Notowania na rynku walut w minionym tygodniu napędziły strachu zadłużonym w walutach, importerom i inwestorom obstawiającym umocnienie złotego. Notowania EUR/PLN, USD/PLN i CHF/ PLN wystartowały 9 grudnia w górę na fali rozczarowania rezultatami szczytu Unii Europejskiej. Apogeum osiągnęły 14 grudnia rano. Euro były najdroższe od ponad 30 miesięcy, osiągając 4,60 zł. Kurs dolara przekroczył 3,52 zł, a franka 3,71 zł. Nastroje były fatalne, a eksperci zapowiadali kolejne rekordy.
Środowy zwrot
Po środowym porannym wyskoku inwestorzy zaczęli realizować zyski. Złoty odrobił część straty do wieczora. Przełom, przynajmniej chwilowy, nastąpił w czwartek. Po dobrych danych z USA inwestorzy nabrali optymizmu, zaczęli przekonywać się do ryzykownych aktywów, w tym złotego. Euro staniało o ponad 10, dolar o 8 groszy w kilka dni. Kurs franka spadł do 3,67 zł. Lepsze nastroje na rynkach powinny utrzymać się do końca grudnia, a kurs złotego dodatkowo może wesprzeć sprzedaż walut na rynku przez polskie instytucje finansowe.
— Umocnienie polskiej waluty to efekt poprawy nastrojów na rynkach globalnych. Na razie tę zmianę należy traktować jedynie jako korektę, wspartą lepszymi od oczekiwań publikacjami makroekonomicznymi — mówi Konrad Ryczko, analityk DM BOŚ Banku.
Z odsieczą złotemu nie przyszła Europa, ale poprawa na rynku pracy w USA. Liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych wyniosła 366 tys. i była najniższa od upadku banku Lehman Brothers w 2008 r. Znaczna poprawa była widoczna również w wynikach indeksów. NY Empire State zanotował wzrost z 3 do 9,52 pkt. Indeks Filadelfia Fed poprawił się z 5 do 10,3 pkt. Dane dają nadzieję, że świat z recesji wyciągnie Ameryka.
Rynek musi odpocząć
Na odsiecz złotemu przyszły też informacje z Polski. — NBP poinformował, że nie planuje w grudniu dodatkowej operacji typu Repo ani nie widzi potrzeby oferowania transakcji typu swap walutowy. Rynek odebrał to doniesienie jako potwierdzenie, że sytuacja banków w Polsce jest względnie stabilna, skoro nie potrzebują one otwarcia linii swapowych USD/PLN — dodaje Konrad Ryczko. Według Ernesta Pytlarczyka, głównego ekonomisty BRE Banku, na notowania złotego ma wpływ interwencja NBP przed końcem roku. Gra na zwyżkę notowań walut staje się coraz bardziej ryzykowna.
— Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że do końca roku na rynek wkroczy NBP. Interwencji banku centralnego sprzyja mniejsza płynność na rynku walut przed świętami. Inwestorzy uzględniają ten scenariusz — mówi Ernest Pytlarczyk.
Radosław Cholewiński, zarządzający Trigon DM, traktuje czwartkowy i piątkowy rajd złotego jako korektę spadków.
— Od lata utrzymuje się wyraźny trend spadkowy złotego, przerywany epizodycznymi odbiciami. Pod koniec listopada polska waluta umocniła się względem euro, w grudniu wróciły spadki. Teraz poprawiły się nastroje, a inwestorzy są bardziej skłonni do ryzyka. Dodatkowo koniec tygodnia z reguły jest spokojniejszy na rynku walutowym — mówi Radosław Cholewiński.
Demony wrócą w styczniu
Do końca roku polskie instytucje finansowe będą pilnować notowań, by kurs euro nie przekroczył znacząco 4,5 zł. To ważne, bo spora część naszego długu jest denominowana w walutach, a zadłużenie Polski nie może przekroczyć 55 proc. PKB. Po Nowym Roku nie będzie to już tak istotne. Dlatego można założyć, że waluty w grudniu nie wrócą już do maksymalnych notowań ze środy.
— Układ wykresów sygnalizuje, że polska waluta tylko w wyniku czynników technicznych mogłaby się samodzielnie umocnić do około 4,50 zł za euro oraz 3,45 zł za dolara. Spadek poniżej tych wartości wymaga jednak ingerencji ze strony instytucji centralnych — mówi Konrad Ryczko.
— Średnioterminowy trend na początku przyszłego roku będzie negatywny. Spodziewam się osłabienia złotego w pierwszym kwartale do 4,6-4,7 zł za euro — dodaje Radosław Cholewiński.