarek uznawanych za najbezpieczniejsze, co mocno chwieje złotym i osłabia go. Można zastanawiać się tylko nad skalą tych problemów — mówi Marcin Mróz, główny ekonomista Fortis Banku.

Tym razem mamy jednak argument, który będzie zatrzymywał kapitał w kraju.

— To zbliżające się podwyżki stóp procentowych NBP. Być może dojdzie do nich już w styczniu — mówi Marcin Mróz.