Nie banki, nie konkurenci, ale agent rozliczeniowy uziemił samoloty OLT Ekspress. Jeszcze półtora tygodnia temu, kupno biletów za pomocą karty obsługiwał eService, spółka z grupy PKO BP. Wycofał się jednak ze współpracy i wtedy biznes przejęła firma z Niemiec.
To właśnie ona, jak twierdzi OLT, podcięła mu skrzydła. Niemiecki agent najwyraźniej zabezpieczył się w ten sposób na wypadek problemów polskiego kontrahenta.
Niedoszli klienci przewoźnika mają bowiem teraz prawo zwrócić się właśnie do agenta rozliczeniowego o zwrot pieniędzy za zakupiony kartą płatniczą bilet. Dlaczego? Bo tak każe regulamin organizacji kartowych, zarówno Visy, jak Mastercarda, które dają posiadaczowi karty prawo do skorzystania z tzw. charge back, w sytuacji gdy opłacone usługi nie zostały zrealizowane lub towar nie został dostarczony.
Prawdziwy problem
Liczba poszkodowanych może być znaczna. OLT Express podał, że sprzedał bilety 130 tys. osób, które już nigdzie jego samolotami nie polecą. Nie wiadomo, ilu niedoszłych pasażerów kupiło bilety za pośrednictwem eService, kiedy jeszcze współpracował z przewoźnikiem.
— Takimi danymi dysponuje tylko przewoźnik — mówi Marek Paradowski, prezes spółki.
Szef eService liczy, że OLT, zgodnie ze składanymi publicznie deklaracjami, zwróci swoim klientom pieniądze. Co się stanie, jeśli jednak należności za bilety nie odda?
— Tak, jak każdy agent rozliczeniowy, podejmujemy różne działania, jak zabezpieczenia i gwarancje, które minimalizują ryzyko w takich przypadkach — uspokaja prezes Paradowski.
Jeśli bankrut nie znajdzie pieniędzy na zwrot należności, agent rozliczeniowy ma prawdziwy problem. Doświadczył tego eCard, który współpracował z Air Polonią. Upadłość linii w 2004 r. mocno uderzyła w jego wynik.
Lato bankrutów
Nie licząc plajty Air Polonii, agenci nie mieli dotychczas większych problemów z charge back. Teraz zaczął im jednak wychodzić bokiem. Dopiekło im tegoroczne lato. Upadło kilka biur podróży, a poszkodowani wczasowicze w pierwszej kolejności zgłaszają się po odszkodowania do nich, a nie do urzędów marszałkowskich, które zajmują się wypłatą odszkodowań.
Nic dziwnego, bo w ramach charge back mogą odzyskać pieniądze w ciągu 180 dni. Na zwrot od ubezpieczyciela musieliby czekać miesiącami. Nie wiadomo, o jak duże pieniądze chodzi, ale problem jest znaczny i narasta. Agenci odnotowali istotny wzrost ruchu w terminalach płatniczych po upadłości Sky Clubu.
Nie wiadomo, czy do biur podróży ruszyli dawni klienci bankruta, żeby gdzie indziej wykupić wczasy, czy po prostu ludzie, którzy przy okazji kolejnych upadłości dowiedzieli się z mediów o możliwości skorzystania z charge back i sięgnęli po karty, zamiast opłacać wyjazd gotówką lub przelewem.
Ratunek w ministerstwie
Problem stał się na tyle istotny, że zajęło się nim Ministerstwo Sportu i Turystyki. Wczoraj w resorcie odbyło się spotkanie z udziałem agentów rozliczeniowych, agencji turystycznych oraz biur podróży.
— Potrzebne są systemowe rozwiązania. Z jednej strony, poszkodowanym przysługują odszkodowania z tytułu ubezpieczeń z drugiej, mamy charge back, który w przypadkach pojedynczych zdarzeń nie stanowi problemu, ale kiedy jest ich dużo, już tak. Trzeba znaleźć wyjście z sytuacji w interesie wszystkich uczestników rynku: posiadaczy kart, agentów rozliczeniowych i biur podróży — mówi Jędrzej Grodzicki, sekretarz Komitetu Agentów Rozliczeniowych przy Związku Banków Polskich.
Spotkanie miało charakter roboczy. W tym tygodniu odbędzie się kolejne z udziałem przedstawicieli Mazowieckiego Urzędu Marszałkowskiego. Według naszych informacji, agenci rozliczeniowi proponują, żeby niedoszli wczasowicze od razu byli kierowani do urzędów marszałkowskich.
Natomiast jeśli wczasowicz skorzysta z dobrodziejstwa charge back, wnioskują, żeby wtedy oni mogli dostać zwrot pieniędzy z polisy. Na ten tydzień zaplanowane jest kolejne spotkanie — już z udziałem przedstawicieli Mazowieckiego Urzędu Marszałkowskiego oraz prawdopodobnie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
— Dobrze, że ministerstwo zainteresowało się problemem. Najlepiej byłoby zaradzić mu na drodze ustawowej. Na razie cieszy przynajmniej to, że podejmowane są próby szukania rozwiązań na gruncie lokalnym, w ramach porozumień z urzędami marszałkowskimi — mówi Katarzyna Zubrzycka, dyrektor obszaru usług rozliczeniowych Polbanku.