To nieprawda, że żyjemy w świecie bez autorytetów. Jest ich zatrzęsienie. Telewizja, media społecznościowe, kursy tzw. samopomocy, a także szkoły zarządzania i konferencje TED. Wszędzie spotkamy ludzi, którzy chętnie podzielą się z nami nieproszonymi radami, a jeśli nie zastosujemy się automatycznie do ich światłych wskazań, obrażą się na nas śmiertelnie.
– Trendseterzy, liderzy opinii, przedstawiciele kultury i nauki, a nade wszystko celebryci. Nie zapominajmy też o luminarzach transformacji cyfrowej i futurologach. Jeden mądrzejszy od drugiego. Taka mnogość kierunków ideowych, poglądów i dziedzin wiedzy, że już nie wiadomo, kogo poważać, słuchać, naśladować – mówi Julia Izmałkowa, zarządzająca agencją badawczą Izmałkowa.
Jak sobie poradzić z tzw. nadmiarem wyboru? Gdzie znaleźć prawdziwe wzorce osobowe?

Kiedyś było łatwiej: niemal każdy mógł się wzorować na kimś z najbliższego otoczenia. Dla córki autorytetem była matka, dla wnuczka dziadek. Czeladnik podziwiał mistrza, mistrz – starszego cechu. Współczesnym standardem jest rodzina nuklearna (pod jednym dachem rodzice z dziećmi), a coraz częściej niepełna. Co się zaś tyczy życia zawodowego: przedstawiciele pokolenia X gorzej radzą sobie z technologiami, więc milenialsi uważają, że nie mogą się od nich niczego nauczyć. Z drugiej strony jeszcze nigdy w historii nie mieliśmy dostępu do tylu mentorów – wszyscy są na... kliknięcie komputerowej myszki.
– Zamiast narzekać na brak przewodników i punktów odniesienia w domu i pracy, warto poszukać ich gdzieś dalej. Choćby na drugim końcu globu, w innym kraju, odmiennej kulturze, w przestrzeni wirtualnej – podpowiada Julia Izmałkowa.
Poznaj program V edycji cyklu webinarów “Akademia Lidera” >>
Zawsze można wybrać książki, filmy, muzykę, rzeźby, obrazy i podcasty, które uczą jak żyć, a ich twórców uznać za przewodników. Tak odkrył swoją zawodową drogę (i siebie) raper Jay-Z: „Byliśmy dzieciakami bez ojców, więc znaleźliśmy ojców na płytach, ulicach i w historii. Mogliśmy wybrać przodków, będących inspiracją dla świata, który mieliśmy dla siebie zbudować”. Atutem martwych lub – jakkolwiek to zabrzmi – cyfrowych nauczycieli jest to, że nie mogą odmówić przyjęcia nas do terminu. Skrypty do nauki znajdziemy w ich dziełach – uświadamia Austin Kleon, amerykański grafik i pisarz.
Autorytet to w społeczności pierwotnej mędrzec, szaman. Ktoś, kto wie więcej. Dawniej taką rolę odgrywała starszyzna – dziś nierzadko zdegradowana do roli osób mało interesujących. Smutne to, bo nawet jeśli starsi ludzie nie nadążają za tempem dzisiejszego życia i rozwojem technologii, to ich historie i doświadczenia nadal mogą pobudzać do refleksji; wnieść powiew świeżości do życia w biegu nie wiadomo dokąd.
– Łatwy, internetowy dostęp do różnych znanych osób, uważanych za specjalistów w swoich dziedzinach, to szansa, ale też ryzyko. A nuż zaufamy komuś, kto zaprowadzi nas na manowce. Dotyczy to zwłaszcza młodych, których osobowość nie została jeszcze w pełni ukształtowania – tłumaczy Julia Izmałkowa.
Bez hałasu i autoreklamy
Dlatego Jacek Walkiewicz, trener rozwoju osobistego, radzi rozpocząć poszukiwania od najbliższego środowiska. Ludzi godnych naśladowania – podkreśla – można znaleźć w swoich doświadczeniach, przeżyciach, pamięci. Dla niego taką osobą jest łacinniczka z liceum. W książce „Rozmyślnik” wspomina zimę stulecia w Polsce na przełomie 1978 i 1979 r. Zaspy miały dwa metry wysokości. Większość jego nauczycieli i uczniów dojeżdżała do szkoły pociągami, które raz po raz wypadały z szyn lub w ogóle nie mogły ruszyć. Pewnego razu w śniegu i mroku dotarł na lekcje, przekonany, że się nie odbędą. Zwłaszcza łacina, bo profesorka miała 70 lat. A tu zdziwienie – czekała na młodzież w klasie i poprowadziła lekcję jak zwykle – dla pięciu z 30 osób. Na pytanie, dlaczego nie została w domu jak większość nauczycieli, odparła, że wyruszyła pieszo trzy godziny wcześniej niż zawsze, bo tak ją wychowali profesorowie przed wojną. Po prostu.
– Jedną z cech osób zasługujących na miano mistrzów jest to, że właściwych rzeczy nie robią na pokaz. Mają wewnętrzną motywację, więc nie potrzebują zewnętrznych zachęt: premii, pochwały dyrektora czy uznania w branży – komentuje Aleksandra Knecht, która pracę terapeuty łączy z karierą w marketingu.
Z kolei gen. Roman Polko uważa, że autorytetu, charyzmy nie da się podrobić – niektórzy próbują uchodzić za lepszych, mądrzejszych, niż są w rzeczywistości. Dotyczy to nawet wysokiej rangi decydentów. Efekt często bywa komiczny. W książce „RozGROMić konkurencję” opisuje pewnego nielubianego przez żołnierzy generała, który chciał pokazać, jaki jest naturalny i ludzki.
W trakcie międzynarodowych misji pokojowych ów dowódca napatrzył się na Amerykanów, którzy siadali do posiłków z podkomendnymi. Zależało mu na zmniejszeniu dystansu, więc gdy w stołówce zobaczył wielki gar z obrzydliwą cieczą, zatkał nos i zażądał, by mu jej nalano. Kelner usiłował wybić mu ten pomysł z głowy. Na próżno. Generał postawił na swoim i zamiast zupy dostał... zlewki. To właśnie znajdowało się w kotle. Niczego nieświadomy zjadł zawartość talerza na oczach rozbawionych wojaków. Chęć zyskania popularności skończyła się kompletną porażką generała w oczach podwładnych.
Taki odsetek młodych pracowników woli menedżera, który jest autorytetem, a nie kumplem. 61 proc. chce pracować w zespole z doświadczonymi kolegami – wynika z badania zrealiowanego przez PwC, Well.HR i Absolvent Consulting.
O autorytetach mówi się ostatnio w kontekście autorytaryzmu, sekciarskiej pokory i bezkrytycznego posłuszeństwa. Wydają się wymierającym gatunkiem – oczywiście nie w Rosji, lecz w zachodnich indywidualistycznych społeczeństwach, w których każdy sam sobie powinien być sterem, żeglarzem i okrętem. Z drugiej strony moralne wymogi stawiane wyjątkowym jednostkom nigdy nie były tak wyśrubowane jak dzisiaj.
Jacek Walkiewicz wskazuje, że od autorytetu oczekujemy doskonałości w każdej sferze życia. Na tym się tuczą plotkarskie media, paparazzi i inni samozwańczy demaskatorzy hipokryzji. W życiorysie wybitnej postaci znajdują jakąś skazę i niszczą tę osobę bez cienia litości. Stracić twarz w czasach powszechnej cyfrowej inwigilacji nietrudno. Wystarczy użyć niefortunnego określenia, zamieścić nieroztropny post na Facebooku, by budowana latami pozycja w parę chwil legła w gruzach, a wcześniejszy podziw zastąpiła fala hejtu.
Niektórzy przestają być autorytetami na własne życzenie – jak bohaterowie „Geniusz kłamstwa” Françoisa Noudelmanna, zbioru biografii. Rousseau, twórca filozofii wychowania, porzucił piątkę swoich dzieci. Kierkegaard pisał głębokie teksty o Bogu, a prywatnie był wolnomyślicielem religijnym sceptykiem. Nienawidzący podróży Gilles Deleuze stał się ideologiem nomadyzmu. Do tego towarzystwa doskonale pasuje Simone de Beauvoir – ikonę feminizmu łączyła wiernopoddańcza relacja z kochankiem.
– Amerykanie lubią powtarzać: nie rób tak, jak robię, rób tak, jak mówię. Słusznie. Potrzeba jednak ogromnej dojrzałości, aby odkleić człowieka od jego poglądów i skierować go na inne tory – twierdzi Tomasz Czyż, mówca motywacyjny i doradca zarządów.
Zaczyna się już w dzieciństwie
Szczególnie młodzi nie lubią słuchać ludzi doświadczonych, jeżeli ich wskazania nie idą w parze z nieskazitelnością charakteru. Trafnie uchwycił to Carl Gustaw Jung, szwajcarski psychiatra i psycholog: „Dzieci wychowywane są przez to, czym dorosły jest, a nie przez to, o czym ględzi”.
W ramach Projektu Bohaterskiej Wyobraźni grupa psychologów pod kierownictwem Philipa Zimbardy pytała dzieciaki, kim według nich jest bohater i jakim bohaterami same chciałyby być. Małolaty zaskoczyli naukowców, bo nie chciały nawet słyszeć o zostawaniu bohaterami. Uznały, że to zbyt duże wyzwanie, wymagające poświęcenia, ryzykowne i niedające gwarancji sukcesu. Badacze drążyli: „Jeżeli nie bohaterem, to kim chcesz być?”. „YouTuberem!” – odpowiadali najczęściej badani. Dziatwa zgodziłaby się również na karierę blogerską – choć tylko od biedy, skoro pisanie to jednak tortura.
Julia Izmałkowa jest daleka od bulwersowania się – trzeba zrozumieć dorastające pokolenie, a nie tylko oceniać i krytykować. Podstawowym mechanizmem kształtującym zachowanie i postawy dzieci – klaruje – jest modelowanie. One puszczają mimo uszu umoralniające gadki, ale naśladują czyny. Postępują dokładnie to, co ich rodzice, nauczyciele, wychowawcy.
– Jeżeli najbliższe otoczenie nastolatka to infuencerzy, a nie ojciec czy matka, on zawsze wybierze najnowszy smartfon zamiast wspólnego spaceru, familijnego seansu kinowego czy gry w warcaby. Nie dziwmy się ich priorytetom i wzorcom osobowym, ujawnionym dzięki badaniom prof. Zimbardy – podkreśla specjalistka.
Autorytet czy idol
Skoro autorytety zawodzą, kogo naśladować? Jacek Walkiewicz promuje ideę starszyzny – nie zawsze są to ludzie w zaawansowanym wieku jak jego nauczycielka łaciny w liceum. Ale z niejednego pieca jedli chleb, znają smak rozczarowań, wyciągnęli wnioski ze swoich porażek, dlatego z ich mądrości powinniśmy czerpać pełnymi garściami. Choć dążą do doskonałości – moralnej, zawodowej czy biznesowej, nie udają idealnych i nie zastygają w żadnej pomnikowej pozie.
Żaden reprezentant starszyzny nie czuje presji, żeby być ekspertem w swojej dziedzinie, a tym bardziej nie mieni się autorytetem od wszystkiego – uważa autora „Rozmyślnika”. Nie spieszy się z udzielaniem nieproszonych rad. Więcej słucha, niż mówi. Zamiast oceniać i krytykować, pokazuje skutki naszych błędów i podpowiada, co następnym razem można będzie zrobić inaczej. Jest drogowskazem, busolą, punktem odniesienia w naszych codziennych decyzjach. Przede wszystkim zaś kimś, kto nie uzależnia nas od siebie, ale pomaga nam się rozwijać i zdobyć wewnętrzną niezależność.