Kolejne w ostatnim czasie spotkanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego z premierem Donaldem Tuskiem, znowu poświęcone sprawom zagranicznym, nie nosiło już takiego posmaku sensacyjności jak poprzednie. I bardzo dobrze, notabene obaj panowie mogliby postanowić o takich stałych operatywkach w cztery oczy, powiedzmy, raz w tygodniu przez godzinę. Zaraz po wyborach proponowałem rozwiązanie najprostsze, ale jakoś nie podchwycone — podczas weekendów mogliby w Sopocie odbywać wspólny spacer wagi państwowej po pagórkach w okolicach Opery Leśnej.
Polityka zagraniczna jest — bardziej nawet niż obronna — obszarem, w którym ojcowie obecnej Konstytucji RP zrobili największy kawał głowie państwa i szefowi rządu wywodzącym się z przeciwstawnych obozów politycznych. Ale są też inne zapętlenia kompetencyjne, mniej nośne medialnie. Generalnie prezydent wydaje akty urzędowe, wymagające dla prawnej ważności wcześniejszego podpisania przez premiera, czyli tzw. kontrasygnaty. Tylko niektóre zostały konstytucyjnie przekazane do wyłącznej kompetencji głowy państwa. Na przykład o powoływaniu sędziów decyduje jednoosobowo prezydent, ale o nominowaniu generałów — nigdy w życiu. Wniosek do Sejmu o powołanie prezesa NBP prezydent pisze samodzielnie, za to jego zastępców powołuje po podpisaniu aktu przez premiera. I tak dalej.
Nic dziwnego, że znowu odżywają pomysły zmiany Konstytucji RP, tym razem o charakterze porządkującym kompetencje najwyższych organów państwa. To jakościowa zmiana, ponieważ dotychczas podejmowane próby — oprócz wynikających ze wstąpienia Polski do Unii Europejskiej — dotyczyły przede wszystkim kwestii ideologicznych, z najbardziej kontrowersyjną próbą zmiany zapisów o ochronie życia na czele.
Na margniesie wypada przypomnieć, że Konstytucja RP z 1997 r. — która uchwalona została 2 kwietnia, w referendum zatwierdzona 25 maja, a w życie weszła 17 października — od początku spotkała się z generalną obojętnością obywatelską. W odniesieniu do wszystkich uprawnionych do głosowania realne wyniki referendum były następujące: za zatwierdzeniem 22,59 proc., przeciwko — 19,67 proc., niegłosujący — 57,74 proc. Przez dziesięć lat wiele się w tych postawach nie zmieniło, społeczeństwo oczekuje przede wszystkim klarowności, a rasa ustroju państwa — parlamentarno-gabinetowy czy prezydencki — jest wtórna. Na razie mamy mieszańca, który głośno poszczeka i nawet obroni obejście, ale medalu na wystawie piękności nie dostanie.
Jacek Zalewski