Po wyborach parlamentarnych indeksy miały rozpocząć rajd w górę. Tymczasem WIG20 spadł w piątek poniżej psychologicznej bariery 2 tys. pkt i znajduje się na najniższym poziomie od lipca 2009 r. WIG stracił od stycznia prawie 6 proc., a honoru przestały bronić nawet giełdowe maluchy i średniaki, które przez ostatnie 5 sesji oddały cały październikowy zarobek.
— Liczyliśmy na to, że po wyborach skończą się licytacje, politycy zabiorą się do roboty, a gros pomysłów przepadnie, bo po prostu nie ma ich jak sfinansować. Cóż, musimy być bardziej cierpliwi — komentuje Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI. Oliwy do ognia dolał wzrost napięcia geopolitycznego, który nie sprzyja inwestowaniu w ryzykowne aktywa, a raczej zachęca do poszukiwania bezpiecznej przystani, czego najlepszym dowodem jest drożejące w poniedziałek złoto. Eksperci jednak uspokajają.
— Po zachowaniu indeksu DAX czy nawet francuskiego CAC40 widać, że inwestorzy spokojnie przyjęli zamachy i nie reagują na nie tak silnie jak w 2004 r. po ataku w Madrycie, nie mówiąc już o 11 września. Niestety, ale przez te 14 lat terroryzm spowszedniał, a przez ostatnie 2 lata napięcie geopolityczne jest niemal na porządku dziennym — uważa Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ. — To, co dzieje się obecnie w Europie, jeśli będzie miało skutki, to przede wszystkim długoterminowe dla przyszłego kształtowania się polityki całej Unii Europejskiej — dodaje Bartosz Arenin z AgioFunds TFI.
Nie wszyscy na fali
Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że PKB Polski wzrósł w trzecim kwartale o 3,4 proc., wobec 3,3 proc. zanotowane trzy miesiące wcześniej. Eksperci tłumaczą, że choć w wynikach spółek widać wzrost gospodarczy, to jednak nie wszystkie firmy równomiernie na nim korzystają, co ma odzwierciedlenie w notowaniach. — Dobrym przykładem jest branża odzieżowa, gdzie grono spółek zauważalnie zwiększających wyniki się kurczy. Z drugiej strony inwestorzy stali się bardzo wybredni i trudno sprostać ich oczekiwaniom. Trzeba też pamiętać o tym, że słaba koniunktura na lokalnym rynku jest efektem problemów, jakie dotykają rynków wschodzących ogółem. W Polsce na dodatek mamy polityczną niepewność, koncentrującą się przede wszystkim na dużych spółkach. One najbardziej ważą na indeksach i stąd słaba kondycja WIG20 i WIG — ocenia Łukasz Bugaj. Wtóruje mu dr Tomasz Bursa, wiceprezes Opti TFI, który tłumaczy, że słabość GPW nie wynika z koniunktury gospodarczej, ale z czynników związanych z wyższym ryzykiem regulacyjnym w Polsce.
Sporym problemem spółek rozliczających import w dolarach, a eksport w euro, jest umacnianie się amerykańskiej waluty.
— Rynki wciąż obawiają się wpływu podatku bankowego oraz restrukturyzacji kredytów frankowych na wyniki banków, a także obciążenia sektora energetycznego kosztami restrukturyzacji górnictwa. Wracają też obawy o przyszłość OFE, co z pewnością zniechęca inwestorów zagranicznych do inwestowania. Do momentu wyjaśnienia tych wątpliwości WIG20 będzie zachowywał się słabiej od swoich europejskich odpowiedników — uważa Tomasz Bursa.
Specjaliści zwracają też uwagę, że sporym problemem spółek rozliczających import w dolarach, a eksport w euro, jest umacnianie się amerykańskiej waluty.
— W wynikach kwartalnych widzę więcej zaskoczeń negatywnych. Uwidacznia się coraz mniej stabilna sytuacja walutowa — osłabianie się złotego do euro, ale w szczególności dynamiczne umacnianie dolara do pozostałych walut. Wprawdzie zyskują na tym eksporterzy, ale jednak wahania walutowe wpływają niekorzystnie na stabilność podejmowanych decyzji biznesowych — uważa Bartosz Arenin.
Wielka niewiadoma
Ekspert z AgioFunds TFI zaznacza, że choć małe i średnie spółki zachowują się w tym roku nieporównanie lepiej niż te wchodzące w skład WIG20, to trudno oprzeć się wrażeniu, że w ostatnich tygodniach selekcja na polskim rynku straciła na znaczeniu.
— Dzieje się to za sprawą niezwykłej słabości naszej giełdy, zarówno w stosunku do rynków zagranicznych, jak również wzorców historycznych. Jeśli tendencja ta nie odwróci się w najbliższym czasie, trudno będzie mówić o jakimkolwiek wpływie wyników czwartego kwartału na notowania akcji na polskim parkiecie. Górę — poza podażą kapitału zagranicznego — weźmie strach, zniechęcenie, a w następstwie tego — umorzenia w krajowych TFI — ostrzega Bartosz Arenin.
Na rychłą poprawę nastrojów nie liczy także Tomasz Bursa, który uważa, że dopóki nierozwiązane będą ryzyka regulacyjne, dopóty na giełdzie lepiej nie będzie. Jego zdaniem, może się nawet okazać, że kursy spółek nie będą rosły nawet pomimo lekkiej poprawy wyników w czwartym kwartale.
— Po głównych indeksach nie spodziewałbym się większych zwyżek, bo dużo ważą w nich spółki, których przyszłość nie rysuje się w różowych kolorach. Wciąż w najlepszej kondycji powinny być mniejsze podmioty, ale również w tym gronie nie można mówić o równomiernej poprawie wyników. Głównymi wygranymi trwającego ożywienia są firmy korzystające na zwiększonych wydatkach w segmencie rozrywkowym, restauracyjnym i premium, bo poprawa na rynku pracy i większy poziom wynagrodzeń sprawia, że Polacy konsumują więcej dóbr z nieco wyższej półki — dodaje Łukasz Bugaj.
Sebastian Buczek największe nadzieje pokłada w atrakcyjnych wycenach spółek. Jego zdaniem, o ile nie dojdzie do załamania na świecie, potencjał spadkowy polskiego rynku jest ograniczony obecnie do około 5 proc.


